sobota, 29 czerwca 2013

Ogłoszenie!

Mam dla was nową bajkę, oczywiście w wersji yaoi - ,,Śnieżek", prawdopodobnie będzie składała się z 3 części. Zapraszam do czytania wszystkich, którzy kochają stare baśnie. http://naszeopka.blogspot.com/2013/06/sniezek-czesc-i.html

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 10

   Michał był tak podminowany oraz rozżalony na samego siebie i cały świat, że dopiero po obiegnięciu kilka razy miejskiego parku nieco się uspokoił. Usiadł na ławeczce z ogromną porcją lodów malinowych i wystawił twarz do słoneczka. O tej porze w sobotę był tutaj spory ruch. Wszędzie widać było rodziny z dokazującymi dziećmi, spędzające tu miło czas na beztroskiej zabawie. Tego właśnie pragnął dla siebie. Jeśli związałby się z Gabrysiem, musiałby zrezygnować z posiadania takich słodkich maluchów. Doszedł do wniosku, że koniecznie musi to wszystko na spokojnie ponownie przemyśleć. Udał się więc do uniwersyteckiej biblioteki, gdzie usiadł w kąciku i przy pomocy książek oraz internetu, usiłował dojść do sedna problemu. Po szczegółowej analizie swojego zachowania musiał przyznać rację Sebie. Gabryś niewątpliwie pociągał go fizycznie, lubił też jego towarzystwo i świetnie się w nim bawił. Prawdopodobnie w jakimś stopniu był więc biseksualny, tylko wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jakie widział była zmiana miejsca zamieszkania i wystąpienie z drużyny. Wtedy bardzo rzadko spotykałby się z kapitanem i niemądre zauroczenie na pewno by mu przeszło. Z drugiej strony zaprzyjaźnił się już z chłopakami i wcale nie miał ochoty się z nimi rozstawać. Nawet nie chciał myśleć jak na jego pomysł zareagowałby trener Orkowski oraz ojciec. Poza tym przyzwyczaił się, że jak otwiera rano oczy, to widzi uśmiechniętą twarz Gabrysia, który woła go na smakowite śniadanko. W dodatku od kiedy zamieszkali razem, po raz pierwszy od wielu lat zaczął się wysypiać, paskudne koszmary w obecności Grizzly  umykały zniknęły bez śladu. Lubił jak mruczał niskim głosem jego imię, zaglądając mu głęboko w oczy. 
Uff…! - W tym momencie chłopak zorientował się, że znowu zagalopował się i rozmarzył.Wrócił do domu dopiero późnym wieczorem i nikogo w nim nie zastał. Był wolny dzień, więc nie widział w tym nic dziwnego. Zjadł kolację, umył się i oglądając jakiś durny program w telewizji wkrótce zasnął. Wcześniej jednak przysiągł sobie, solennie rozmówić się z mężczyzną.
   Tymczasem Gabryś poszedł oczywiście wprost do mieszkania Bartka, by zdać mu relację z przebiegu wydarzeń. Kumpel stwierdził, że nieźle sobie poradził i dał mu kilka wskazówek co do dalszego postępowania. Na rozmowach przy piwie dzień upłynął im bardzo szybko i przyjemnie. Po powrocie do pokoju zastał krasnoludka pogrążonego we śnie. Uśmiechnął się tylko i delikatnie pocałował go w gładki policzek. Bardzo uważał, by nie zbudzić Mikiego. Śliwa pod okiem nadal go piekła.  Rozebrał i wślizgnął do swojego łóżka. Wkrótce i on zasnął.
   COSIK właśnie na to czekał cały dzień. Postanowił odrobinę pomóc tym dwóm uparciuchom. Marzenie Mikiego o wiśniowym sadzie bardzo się mu spodobało. Realizacja go nie powinna być trudna. Wkroczył do snów Gabrysia i zaczął nimi ostrożnie sterować. Pokazał mu kilka romantycznych scenek. Miał nadzieję, że jest wystarczająco inteligentny by je wykorzystać. Potem zatarł płetwy i utulił się w swoim cieplutkim kąciku. Miał bardzo miły, wygodny dom i chciał, by jego gospodarz czuł się równie dobrze jak on. Będzie to wymagało sporo zachodu, bo chłopak był strasznie zawzięty i nieświadomy większości swoich pragnień.

***
   Pani Milena chodziła niespokojnie po swoim eleganckim salonie i nie mogła znaleźć sobie miejsca. Scena, którą przez przypadek widziała dwa dni wcześniej, nie mogła wylecieć jej z głowy. Poszła wtedy go Galerii Handlowej na zakupy i schowana między wieszakami, podsłuchała rozmowę Gabrysia z niejakim Bartkiem, za którym zbytnio nie przepadała, bo często pakował jej jedynaka w różnego rodzaju kłopoty. Z początku miała zamiar do nich podejść, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Chłopcy najwyraźniej kupowali jakąś biżuterię.
- No co ty, ten jest zbyt duży – usłyszała głos syna. - Miki ma delikatne rączki, ten brylant jest zbyt duży i taki ordynarny.
- Nie znasz się, ładnie załamuje światło i jest zdecydowanie męski – prychnął na niego kolega. – Nie możesz go poderwać na byle jaką, złotą tandetę.
- A ten? – podał mu maleńkie pudełeczko.
- No wiesz, szmaragdy i w dodatku takie mizerne – skrzywił się chłopak. - Ja bym cię za coś takiego nawet za rękę nie wziął, nie mówić o wpuszczeniu do łóżka.
W tym momencie pani Milenie coś utkwiło w gardle. Gabryś najwyraźniej mocno się zaangażował w związek z synem tego okropnego Pokrzywki. Musiała coś z tym natychmiast zrobić. Sądząc z ostatniej reakcji Stefana, on też był przeciwko. Postanowiła na jakiś czas zakopać topór wojenny i zbratać się z wrogiem. Po cichu wycofała się ze sklepu i wyciągnęła komórkę. Umówiła się z ojcem smarkacza na dzisiejszy wieczór. Nie chcąc włóczyć się po kawiarniach zaprosiła go do domu. Czekała na niego, nerwowo maszerując tam i z powrotem po cennym perskim dywanie. Paskudny drań bez krztyny kultury jak zwykle się spóźniał.

***
   W niedzielę rano Gabryś krzątał się od świtu. Przygotował koszyk piknikowy, wystroił się w najlepszą jedwabną koszulę i ściśle przylegające do jego długich nóg jeansy. Poświecił się nawet do tego stopnia, że przy pomocy prostownicy ujarzmił niesforne, jasne włosy. Zerknął do lustra i uśmiechnął się z zadowoleniem. Wysoki, muskularny, niebieskooki blondyn naprzeciwko zrobił to samo.
- Ciasteczko z ciebie chłopie – przywitał się ze swoim odbiciem. – Pytanie tylko, czy jesteś akurat w typie  pewnego małego krasnoludka – dodał niepewnie. Tej nocy miał niezwykły sen i postanowił go zrealizować. Wydawał się idealnym rozwiązaniem jego problemów. Teraz jednak, kiedy nastał dzień, nie był już taki pewny swojego pomysłu.
W tym momencie zobaczył Mikiego, wychodzącego z łazienki. Co prawda był już ubrany i umyty, ale rozczochrany wprost widowiskowo i nie całkiem przytomny. Długie, kasztanowe loki miał splątane w dziką dżunglę i próbował desperacko je rozczesać, szarpiąc niemiłosiernie.
- Siadaj – pchnął go na krzesło, stojące na wprost zwierciadła – robisz im krzywdę – wyjął mu z ręki grzebień. – Pokażę ci jak to powinno wyglądać, niecierpliwcu – zaskoczony takim wstępem chłopak siedział grzecznie i patrzył szeroko otwartymi oczami na ich odbicie. Gabryś stanął za nim i zaczął pasmo po paśmie, cierpliwie rozczesywać lśniące pukle. Dotyk jego dużych dłoni był bardzo delikatny. Pieszczotliwie nawijał na palec każdy lok, by potem odrzucić go na plecy coraz bardziej czerwonego chłopaka, któremu na zmianę zaczęło się robić zimno i gorąco.
- Wwy… wystarczy – wyjąkał Miki, kiedy ich błyszczące oczy spotkały się w lustrze. – Jestem głodny – dodał tonem usprawiedliwienia.
- W takim razie chodź – Kapitan wziął go za rękę i pociągnął do drzwi.
- Gdzie ty mnie wleczesz wariacie?
- Niespodzianka, więc zamknij buzię i nie dyskutuj – mężczyzna, zniecierpliwiony pytaniami wziął go na ręce i zaniósł do zaparkowanego przed budynkiem samochodu. Kiedy Michał odwrócił głowę do tyłu, zobaczył koszyk z prowiantem i koc. Zrozumiał, że jadą na wycieczkę i przestał protestować. Pogoda była piękna, słoneczko jasno świeciło i wiał ciepły wietrzyk. Wspaniały dzień na wyjazd za miasto. Może w sprzyjających warunkach będą mieli okazję poważnie porozmawiać? Taką przynajmniej miał nadzieję. Nawet nie wiedział, kiedy dojechali na miejsce. Z zaskoczeniem stwierdził, że zatrzymali się przed tylną bramą Ogrodu Botanicznego.
- Jeśli nas złapią na włamaniu, zapłacimy spory mandat – spojrzał z naganą na mężczyznę.
- Nie martw się, mam zezwolenie – Otworzył przed nim bramkę. – Chcę ci coś pokazać, tylko najpierw zrobię to – wyciągnął z kieszeni biały szal i przewiązał zaskoczonemu Mikiemu oczy, zanim zdążył na niego nawarczeć. Potem położył mu rękę na ramieniu i poprowadził przez park.
- Wymyśliłeś jakiś nowy rodzaj zabawy w ciuciubabkę?  Jeśli to jakieś twoje nowe zboczeństwo, tym razem pozwolę ojcu obić ci gębę z obu stron – fukał na niego chłopak, czując się bardzo niepewnie w tej niecodziennej sytuacji. W końcu się zatrzymali i mężczyzna ściągnął z jego oczu opaskę. Widok jaki zobaczył zaparł mu dech w piersiach. Miał wrażenie, że właśnie znalazł się w baśniowej krainie ze swoich najskrytszych marzeń. Stali pośrodku niewielkiej polany, a soczyście zielona, aksamitna trawa sięgała im prawie do kolan. Otaczały ją drzewa kwitnących, japońskich wiśni, wystrojonych przez hojną naturę niczym panny młode w miliony biało-różowych kwiatów, które pachniały wręcz oszałamiająco. Wiatr zrywał ich delikatne płatki, a one wirowały w powietrzu, by zaraz potem opaść w dół i utworzyć na ziemi niezwykły kobierzec. Podszedł bliżej, aby móc dotknąć szorstkiego pnia. Spojrzał w górę i uśmiechnął się promiennie.
- Tak musi wyglądać niebo – szepnął zachwycony i odwrócił się twarzą do mężczyzny. – Dziękuję – musnął ustami jego śniady policzek.
- Cieszę się, że ci się podoba – Gabryś nie mógł się napatrzyć na słodko zarumienioną buzię chłopaka. – Przyprowadziłem cię tutaj nie bez powodu – zaczął niskim głosem, pełnym ciepła i pewności, że trafił na właściwą osobę, z którą chce spędzić resztę życia. Dla niego gra się właśnie skończyła. W tym momencie zrozumiał, że już nigdy nie pozwoli odejść temu smukłemu krasnoludkowi, który w tej chwili zerkał na niego ogromnie zmieszany.
- Gabryś…  – zaczął cichutko, zaciskając dłoń na jego przedramieniu.

- Pozwól mi to powiedzieć – mężczyzna uklękną przed nim i ujął jego dłoń. – Lubię cię… kocham…. Chcę, żebyś należał tylko do mnie. Proszę, przysięgam, że zrobię wszystko żebyś był szczęśliwy.
- Wstań, to straszne żenujące – czerwony jak zachodzące słoneczko Michał, próbował, z mizernym zresztą skutkiem, zmusić go do zmiany pozycji, ciągnąc za ramię umięśnione prawie tak jak jego udo.
- Najpierw odpowiedz, jeśli tego nie zrobisz będziemy tu tak stać do wieczora, aż przyjdzie cieć i nas wypędzi – uśmiechnął się do niego przekornie Gabryś, ale posłusznie wstał i wyprostował swoją potężną sylwetkę..
- Ale… ja… yh… - chłopak nie wiedział jak mu to powiedzieć.
- Spokojnie skarbie, wyjaśnij, jeśli masz jakieś zastrzeżenia lub propozycje – odezwał się łagodnie, widząc jak jest zmieszany i roztrzęsiony.
- Ja nigdy nie spotykałem się z nikim na poważnie, nigdy też nie myślałem o innym mężczyźnie w tej kategorii. Lubię cię, ale nie jestem pewny, czy chcę się z tobą związać  - tłumaczył drżącym głosem.
- W takim razie proponuję trzy próbne miesiące, po tym czasie wrócimy do tej rozmowy. Co ty na to? – ujął jego rękę i włożył mu na palec piękny pierścionek z gwiaździstym brylantem.
- Dobrze – rzucił nieoczekiwanie dla samego siebie Miki. – Ale to było niepotrzebne – wpatrywał się w swój udekorowany palec.
- Oczywiście, że potrzebne. Wszyscy muszą wiedzieć do kogo należysz – odezwał się zaborczo Gabryś, objął go mocno w talii i przyciągnął do siebie. – Mogę liczyć na kilka próbnych buziaków? – nie czekając na odpowiedź łobuzersko spojrzał mu w oczy i pochylił się, by posmakować słodkich ust, które od tak dawna prześladowały go w snach. Najpierw tylko delikatnie je muskał, ucząc się na pamięć ich kształtu. Kiedy tylko odrobinę się uchyliły, ostrożnie je polizał, pragnąc wślizgnąć się do środka, ale chłopak mu na to nie pozwolił. – Kochanie nie zaciskaj ich – pieszczotliwie głaskał jego napięte plecy. Wiedział, że jest kompletnie niedoświadczony i robi to odruchowo.
- Chyba będziesz musiał mnie tego nauczyć – szepnął mu na ucho zawstydzony Miki.

- Z wielką przyjemnością – usiadł na trawie i pociągnął go na swoje kolana. Odwrócił jego szczupłą twarz do siebie i ujął ją w obie dłonie. Zarzucił sobie jego ręce na szyję i ponownie zanurzył się w kuszących ustach. Każdy następny pocałunek był dłuższy i głębszy. Chłopak powoli miękł w jego ramionach. W końcu westchnął i zupełnie się poddał, zapominając o całym świecie.


środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 9

   Następnego dnia była sobota. Gabryś wstał dość wcześnie i posprzątał swoją połowę pokoju. Mimo, że okropnie tłukł się i hałasował Michał ani drgnął. Obrócił się tylko na wznak rozrzucając szeroko ręce i nogi. Szlafrok rozchylił się i podwiną wysoko, dzięki czemu mężczyzna mógł podziwiać ładnie umięśnione uda i płaski opalony brzuszek. Widok śpiącego tak bardzo go rozpraszał, że dwa razy przyciął sobie palec szufladą biurka. Mruknął pod nosem kilka niecenzuralnych słów pod adresem swojego szalejącego libido. Ostatnio ciągle chodził z erekcją w spodniach i nie mógł się na niczym skupić. Rachunek za wodę na pewno wzrośnie co najmniej dwukrotnie, bo od jakiegoś czasu łazienka stała się jego ulubionym miejscem rozmyślań. A wszystko przez tego małego, pyskatego krasnoludka, który czy to we śnie czy na jawie pałętał mu się przed oczami. Postanowił zrobić sobie śniadanko skoro i tak nie może się niczego nauczyć. Spojrzał na Miki, który właśnie z niewyjaśnionego powodu zaczął oblizywać pełne wargi.
- Cholera – jęknął i zerwał się z krzesła – mam chyba jakąś obsesję. Może powinienem się zacząć leczyć? - Podszedł do okna i podniósł żąluzje.  Słońce natychmiast wdarło się do środka i zaświeciło chłopakowi prosto w oczy. – Koniec spania leniu! Czas posprzątać ten bajzel! – burknął mu nad głową i umknął do kuchni. Nie chciał się narażać na trzecią już dzisiaj sesję prysznicową.
Miki przez chwilę wiercił się jak owsik, wreszcie jednak nie wytrzymał i usiadł na łóżku. Przetarł zaspane ślepka i z zaskoczeniem popatrzył na szlafrok. Nie mógł sobie za żadne skarby przypomnieć, żeby go wczoraj wkładał. W głowie mu lekko huczało, a w żołądku czuł niezbyt przyjemne sensacje. Nie było to jednak nic, czego nie załatwiłoby smaczne jedzonko. Pociągnął nosem, z kuchni doszedł go boski aromat jajecznicy z pieczarkami. Może jak się ładnie uśmiechnie do kapitana, to dostanie odrobinę? W tym momencie przypomniał sobie jednak, że jest na niego obrażony. Ze smętną miną powlókł się do łazienki. Wziął szybki prysznic, wysuszył włosy i wciągnął na siebie jakieś stare, zbyt obcisłe jeansy i koszulkę na ramiączkach. Rozpuścił włosy, aby wyschły i ruszył w stronę lodówki. Gabryś właśnie nakładał sobie na talerz śniadanko i głodny chłopak przełknął ślinę. W brzuchu mu głośno zaburczało, co wywołało na twarzy mężczyzny złośliwy uśmieszek.
- I jak tam pijaczyno, kacyk męczy co?
- Wcale nie – Miki pokazał mu język i pochylił się do dolnej półki, wypinając w jego stronę ponętny tyłeczek.
- Niech to licho! – koszyk z bułkami, który niósł mężczyzna wyślizgnął mu się z rąk i upadł na podłogę. – Te spodnie zaraz trzasną, pożyczyłeś je od młodszego brata czy coś?!
- Aleś ty marudny od rana – chłopak podniósł bułkę, która akurat poturlała się pod jego nogi i wepchnął sobie do buzi. Wziął jeszcze karton z mlekiem i tak zaopatrzony usiadł za stołem. – Poza tym nie rozmawiam ze złodziejami pocałunków – wydął usta.
- No proszę – Gabryś wziął się pod boki – więc ja jestem bandytą? W takim razie jak nazwać kogoś, kto się rzuca mi w ramiona, obmacuje bezczelnie moje boskie ciało, a potem obsypuje buziakami?! Że nie wspomnę już o włażeniu do łóżka w nocy i tuleniu się przy każdej nadarzającej okazji! – Musiał najpierw nieco skołować swoją ofiarę. Wiedział, że mały przy całej swojej naiwności był inteligentnym chłopakiem i tak łatwo nie da się nabrać.
- Co takiego?! – Miki cały czerwony zerwał się na równe nogi.
- Nie mów, że nie pamiętasz co wyprawiałeś wczoraj?! – zrobił obrażoną minę, chichotając w duszy z przerażonej twarzy współlokatora. To była idealna okazja do wprowadzenia w życie planu. Opracowali go z Bartkiem w najdrobniejszych szczegółach. Ten naburmuszony słodziak już niedługo będzie należał tylko do niego.
- Ale przecież ciebie nie było, rozmawiałem z Sebą, a potem… - podrapał się po głowie. – Och… -  jęknął zawstydzony. Właśnie zaczęły docierać do niego jakieś przebłyski minionych wydarzeń.
- Myślałem, że się pogodziliśmy i traktujesz mnie poważnie! –  kapitan nagle posmutniał i usiadł ciężko na krześle. Zamrugał powiekami jakby powstrzymywał niechciane łzy. – Byłeś wczoraj taki czuły i namiętny, a ja tak bardzo się ucieszyłem. Od dawna mi się podobasz i myślałem, że chcesz się ze mną związać – ukrył na chwilę twarz w dłoniach.
- Ale… ale… - pisnął zaszokowany Miki. – Ja nie przypominam sobie żadnych deklaracji…
- A więc to tak! – Gabryś z rozwianym włosem i uniesionym dumnie czołem wstał i podszedł do niego. – Zabawiłeś się moim kosztem, kusiłeś mnie, uwodziłeś, a teraz mówisz, że nie pamiętasz?! – w tym momencie głos mu się niepokojąco załamał.
- Ga… Gaabryś… - wyjąkał nieszczęsny krasnoludek – co ty…
- Myślałem, że mam do czynienia z człowiekiem honoru – Kapitan zmierzył go pogardliwym spojrzeniem i z kamienną twarzą wymaszerował z mieszkania, trzaskając mocno drzwiami.
- Eee…? – Oszołomiony Miki stał na środku kuchni otwierając i zamykając usta. – Jaki związek, jaki honor?! – Nie mógł dojść do żadnych konstruktywnych wniosków. Miał wrażenie, że mózg mu się zawiesił. Obracało się w nim w kółko ostatnie zdanie wypowiedziane przez Gabrysia. Zupełnie rozbity wyciągnął komórkę i zadzwonił do Seby.
- Ściągaj zwłoki z wyrka i przyłaź tu natychmiast!
- Mały, toż to środek nocy – dobiegł go zaspany, ochrypły głos kumpla.
- Mam sytuację alarmową, zaraz zwariuję lub rzucę się do Wisły! – pisnął kompletnie załamany.
- Dobra już dobra, tylko na mnie nie krzycz. Łeb mi nawala.

***
   Ilona poprzedniego dnia nic nie wypiła, a też obudziła się z bólem głowy i w paskudnym humorze. Jak zwykle sięgnęła najpierw po telefon, by odsłuchać wiadomości. O dziwo żadna z dziewczyn nie nagrała się ani razu. Zwykle od świtu paplały jak najęte. Dopiero po chwili zauważyła jedynego sms’a.
,,  Jesteś zdrajczynią i oszustką. Zachowałaś się wczoraj jak zboczona dziwka. Przyniosłaś nam wstyd, dlatego wykluczamy cię z Klubu. Od tej chwili przestajesz dla nas istnieć”
Przez chwilę siedziała nieruchomo z szeroko otwartymi oczami. Te tchórzliwe żmije nie miały odwagi powiedzieć jej tego prosto w oczy. Nawet wiadomość wysłały z nieznanej komórki. Nie mogła uwierzyć, że po tylu latach przyjaźni, dzielenia się wszystkimi sekretami, tak zwyczajnie ją wyrzuciły. Nie pozwoliły jej nawet powiedzieć niczego w swojej obronie, nie spytały o powody takiego zachowania. Zacisnęła mocno pięści, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Łzy same zaczęły płynąć jej po twarzy, a dziewczyna nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Bezwiednie uderzała przeklętym telefonem o ramę łóżka, aż wreszcie pękła w nim obudowa. To przywróciło ją do rzeczywistości. Wytarła policzki, a w jej serce w miejsce rozpaczy zaczął się wkradać gniew. Przez całe lata uczyła je wszystkiego – jak się ubierać, poruszać, zachować w towarzystwie, rozpoznać wartościowych chłopaków, a od których lepiej trzymać się z daleka. Zrobiła damy z tych kocmołuchów, a one tak się jej odwdzięczyły! Znosiła cierpliwie ich głupotę, zarozumiałość i tchórzostwo, bo myślała, że są kumpelami. Wspierała ich i pomagała w najdrobniejszych sprawach, ale teraz z tym koniec. Skoro przyrównały ją do prostytutki, to już ona im udowodni, kto ma większe prawo do tego tytułu. W tym momencie rozdzwoniła się komórka. Odebrała i już po chwili zaczęła tego żałować. Odbyła kilkanaście nieprzyjemnych rozmów, a wszystkie były mniej więcej w tym tonie:
- Ilona – usłyszała zatroskany głos profesorki od francuskiego - czy ty pokłóciłaś się z Klanem? Rozpowiadają o tobie straszne plotki.
- Część Piękna! Ucisz te kretynki! Szargają reputację naszej rodziny! – kuzyn  Jaromir był naprawdę wściekły.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć – odezwała się zdenerwowana i speszona matka – jeśli ci brakuje pieniędzy na ubrania mogłaś nam powiedzieć. Podwyższylibyśmy ci kieszonkowe. Jak będziesz w ten sposób zarabiać na wydatki, to zupełnie zniszczysz sobie opinię kochanie.
Po wielu takich telefonach w Ilonie wrzało jak w wulkanie. Te idiotki nie tylko pozbyły się jej z Klubu, najwyraźniej dążyły też do tego, aby ze wstydu musiała opuścić uniwersytet. Rozpowiadały, że z nie spotyka się ze zwykłymi chłopakami, bo za towarzystwo każe sobie dobrze płacić. Przeciętnego studenta nie stać na taki wydatek. Wyciągnęła z biurka swój notes i niewielką kasetkę. Tutaj trzymała zdjęcia i pamiątki. W dużym, oprawionym w skoórę brulionie zapisane miała wszystkie ważne wydarzenia odkąd poznała alfabet. Były w nim zanotowane ze szczegółami największe sekrety dziewczyn. Czy powinna ich użyć przeciwko nim?

***
   Zanim Sebastian się ogarnął i przyszedł do Michała, minęła prawie godzina. Dręczyły go wyrzuty sumienia, że wczoraj zostawił go w łapach kapitana. Pewnie była jakaś awantura, bo mały wydawał się strasznie roztrzęsiony. Miał nadzieję, że nie doszło do rękoczynów, nigdy by sobie nie darował, gdyby przez niego chłopakowi coś się stało. Przyśpieszył kroku. Odetchnął z ulgą, kiedy po wejściu do mieszkania zobaczył kumpla siedzącego spokojnie na kanapie. Gdy jednak podszedł bliżej, wyraz jego twarzy mocno go zaniepokoił.
- Może wody? – zapytał niepewnie, widząc błędny wzrok i zmierzwione włosy. Ogólnie wyglądał jakby właśnie uderzył w niego piorun. W dodatku mamrotał coś do siebie pod nosem.
- Cholerny pasożycie jak jesteś potrzebny, to milczysz jak zaklęty! Ja mam tutaj sytuację kryzysową, a z ciebie jak zwykle zero pożytku! – Miki miał w głowie i sercu całkowity zamęt. Skoro nie był gejem, to dlaczego pocałunek Gabrysia zrobił na nim takie wrażenie?  Zachowywał się w obecności kapitana jak panna na wydaniu – rumienił się, peszył z byle powodu i wodził za nim wzrokiem jak cielę za matką. Nie robił tego jednak rozmyślnie, tylko jakoś tak samo wychodziło. Z drugiej strony zawsze podobały mu się dziewczyny i pragnął zwyczajnego życia. Ojciec był dla niego niedościgłym wzorem i nie wyobrażał sobie przedstawienia mu Gabrysia jako swojego chłopaka.
 - Nie odzywam się, abyś znowu nie powiedział jak coś zawalisz, że to moja wina – odezwał się wyniośle COSIK.
- Pięknie, kop leżącego kop – wyjęczał chłopak.
- No, nie maż się – stworzonku zrobiło się go żal. – Pomogę ci podjąć decyzję, ale to wymaga pewnych przygotowań – w jego małej główce zaświtała właśnie pewna myśl, nie miał jednak zamiaru podzielić się nią ze swoim gospodarzem, żeby go nie spłoszyć.
Chłopak podniósł wzrok i napotkał współczujące spojrzenia Seby. Kumpel bez słowa podał mu szklankę soku z lodem i włożył termometr pod pachę. Najwyraźniej uznał, że albo jest chory, albo zwariował.
- Człowieku, weź głęboki oddech i powiedz w końcu co się stało. Wyglądasz jakbyś zobaczył zielonego ludzika, albo nawet cały statek kosmiczny – Panienka usiadł obok i wyciągnął przed siebie swoje długie nogi.
- Eh… uhm… boo… hm… – zaczął stękać zmieszany Michał.
- W ludzkiej mowie, inaczej cię nie zrozumiem – klepnął go uspokajająco w plecy. – Najlepiej od początku.
- No dobra, sam chciałeś – chłopak westchną i zaczął od pierwszego spotkania z Gizzli. – Wiesz co mnie wtedy uderzyło? Gabryś zachowywał się wobec mnie niesamowicie po dżentelmeńsku, żaden chłopak nigdy mnie tak nie traktował. A potem, to już było tylko gorzej… - relacjonował po kolei wszystkie minione wydarzenia, opisując przy okazji nie tylko podstępne manewry kapitana, ale także swoje reakcje. Gdy skończył zerknął na Sebę, który przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – No wyduś coś z siebie!
- Hm… szczerze mówiąc, on miał sporo racji. Zachowywałeś się tak, jakbyś faktycznie był zainteresowany.
- Co ty gadasz?! Mnie nawet przez myśl nie przeszło, że mu się podobam, nie mówiąc już o jakimś związku! – krzyknął zdesperowany Miki.
- Niestety twoje zachowanie mówiło coś zupełnie innego. Na miejscu Gabrysia, też bym tak to odebrał – popatrzył na niego z politowaniem. – A właściwie co ci szkodzi spróbować? Zalicz parę randek, pomiziaj się z nim trochę i zobaczysz co z tego wyniknie. Zawsze możesz zerwać – uśmiechnął się do kumpla, który patrzył na niego jakby z kolei teraz on zwariował.
- Co z wami ludzie?! Nie jestem gejem do jasnej cholery! Odwalcie się wszyscy! – wrzasnął Miki, porwał z wieszaka kurtkę i jak szalony wybiegł z mieszkania.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 8

   Michał wybiegł z budynku uniwersytetu bardzo wzburzony. W duszy miał straszny zamęt. To on całe życie czekał na tą swoją wyśnioną miłość, a tu taki durny Grizzli zabrał jego pierwszy pocałunek i jeszcze głupio się uśmiechał. Chciał, żeby to było coś niepowtarzalnego i wymyślił do tego całą romantyczną scenerię – kwitnący sad, dziewczyna w letniej sukience, wiatr rozwiewający jej jasne włosy. Trzymaliby się za ręce, popatrzyłby w jej błękitne oczy i wyznałby miłość, a w zamian dostał gorącego buziaka. Nagle stanął jak wryty na środku parkowej ścieżki. Nawet nie wiedział kiedy tam dotarł. Zauważył w swoich marzeniach coś bardzo dziwnego. Ta dziewczyna była od niego wyższa i stanowczo kogoś mu przypominała. Tylko kogo?
- Kurna! – zaklął na głos. – Cholerny złodziej, udało mu się włamać nawet do mojej głowy! – Piękna nieznajoma jakimś cudem miała twarz Gabrysia. – To pewnie twoja sprawka głupi pasożycie?! – warknął w stronę swojego żołądka.
- Jaasne… Najpierw się całuje aż iskry lecą, potem ucieka, a teraz wszystko to wina biednego COSIKA? – burknęło złośliwie stworzonko.
- Jakie iskry? Co ty bredzisz?! On na mnie napadł! – tłumaczył się niepewnym głosem Miki.
- Peewnie… siłą cię brał. Dlatego rozchyliłeś usteczka, zamknąłeś oczęta i zrobiłeś minę bierz mnie całego? – zachichotał niepoprawny pasożyt.
- Nie będę dyskutował  z pierwotniakiem, ty przecież nie masz mózgu!- prychnął Miki i poczerwieniał jak wisienka.
- Powiedz prawdę, przelizałbyś się z Gabrysiem jeszcze raz. Poza tym ta twoja Amazonka puściła cię kantem, więc znowu jesteś bez pary.
- Odczep się, poszukaj sobie pani COSIKOWEJ! – obraził się na niego chłopak. W głębi duszy jednak wiedział, że zwierzak ma trochę racji. Pocałunek kapitana był zaskakująco przyjemny, gdyby potrwał dłużej nie wiadomo co by się wydarzyło.
   Nagle gdzieś zza krzaków dobiegł go czyjś stłumiony szloch. Miki nie byłby sobą, gdyby nie poszedł sprawdzić co się dzieje. Miał bardzo miękkie serduszko, wrażliwe na każdą, najmniejszą nawet krzywdę. Na ławce zobaczył Sebastiana wycierającego rękawem czerwone oczy i zapuchnięty nos. Czy to czasem nie jego widział uciekającego z holu podczas przedstawienia, jakie dały Gertruda z Iloną? Zrobiło mu się go żal. Pewnie któraś z dziewczyn zapadła mu głęboko w serce. Podszedł po cichu, usiadł obok i podał mu chusteczkę.
- Co się stało Seba? – zapytał łagodnie. Tak naprawdę to miał ochotę też sobie popłakać. Dzisiaj rozsypały się w pył dwa z jego długo pielęgnowanych  marzeń. Pociągnął dyskretnie nosem i popatrzył współczująco na Panienkę.
- Życie jest niesprawiedliwe – wychlipał chłopak i podniósł na niego załzawione, szare oczy. – Tyle starań i planów, a wszystko na marne przez tą głupią Barbi.
- Mówisz o Ilonie? – upewnił się Miki. – A więc to Gerdi wpadła ci w oko. Chyba jesteśmy na tej samej pozycji. Wczoraj była ze mną na randce, a dzisiaj zrobiła taki numer. Te dziewczyny to są jednak grubo przereklamowane. Ja sobie odpuszczę, fajna z niej przyjaciółka, ale słabo między nami iskrzyło. Tobie radzę to samo – poklepał usmarkanego Sebę łagodnie po plecach.
- Łatwo ci mówić, ja kocham ją od podstawówki. Nie masz pojęcia co ja wyprawiałem, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Zyskałem tyle, że teraz jesteśmy kumplami – westchnął zrozpaczony chłopak.
- W takim razie musimy się zastanowić w jaki sposób odbijesz ją Ilonie – zmrużył oczy Miki. – Chodźmy do mnie, po drodze kupimy piwko i coś na ząb – zakomenderował już energiczniej. Do mieszkania było jednak dość daleko i zgrzewka boskiego napoju skończyła się nim dotarli na miejsce. Wstąpili więc do spożywczaka po następną porcję alkoholu. Już mocno chwiejnym krokiem i ze śpiewem na ustach dotarli do akademika. Uciszając się nawzajem i chichocząc jak szaleni dowlekli się na piętro. Łóżko Michała było całe zarzucone wyciągniętymi rano ubraniami, więc walnęli się na materac Gabrysia, którego nadal nie było w domu. Na żywej dyskusji nad metodami uwiedzenia Gerdi czas upływał im bardzo szybko. Prawdę mówiąc dwaj niewinni chłopcy, nie mieli w tym zbyt dużego doświadczenia. Ich pomysły nie były za bardzo trafne, nadrabiali jednak determinacją i nie mieli zamiaru odpuścić.

***
      Tymczasem Ilona po pamiętnym pocałunku również szybko wróciła do domu, zamknęła się w pokoju i długo jeszcze nie mogła dojść do siebie. Ona z kolei straciła mnóstwo czasu i energii próbując skusić kapitana, który wydawał się jej zawsze dalekim i niedostępnym ideałem. Trzymała zawsze na dystans innych chłopców przez co dorobiła się opinii zarozumiałej księżniczki. Teraz była kompletnie rozbita. Miała wrażenie, że jej poukładany świat rozpadł się właśnie na drobne kawałeczki, a ona nie wie jak go poskładać. Myśli same powędrowały do Gertrudy. Wcześniej nigdy się nie lubiły, choć szanowały. Przy każdym spotkaniu wbijały sobie szpile i musiała przyznać, że dziewczyna była bardzo inteligentna. Zawsze zazdrościła jej figury i długich, ładnie umięśnionych nóg. Dzisiaj zupełnie niespodziewanie całkowicie straciła głowę. Kiedy poczuła jej usta na swoich, miała wrażenie, że wszystko wiruje i zaczyna unosić się razem z nimi, a one zaczynają szybować gdzieś w przestworzach. Nigdy wcześniej nie podobały jej się dziewczyny. Czyżby Xena była tym jedynym wyjątkiem? Postanowiła to sprawdzić i poznać ją bliżej. Zawody skończyły się właściwie remisem i będą doskonały pretekstem do ponownego spotkania.
   Biedna Xena nie wiedziała, że nad jej głową zbierają się prawdziwie burzowe chmury. Dwie osoby prawie jednocześnie poprzysięgły zdobyć jej uparte, dumne serce. Zapowiadała się ostra rywalizacja. 
   Natomiast sama Gerdi radziła sobie z nowymi emocjami jak umiała. Wysiłek fizyczny zawsze pomagał jej myśleć i radzić sobie ze stresem. Poszła na trening i rozniosła na strzępy wszystkich, którzy próbowali żartować z wydarzeń w holu i robili durne uwagi.
- Młoda, nie wiedziałam, że teraz wolisz balony. Mam u ciebie jakąś szansę? – zahuczała za  jej plecami trenerka twekwondo. Wyzwana na pojedynek piszczała o wiele cieniej.
- Ale czym ty ją będziesz posuwać, kupiłaś już odpowiedni sprzęt? – zapytał kolega z drużyny z bezczelnym uśmieszkiem.  Sam był bardzo zainteresowany dziewczyną i zazdrość parowała z niego wszystkimi możliwymi porami. Rzucony brutalnie na matę przez wściekłą Gerdi na kilka sekund stracił oddech. Jednym słowem wszyscy bardzo szybko się przekonali, że sprawa pocałunku z Iloną jest tematem tabu i lepiej nie drażnić Xeny, chyba, że ktoś miał skłonności samobójcze.

***
   Największy problem z oceną tego co się stało miał Klan Cycatych Barbi. Zebrały się w ulubionej kafejce i jazgotały jedna przez drugą co najmniej godzinę, by w końcu całkowicie zamilknąć. Patrzyły po sobie i żadna nie miała odwagi podjąć właściwego tematu. Ilonę znały od wielu lat, łączyła je w ich mniemaniu głęboka przyjaźń. Teraz poczuły się zdradzone. Wszystkie ideały w które wierzyły zostały zdeptane sportowym buciorem tej okropnej mutantki Gertrudy. Nie mogły pojąć jak to się stało, że ich liderka, która sama zawsze najgłośniej wyśmiewała się z tego babochłopa, całowała się z nią jęcząc z zachwytu na oczach całej szkoły.
- W naszym klubie nie ma już dla niej miejsca! – rzuciła drobniutka blondynka.
- Masz rację, my nie zadajemy się ze zboczeńcami! – dołożyła druga.
- Może jest jakieś wytłumaczenie, może to jakiś jej plan, o którym nie wiemy – pisnęła najmniejsza z nich. – Chciała wzbudzić zazdrość Gabrysia, albo coś w tym stylu!
- Zamknij się idiotko. Gdyby tak było nie ocierałaby się o tą całą Xenę jak kotka w rui! Najwyraźniej jest lesbą i dlatego odrzucała do tej pory wszystkich fajnych chłopaków.
- Aleś ty mądra – złożyła ręce blondynka, patrząc z podziwem na koleżankę. – Tyle lat nas oszukiwała! Pewnie bała się przyznać, że jest nienormalna!
- W takim razie usuwamy ją z klubu! Kto jest za? – do góry podniosły się wszystkie dłonie. Jedynie najmniejsza z nich zrobiła to z pewnym ociąganiem.
- Tylko kto jej o tym powie? – zapytała trwożliwe wysoka Azjatka. Nastąpiła chwila ciszy, żadna jakoś nie kwapiła się do tej misji. Z Iloną nie było żartów, potrafiła być bardzo nieprzyjemna kiedy się zdenerwowała. – Wiem, wyślemy jej sms’a! - Cały klub zgodnie pokiwał głowami.

***
Gabryś wracał zmęczony do domu po pełnym wrażeń dniu. Zapadał już zmierzch i na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Wcześniej z Bartkiem omówili dokładnie co powinien dalej robić, żeby ułagodzić ślicznego krasnoludka. Spędzili w sklepach prawie całe popołudnie, kłócąc się zawzięcie. Miki zasługiwał na wszystko co najlepsze, dlatego zakupy trwały w nieskończoność. Teraz jednak mógł sobie powiedzieć, że dokonał właściwego wyboru. Z uśmiechem pogładził kieszeń w której tkwiło małe pudełeczko. Już w drzwiach usłyszał głośnie chrapanie. No tak, jego maleństwo zasnęło zanim zdążył wrócić. Pewnie przeżywał swoją porażkę z Gerdi i objadał się lodami, jak to miał w zwyczaju w chwilach stresu. Miał tylko nadzieję, że nie przeziębił sobie gardła. Wyciągnął z szafy w przedpokoju koc i ruszył do sypialni, żeby okryć chłopaka dodatkowym pledem. Noc była dość zimna, a on sypiał przy otwartym oknie.
- Ale dlaczego ten głuptas śpi na moim łóżku? Może się nie mógł na mnie doczekać i padł? – pomyślał z czułością. Podniósł ostrożnie kołdrę i aż zawarczał z wściekłości. Gdyby się mu przyjrzeć z bliska, z pewnością można by było zobaczyć, jak z jego uszu uchodzi para jak z gotującego się gwałtownie kotła. Zazdrość złapała go za gardło i zaczęła dusić. Nikt nie miał prawa dotykać jego aniołka! Nigdy by się tego po tym wymoczku Panience nie spodziewał.
- Co to kurwa ma być! – ryknął nad pogrążonymi w pijackim śnie chłopakami. Wtuleni w siebie, posapywali w najlepsze, żadnemu nawet nie drgnęła powieka. – Ja wam dam bezczelni gówniarze! – Kapitan popędził do łazienki by powrócić z wiadrem lodowatej wody. Z dziką satysfakcją wylał go na głowy nieszczęśników.
- Aaa….! – potworny wrzask jaki dobył się z gardeł obudzonych, postawił na nogi pół akademika. Zerwali się gwałtownie z łóżka i zaczęli otrząsać jak zmokłe psy. - Porąbało cię idioto! – Miki wbił w Gabrysia niezupełnie trzeźwe, czekoladowe ślepka. – Chcesz żebym dostał zapalenia płuc?! – Tymczasem Seba powoli wycofywał się w stronę wyjścia. Wiedział, że małemu wiele ujdzie na sucho. On jednak nie miał taryfy ulgowej. Wolał nie sprawdzać co zrobi z nim zakochamy w chłopaku kapitan, tym bardziej, że zastał ich w dość dwuznacznej pozycji. Cichutko zamknął za sobą drzwi i chwiejnym krokiem ruszył do swojego pokoju.
- Ale z was menele! – mężczyzna dopiero teraz zauważył dwie puste zgrzewki piwa. – Cud, że żaden mi wyrka nie obsikał! Ale zaraz - obejrzał się do tyłu i kątem oka zauważył zwiewającego po angielsku Panienkę – cholerny tchórz!
- Daj spokój, tylko mu pomagałem – odezwał się pojednawczo Miki. – Zimno mi –zrobił minkę zamarzającego szczeniaczka. – Gabi, nie wiesz gdzie podział się mój szlafrok? – uśmiechnął się słodko, całkowicie zbijając mężczyznę z tropu.
- Trzeba było posprzątać ten burdel – wskazał na porozrzucane ubrania na jego łóżku – zamiast chlać i trzymać za rękę tego beksę! Masz szczęście, że mam takie dobre serce - wyciągnął do niego rękę ze szlafrokiem. Niestety chłopak nadal był nieźle wstawiony. Gmerał palcami przy guzikach koszuli i jakoś mu nie szło ich odpinanie.
- Chyba urosły czy coś? Nie chcą wyjść – popatrzył na kapitana bezradnie i zamrugał długimi rzęsami. Rozczochrany i zarumieniony od snu wyglądał niesamowicie pociągająco.
- No dobra, stój spokojnie pijaku, to ci pomogę – mężczyzna rozpiął sprawnie jego koszulę i zsunął mu ją z ramion. Nie potrafił się powstrzymać od muskania czubkami palców gładkiej skóry.
- Łaskoczesz – zachichotał nagle chłopak, po czym się zachwiał i padł w jego ramiona. – Cieplutko – wtulił się w kapitana i wsunął mu łapki pod bluzę. Z otwartymi szeroko oczami i niemądrym wyrazem twarzy zaskoczony mężczyzna obserwował jego manewry. – Dziękuję – różowe, wilgotne usta cmoknęły go siarczyście w policzek.
- Aleś się nawalił! Ciekawe co zrobisz jutro, jak ci opowiem co wyprawiałeś! – Gabryś pomógł się mu ubrać, po czym zatargał na wpół śpiącego chłopaka do jego łóżka. Sam musiał zająć się sprzątaniem i zmianą pościeli. Z uśmiechem dotknął miejsca gdzie pocałował go krasnoludek. Jaka szkoda, że jutro sobie wszystko przypomni i znowu będzie się na niego boczył.


sobota, 15 czerwca 2013

Ogłoszenie!

Ruszył blog ,,Nasze opka", na którym znajdują się one shoty zarówno moje jak i Hiro. Niektóre z nich pewnie już czytaliście. Jest tam jednak nowe opowiadanie ,,Roszpunek" i serdecznie was zachęcam do jego przeczytania. Zostało napisane pod wpływem znanej baśni o podobnym tytule. To jakby jej uwspółcześniona wersja.

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 7

   Ilona doszła do wniosku, że taka dziewczyna jak Gertruda nie może być zbyt doświadczona. Dumna i wybredna na pewno nie zadawała się z byle kim. W tym upatrywała swoją nadzieję na zwycięstwo w tych niecodziennych zawodach. Postanowiła działać ostro, zaskoczyć Xenę i doprowadzić do tego, by zawstydzona, sama się wycofała z rywalizacji. Życzliwi gapie sami podsunęli jej pod nogi niewielką skrzyneczkę i w ten sposób znaczna różnica we wzroście została pokonana. Oczy dziewczyn skrzyżowały się. Zielona błyskawica zderzyła się z błękitną, a zgromadzonym wokół kibicom wydawało się, że słyszeli trzaski i wyładowania oraz daleki odgłos przetaczającego się gromu. Gerdi ułożyła sobie w głowie identyczny plan. W dodatku dopiero teraz, z bliska zauważyła, że  Barbi miała niesamowicie piękne usta, wyglądały na miękkie i soczyste, tylko ta obrzydliwa szminka psuła efekt. Wyciągnęła rękę i kciukiem starła ją z tych kuszących warg, obrysowując przy tym dokładnie ich kształt. Kilka uderzeń serca potem wpiła się w nie z tak wielkim entuzjazmem, który nawet ją samą zaskoczył. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z kobiecym ciałem. Było krągłe, sprężyste i idealnie pasowało do jej dłoni. Zacisnęła palce na pośladkach partnerki, wyrywając z jej ust głośny jęk, który bynajmniej nie zabrzmiał jak protest. Ilona, w pierwszej chwili ogromnie zaskoczona tym niespodziewanym atakiem, nie pozostała jej dłużna. Wsunęła zwinny język do ciepłego wnętrza i zaczęła go dokładnie badać, drażniąc najwrażliwsze miejsca. Otarła się piersiami o dziewczynę, chcąc wybić ją z rytmu. Nagła fala gorąca spłynęła wzdłuż jej napiętego ciała, kumulując się w dole brzucha. Wtuliła się mocniej w tors Gerdi chcąc doznać więcej tej nadprogramowej przyjemności. Żaden z jej chłopaków nie był nawet w połowie tak podniecający. Poczuła na pośladkach ciepłe dłonie, masujące je niecierpliwie. Biodra Xeny przylgnęły ściśle do jej, tak że nie można by było między nie włożyć nawet kartki papieru. Powoli, krok po kroku walka ust i języków zaczęła się przeradzać w coś zupełnie innego. Obie dziewczyny oszołomione zupełnie nowymi, silnymi doznaniami zupełnie się zatraciły. Zapomniały o otaczających je ludziach, a nawet o celu który im na początku przyświecał. Teraz liczyły się tylko drugie usta i drżące, wyginające się w łuk ciało partnerki.
   Tymczasem studencka brać głośno skandowała i zagrzewała je do działania. Dawno nie mieli takiej rozrywki. Dwie najatrakcyjniejsze dziewczyny w szkole dawały pokaz swoich całuśnych umiejętności. Żadna się nie oszczędzała, ich zapał bił po oczach, tudzież innych częściach ciała. Jednym zaczęło się robić ciasno w spodniach, innym mokro w stringach. Nikt się nie spodziewał, że aż tak się zaangażują.
   Nie wszyscy jednak byli tak zadowoleni z tego co się działo. Miki stał z otwartymi ze zdumienia ustami i ślina kapała mu na brodę. W głowie miał kompletny zamęt. Myślał zawsze, że takie rzeczy to się dzieją tylko w filmach, ale ten mu się zdecydowanie nie podobał. Najwyraźniej jego Gerdi lepiej się bawiła z tą wytapetowaną Iloną niż z nim. Coś tu było bardzo nie w porządku! Zaczął się wycofywać do tyłu z markotną miną. Zrobiło mu się smutno, bo wiązał z nią sporo planów na przyszłość. Wspaniale się rozumieli i świetnie się czuł w jej towarzystwie. Kolejny raz zyskał przyjaciółkę zamiast dziewczyny. Powoli powlókł się do gabinetu pielęgniarki.
   Klan Cycatych Barbi zareagował  histerią i szokiem na widok poczynań swojej liderki. Z początku klaskały jak wszyscy, ale bardzo szybko miny im zrzedły. Znały Ilonę, ona nie udawała, żeby wygrać zawody. Poddała się  całkowicie tej wielkiej  babie. Przez krótką chwilę miały nadzieję, że to jakiś głupi żart, ale po usłyszeniu jęku dziewczyny wpadły w popłoch. Popiskując i popychając się nawzajem wybiegły z uniwersyteckiego holu. Musiały przemyśleć i przedyskutować sprawę we własnym gronie.
   Był jeszcze ktoś, kto na widok całujących się dziewczyn miał dosłownie łzy w oczach. Stał skromnie na schodach i stamtąd miał doskonały widok na rozgrywającą się scenę. Przyciskał drżące dłonie do klatki piersiowej, usiłując się opanować. Jego piękna, jasnowłosa księżniczka pozwoliła się uwieść temu cholernemu manekinowi. Dziewczynie z Klanu, którym zawsze gardziła i wyśmiewała się bez litości. Nie mógł uwierzyć w swojego pecha. To on od tylu klat zabiega o jej względy, nauczył się nawet gotować, ubierać jak romantyczny poeta i nic. A ta mała blondyna jednym całusem mu ją zabrała?! Niedoczekanie! Jest mężczyzną i będzie walczył do końca. Wcześniej co prawda widział Gerdi z Mikim, ale patrząc na nich doskonale wiedział, że kumpel w żadnym wypadku mu nie zagraża. Jak każdy zakochany miał w tych sprawach siódmy zmysł. Zamiast iść na wykłady zawrócił i udał się do parku opracować nową strategię. Sebastian alias Panienka nie poddawał się tak łatwo.
  Tymczasem profesor Michnicki, w zaciszu swojego gabinetu, usiłował poprawić testy semestralne. Drąca się wniebogłosy młodzież bardzo mu w tym przeszkadzała. Liczył, że dzwonek wzywający na wykłady uciszy ten zgiełk. Niestety tak się nie stało. Pozamykał szczelnie okna i drzwi, ale nic to nie dało. Zdenerwowany wyszedł do holu, przedarł się przez zgromadzony tłum prawie nie zauważony przez nikogo, bo oczy wszystkich skupione były na zawodniczkach. Przybrał groźną minę, stanął obok całującej się pary i wrzasnął swoim potężnym barytonem.
- Co tu się  do cholery wyrabia?! To szkoła nie park miejski! Po dwóch tak dobrych studentkach, nigdy bym się nie spodziewał podobnego zachowania! – pokręcił siwą głową. Na dnie jego oczu błyskały małe iskierki rozbawienia, ale przez grube okulary trudno je było dostrzec. Przebywające w innym wymiarze, pełnym rozkosznych doznań dziewczyny, usłyszały jego głos jak prze mgłę. Rzeczywistość uderzyła ich obuchem. Odskoczyły od siebie przerażone, lądując na tyłkach. Rozejrzały się wokół niezupełnie przytomnie i obie oblały się szkarłatnym rumieńcem.



Gerdi i Ilona
Obrazek autorstwa Akemi
***

Miki zastał pielęgniarkę w pokoju zabiegowym. Właśnie wybierała się na obchód swoich włości jak każdego dnia. Miała fenomenalną pamięć do twarzy i znała z nazwiska większość studentów. Rzadko kto odwiedzał ją o tej porze bez wyraźnej przyczyny. Nowy uczeń był jakiś niewyraźny, ale nie wyglądał na chorego. Usadziła go na kozetce i przyglądała mu się z zainteresowaniem. Była niezłą obserwatorką i zauważyła skłonność kapitana do tego ślicznego chłopca.
- Mów o co chodzi – zachęciła go łagodnie, widząc jego wahanie. Mały, taki zmieszany i zarumieniony wyglądał słodko jak  kilkutygodniowe kocię. Doskonale rozumiała, dlaczego Gryzli kompletnie stracił dla niego głowę.
- No więc obudziłem się rano z paskudną plamą na szyi – zaczął nieśmiało. - Gabryś powiedział, że to komar, ale on się na tym nie zna. W telewizji tyle się mówi o kleszczach, może to coś takiego? – Pielęgniarka przyjrzała się dorodnej malince.
- Taaa… to był naprawdę duży i wygłodniały kleszcz. Musiał być strasznie napalony, bo faktycznie nieźle się wgryzł.
- Potrzebuję zastrzyków?! – Miki zwrócił na nią przestraszone oczka. Od przedszkola strasznie się ich bał i unikał jak ognia. – Może wystarczą tabletki?
- Yyy…? – jęknęła pani Kasia. Rzadko się spotykało tak naiwnego dzieciaka. – Zabiję tego twojego tchórzliwego współlokatora później, teraz pozwól, że coś ci wytłumaczę – nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać. – Taki ślad powstaje, kiedy ktoś mocno wpije ci się ustami w skórę, coś jak zbyt mocny buziak. Prawdopodobnie, kiedy spałeś ktoś skradł ci całusa.
- Co takiego?! – pisnął zażenowany Miki. – Jak on śmiał! Bardzo pani dziękuję – ukłonił się już w biegu i pognał przed siebie. W środku dosłownie się mu gotowało z wściekłości. Ten wielki paskud, udający przytulankę, dobierał się do niego w nocy! Na pewno mu tego nie daruje, zaraz wyrwie to czarne serce!
   Kobieta usiadła przy biurku i pokręciła głową. Nie chciałaby być teraz w skórze kapitana. Chłopak naprawdę się zdenerwował i chyba pobiegł mu przyłożyć. Trzeba przyznać, że był jedyny w swoim rodzaju. Nie miała pojęcia jak on się uchował taki niewinny i delikatny w tym zepsutym, pełnym przemocy i łatwego seksu świecie. Bardzo łatwo było go zranić. Będzie musiała mieć dyskretnie oko na tych dwóch.


***
   Michał wpadł do sali pełnej studentów jak przysłowiowa bomba, z impetem otwierając drzwi. Profesora jeszcze nie było, więc bez namysłu ruszył w kierunku Gabrysia, chichoczącego właśnie z jakiegoś dowcipu jednego z kumpli. Mężczyzna nie zauważył go, ponieważ stał bokiem. Kilka głów odwróciło się z zaciekawieniem w stronę chłopaka. Z włosami postawionymi na karku i dzikimi, błyszczącymi oczami prezentował się całkiem groźnie. Tym bardziej, że ściągnął z nogi przepoconego na treningu trampka i tak uzbrojony, zamachnął się na kapitana. Walnięty z całej siły w plecy mężczyzna odwrócił się na pięcie, by oddać dowcipnisiowi, ale na widok purpurowej z gniewu twarzy Michała zamiast zrobić unik, stanął jak wryty. Oberwał ponownie, tym razem w twarz, aż odebrało mu oddech. Bucior paskudnie śmierdział i zrobiło mu się niedobrze. Pod okiem czuł rosnącą z każdą sekundę śliwę.


But wkurzonego Michasia
Autorstwa Akemi
- Może wyjdziemy i porozmawiamy – zaproponował ugodowo, a jego kolegom z rocznika opadły szczęki i z hukiem roztrzaskały się o drewnianą podłogę. Mieli nadzieję na ostrą bójkę i tylko czekali, aż rozsmaruje małego na ścianie. Znając jego gwałtowny charakter nie mieli co do tego wątpliwości, więc dziwne zachowanie lidera było dla nich sporą niespodzianką.
- Obrzydliwa pijawko! – darł się wściekły Miki. Już widział oczami wyobraźni krwawą miazgę na jaką przerobi zboczonego współlokatora. Zatłucze go jak komara, o którym mu tak bezczelnie rano nakłamał. Podniósł ponownie rękę, zamierzając się do kolejnego ciosu.  Został jednak załapany  i przyciśnięty do twardego torsu. – Puszczaj ty przeterminowany robalu! – szarpał się, zupełnie tracąc nad sobą panowanie.
- Nie gniewaj się, to była chwila słabości – tłumaczył się niezbyt mądrze Gabryś. Miotający się w jego ramionach prychający krasnoludek, niezbyt mu wyglądał na agresora. Długie rzęsy rzucały cienie na zarumienione policzki, a brązowe ślepka lśniły jak gwiazdy. I te usta. Kuszące, różowe, zupełnie jak poziomki i prawdopodobnie równie słodkie. Kompletnie nie słyszał przekleństw, które właśnie w jego stronę miotały. Otwierały się i zamykały, hipnotyzując go swym widokiem.
- Jak śmiałeś to zrobić tchórzliwy szkodniku! Przez ciebie zrobiłem z siebie idiotę przed pielęgniarką! – Nabrał powietrza, żeby kontynuować i napotkał lekko zamglone spojrzenie Gabrysia, który wpatrywał się w jego wargi z miną wygłodniałego wampira. – Nawet o tym nie myśl! – zmieszał się i próbował odwrócić głowę na bok, ale mu się to nie udało. Silne, wyćwiczone latami treningów palce złapały jego brodę jak imadło.
- Jeden, mały buziak aniołku – mężczyzna jak w transie pochylił się nad nim i delikatnie musnął jego usta swoimi. Było wspaniale, jeszcze lepiej niż sobie wymarzył. Poddały się miękko pod jego naciskiem i odrobinę rozchyliły. Nie odważył się jednak wtargnąć do środka. Takie intymne zbliżenie pozostawił do chwili, kiedy zostaną sami. Nigdy nie całował czegoś równie wspaniałego. – Skarbie – to czułe słówko, wypowiedziane niskim, ciepłym głosem przywróciło chłopaka do przytomności.
- Spadaj draniu! – krzyknął, a w jego brązowych oczach zabłysły niespodziewanie łzy. – Ukradłeś mój pierwszy pocałunek! – wyrwał się z objęć mężczyzny i zwinnie skoczył do drzwi. Po drodze minął zaskoczonych, rozgrywającymi się na ich oczach wypadkami, studentów. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nikt nie zdążył nawet pisnąć. Zaskoczony Gabryś w jednej chwili trzymał w ramionach swojego ślicznego współlokatora i wdychał jego oszałamiający zapach, a w drugiej już były przeraźliwie puste.
- Stary, znowu dałeś plamę. Zrobiłeś się ostatnio strasznie wyrywny, nawet jak na ciebie – Bartek poklepał go współczująco po plecach. – Zamiast załagodzić sprawę, jeszcze ją pogorszyłeś. Teraz tylko poważna deklaracja może cię uratować!
- Chyba masz rację, ten maluch odbiera mi całkowicie rozsądek. Zachowuję się przy nim jak szczeniak, a przecież nie mam już piętnastu lat – kapitan złapał się za głowę i z jękiem usiadł na krześle. – Ożenię się z nim choćby jutro, jeśli tylko otworzy mi to drogę do tych słodkich ust!
- Ale cię wzięło chrobaczku – roześmiał się Bartek. – To kara za te wszystkie serca, które do tej pory łamałeś bez litości. Nie martw się, zaraz coś wymyślimy.


wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 6

Gorące podziękowania dla niezrównanej Akemi za zabawne obrazki. Zawsze chciałam mieć ilustratora moich historyjek:))


   Do Klanu Cycatych Barbi należały najładniejsze dziewczyny na uczelni. Zawsze nienagannie ubrane w najmodniejsze ciuchy, w idealnych makijażach i butach na niebotycznych obcasach stanowiły obiekt westchnień chłopców i zawiści sporej grupy dziewczyn. Ani jeden włosek nie odstawał na ich głowach w złą stronę. Nie bez powodu były uznawane za uniwersyteckie piękności i wielu studentów marzyło o zaproszeniu ich na randkę. Byli też i tacy, którzy nazywali je manekinami. Tymi się jednak nie przejmowały i całkowicie ich ignorowały. Sprawiały wrażenie pustych lalek, ale pod tymi wymalowanymi fasadami kryły się całkiem sprytne i zaradne osóbki. Znały się od przedszkola i doskonale bawiły swoim towarzystwie. Wybranie Gabrysia na swojego idola było z ich strony głęboko przemyślaną decyzją i chroniło w pewien sposób przed natarczywością innych osobników odmiennej płci.

Tego dnia Klan jak każdego ranka, czatował pod męskim akademikiem. Stały jednak na uboczu, starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Bacznie obserwowały każdą osobę wchodzącą do środka. Na widok Gertrudy, ubranej jak zwykle w jeansy i obcisły sweterek, pięć par idealnie wyregulowanych brwi lekko się zmarszczyło, a pięć par szkarłatnych warg wydało z siebie oburzone prychnięcia. Dziewczyna najwyraźniej zmierzała do mieszkania Gabrysia i nie był to pierwszy raz kiedy ją tutaj spotkały. Wyraźnie coś się działo i należało to sprawdzić.
- Xena za dużo sobie pozwala, chyba poluje na naszego kapitana – odezwała się Ilona.
- Trzeba ją przywołać do porządku – odezwała się jedna z dziewcząt. – Tylko kto to zrobi? Ona jest niebezpieczna, ostatnio podobno pobiła jakiś oprychów w parku.
- Ja nie mogę, mam nową bluzkę i wydałam majątek na tego misiaczka z kryształków – wydęła szkarłatne usta najniższa z nich.
- A ja sobie wczoraj zrobiłam tipsy, najnowszy wzór – pokazała z tryumfalnym uśmiechem swoje palce inna. Przez chwilę dziewczęta całkowicie zapomniały o swoim problemie i podziwiały jej dłonie, wzdychając z zazdrości. Takie ozdóbki były bardzo drogie i nie było je na nie stać.
- No dobra, ja z nią pogadam. Ale gdyby się zrobiło gorąco macie mi przyjść z odsieczą – mruknęła do nich groźnie Ilona. – Jak mi któraś ucieknie, to niech od razu skorzysta ze swojego paszportu, bo znajdę i zrobię ognisko z najlepszych ciuchów  i kosmetyków!
- Wiesz, że nigdy byśmy tego nie zrobiły. Jesteś wspaniała, taka odważna i stanowcza – dziewczęta obstąpiły ją dookoła i zaczęły zsypywać komplementami. Ilona patrzyła na nie z powątpiewaniem, doskonale znając tchórzliwe natury koleżanek. Były z nich świetne manipulatorki i do perfekcji opanowały kobiece sztuczki, ale nie należały do odważnych osób. Zresztą nie miały takiej potrzeby, zawsze znalazło się męskie ramię gotowe chronić je przed każdym złem. Od przedszkola była ich liderką. Wiedziały doskonale, że jak się nie spiszą jest zdolna do spełnienia swoich pogróżek.
- Idziemy do szkoły, tam dopadniemy tą podrywaczkę! Nie pozwolimy, żeby Gabryś wpadł w szpony kogoś, kto nie wie nawet co to jest makijaż! – Ruszyły przed siebie kręcąc zalotnie biodrami, a za nimi cała gromadka studentów, nie mogących oderwać wzroku od tych cudów natury.
Niestety tego dnia nie udało się Klanowi zrealizować swoich planów. Gertruda była nieuchwytna, a po szkole poszła gdzieś z nowym studentem. Próbowały ją dogonić, ale zgubiły ją z oczu, gdzieś w okolicy Galerii Handlowej. Ze zdumieniem jednak wcześniej zauważyły skradającego się za tą parą Gabrysia i nie miały pojęcia co o tym sądzić. Czyżby kapitan był zazdrosny o Xenę i próbował zepsuć im randkę? To by wskazywało, że sprawa jest poważniejsza niż sądziły.

***
 Gabryś dowiedział się o umówionym spotkaniu Michała i Gertrudy już poprzedniego dnia. Zawczasu zabezpieczył sobie wyjście awaryjne, gdyby tej słodkiej parce przyszło do głowy coś więcej niż zakupy. Miał nadzieję, że poprzestaną na wybraniu sukienki dla dziewczyny. W końcu młody musiał się kiedyś uczyć. Szybko się jednak przekonał, że nic z tego. Bardzo szybko uporali się  ze sprawunkami i skierowali się do pobliskiej kawiarni. Dobrze znał ten lokal. W środku panowała zawsze bardzo intymna atmosfera. Stoliki były odgrodzone od siebie ściankami. Klienci siedzieli w małych, eleganckich lożach. Przyciemnione światła, zapach kadzideł i bujne rośliny doniczkowe sprawiały, że było to idealne miejsce na małe mizianko.
   Wczesnym rankiem kapitan udał się do sekretariatu uniwersyteckiego z ogromną bombonierką, pełną wiśni w czekoladzie i różą w zębach. Podał jedno i drugie pani Oli, która była tam niewątpliwą  królową. Długo szeptał jej na ucho swoją niecodzienną prośbę. Z początku kobieta się wzbraniała zasłaniając przepisami, ale czar Gabrysia w końcu i na nią zadziałał. Zgodziła się mu pomóc w drodze wyjątku. Nie można przecież pozwolić, żeby ta straszna dziewczyna z mięśniami jak u atlety, terroryzowała nowego studenta. Nie przepadała za Gertrudą, uważała, że kobieta powinna pozostać kobietą. A z tej całej, jak ją nazywali  studenci Xeny to takie ni to, ni sio.
   Gabryś schował się za dużą palmą i zza niej obserwował rozwój wypadków. Z początku para tylko grzecznie rozmawiała, jedząc lody i popijając jakieś kolorowe drinki. Żartowali i wygłupiali się w najlepsze, a za każdym razem kiedy Michał nachylał się do dziewczyny, kapitanowi ściskało się serce. W którymś momencie chłopak założył za ucho Gertrudy nieposłuszny kosmyk, a ta roześmiała się perliście. Wkurzony mężczyzna zachwiał się niebezpiecznie na krześle i chwycił pobliskiej palmy by się nie przewrócić. Pokłuł sobie palce do krwi i nawet tego nie zauważył. Liczyła się tylko bezczelna amazonka, która kokietowała właśnie jego krasnoludka. Musiał z tym skończyć! Natychmiast! Złapał za telefon i zadzwonił do sekretariatu.
   Zaaferowany mężczyzna, któremu na widok manewrów tej paskudnej dziewuchy zagotowała się krew,  nie zauważył, że jego współlokator dość dziwnie się zachowuje. To zbliżał się, to oddalał od swojej towarzyszki. Podskakiwał też co chwilę na krześle i wiercił się niespokojnie na wszystkie strony. Wyglądało też na to, że mamrocze coś do siebie.
- Ona ma włosa w nosie, całkiem fajnie się kręci – mruczał cichutko COSIK. – Myślisz, że jak ma katar i kapie jej z dziurek, to się prostuje? Twoja dziewczyna jest loczkonosem! – zachichotał.

- Przymknij ryjek, jem lody – skrzywił się z obrzydzeniem chłopak. Błoga cisza trwała tylko przez chwilę.
- Co chwilę drapie się między palcami stóp. Ja bym z nią na basen nie poszedł, nie mówiąc już o wspólnym prysznicu - parsknął stworek. – Wyobraź sobie te paskudne, oślizgłe ślady jakie zostawia za sobą na posadzce. Prawie jak zombie. Na drugi dzień pewnie wyrastają tam pieczarki, muchomory lub inne grzybki. Lubisz śluz i zapach wilgoci?

- Ohyda! Przestać gadać te bzdury! Nie uda ci się obrzydzić mi Gerdi! – Żołądek jednak myślał zupełnie co innego niż jego właściciel, którego lekko go zemdliło. Przeklęta wyobraźnia często działała na niekorzyść chłopaka.
- Ha! To się jeszcze okaże! – dobiegł go zarozumiały pisk. W tym momencie zadzwoniła komórka dziewczyny. Odebrała ją i zrobiła zaskoczoną minę.
- Przepraszam cię Miki, ale muszę wrócić do szkoły. Podobno coś tam trzeba poprawić w dokumentach. Dziwne, że to wyszło akurat teraz. Chodzę na ten uniwerek już trzeci rok. Było naprawdę miło, spotkamy się jutro. Pa – chciała pocałować go w policzek, ale odwrócił głowę, pracowicie mieszając w filiżance z kawą. Doszła do wniosku, że najwyraźniej nie zauważył jej czułego gestu. Był najsłodszym i najniewinniejszym chłopcem, jakiego kiedykolwiek poznała. Uśmiechnęła się więc tylko i pomachała mu na pożegnanie.

***
Gabryś oczywiście popędził do domu. W jego duszy ze wszystkich sił, darł się radośnie skowronek. Randka się rozpadła, a Miki nie dał się obcałowywać temu babsztylowi. Zapowiadał się całkiem miły wieczór. Z miną udomowionego niedźwiadka zaczął przygotowywać kolację, co w jego przypadku polegało na byle jakim nakryciu stołu i odgrzaniu gołąbków przyniesionych przez matkę. Włożył do wiadereczka po ogórkach zerwaną po drodze z klombu różę i z lubością pociągnął nosem. Pachniało bosko, Miki właśnie pojawił się w przedpokoju, a po Gertrudzie została tylko mgła. Życie w tej chwili wydawało mu się piękne.
- Hej – głos chłopaka był jakiś cichy.
- Może coś zjesz? Wyglądasz na osłabionego. Spotkania z tą harpią ci nie służą – mruknął Gabryś, patrząc na blade policzki chłopaka.
- A co masz? – zaczął węszyć zaciekawiony.
- Przysmaki z maminej kuchni, a na przystawkę maślaczki w occie – otworzył przed nosem Mikiego słoik. Nabrał na widelec brązowy kapelusik za którym lekko ciągła się marynata i chciał mu włożyć do ust. – Spróbuj, pychota!
- Ee…! – gwałtownie pozieleniał, bo przed oczami stanął mu jak żywy obraz porośniętych obficie grzybkami stóp Gerdi. Zasłonił sobie twarz rękami i umknął do łazienki. Po chwili rozległ się stamtąd odgłos wymiotów.
- Biedaku, pewnie te lody ci zaszkodziły. Kładź się, zrobię ci ziółka – krzyknął w stronę drzwi Gabryś. Niezbyt mu to wychodziło, ale po trzykrotnym przeczytaniu przepisu udało mu się przygotować napar. Kiedy wrócił, Miki przebrany w piżamę, z lekko zielonkawym obliczem leżał już w łóżku. - Wypij szybko, mnie zawsze pomaga – przytknął mu filiżankę do ust.
- Dzięki, jesteś aniołem. Trochę wyrośniętym i skrzydełka jakby nie w tym kolorze, ale i tak jestem ci wdzięczny, że się mną opiekujesz. Straszna ze mnie łamaga, co? – chłopak pił powoli parujący płyn i zerkał nieśmiało wielkimi, lśniącymi oczami na mężczyznę.
- Głuptas – pogłaskał go po głowie – przecież zrobiłbyś dla mnie to samo.
- Pewnie tak, ale nie zgniatałbym ci przy tym nóg – Kapitan na to oświadczenie zerwał się zmieszany z materaca, na którym usiadł i został niespodziewanie zatrzymany przez chłopaka, który rumieniąc się złapał go za rękę. – Zostań na chwilę, strasznie tu zimno.
- Posuń się – Gabryś bezceremonialnie wpakował się obok niego na łóżko. – Ogrzeję cię, przy mnie nigdy nie zmarzniesz – Objął go ramionami i przyciągnął do siebie. Smukłe plecy natychmiast się w niego wtuliły, a okrągły tyłeczek  oparł o uda. Miki miał w pierwszej chwili zamiar zaprotestować, kiedy poczuł za sobą, duże muskularne ciało, ale było mu tak dobrze i ciepło, że szybko zmienił zdanie. Cicho pomrukując przymknął oczy. Ogarnęło go zmęczenie, dreszcze zaczęły mijać, a powieki same opadły. Po chwili już spał z błogim uśmiechem cichutko posapując. Tymczasem mężczyzna czynił heroiczne wysiłki, żeby nie przyssać się do słodko pachnącego karku. Dzielnie walczył ze sobą jakieś pięć minut, aż się z westchnieniem poddał. Przyłożył usta do smukłej szyi i delikatnie musnął nimi miękką skórę. Badał jej fakturę, lizną kilka razy próbując smaku. Na koniec zrobił małą, w jego przekonaniu malinkę, zaznaczając swojego krasnoludka. Przez chwilę był dumny z podpisu i przyglądał mu się z satysfakcją. Kiedy jednak po kilku minutach wrócił rozsądek złapał się za głowę. Nie miał pojęcia jak wytłumaczy Michałowi swoje zachowanie. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że się nie zorientuje co to takiego. Wkrótce i on zasnął ukołysany miarowym stukotem serca chłopaka.

***
 Następnego dnia rano Michał, myjąc przed lustrem zęby, zauważył na szyi podejrzanego siniaka. Wielkości monety dziesięciogroszowej, okrągły i czerwony szpecił jego gładką skórę. Miał dziwne wrażenie, że dostrzega ślady zębów.
- Gabryś, zobacz. Chyba mnie ugryzł kleszcz – kapitan rzucił okiem na wskazane miejsce i lekko zmieszany, szybko odwrócił głowę.
- Skąd by w domu wziął się kleszcz? To na pewno jakiś duży komar – stwierdził, usiłując nadać pewność swojemu głosowi, co średnio mu wyszło, bo po chwili usłyszał ponownie Mikiego.
- Pójdę zapytać pielęgniarki, nie chcę się zarazić tą… no… bore coś tam – chłopak zarzucił plecak na ramię i ruszył do drzwi. Gdy się tylko za nim zamknęły kapitan jęknął rozdzierająco.
- Cholera, jak nic, dostanę dzisiaj w pysk! A tak dobrze mi wczoraj poszło! – Gabryś zaczął intensywnie myśleć nad rozwiązaniem tego trudnego problemu. Nic jednak inteligentnego nie przychodziło mu do głowy poza porwaniem i zamknięciem gdzieś na kilka dni szkolnej pielęgniarki. Zresztą chłopak, mógł się zwrócić do kogokolwiek innego. Pozostawało mu tylko przyjąć swój los z pokorą i mieć nadzieję, że kara nie będzie zbyt surowa. Na wspomnienie upajającego zapachu ciała chłopaka na jego przystojnej twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech, a wszystkie troski odleciały w siną dal.

***
Michał próbował wejść do szkoły, ale drogę zagrodził mu niespodziewanie gęsty tłum. Najwyraźniej coś ciekawego działo się w holu. Studenci utworzyli zwarty krąg wokół dwóch awanturujących się osób. Zaciekawiony chłopak zaczął się przeciskać do przodu. Odgłosy kłótni były coraz wyraźniejsze. Biorące w niej udział osoby wydały mu się znajome. Dzięki smukłej figurze i urokowi osobistemu, udało mu się dotrzeć do pierwszych rzędów gapiów. To, co zobaczył bynajmniej mu się nie spodobało. Gertruda przyciskała do filaru swoim sporym biustem Ilonę. W kraciastej koszulce rozpięło się kilka guziczków i widać było koronkę stanika.
- Tylko tyle potrafisz, ty złodziejko cudzych chłopaków? – wrzeszczała na nią wkurzona Ilona. – Myślisz, że siłą wszystko załatwisz?! – drobna, z pałającymi policzkami i błyszczącymi zielonymi oczami, bynajmniej nie wyglądała na przestraszoną, choć sięgała rywalce ledwie do ramienia.
- Zamknij się w końcu upierdliwa mucho i przestań mi jazgotać do ucha! Nabiłaś czymś tą wylakierowaną głowę i bredzisz! – Gerdi także zaczynały ponosić już nerwy na to małe, namolne stworzenie. – Wracaj do swojego Klanu Farbowanych Małp i daj mi spokój!
- Chyba nie zaprzeczysz, że codziennie łazisz do mieszkania kapitana?- Na to oświadczenie rozległ się groźny pomruk zebranych w holu dziewcząt. Gabryś był szkolną ikoną i nie miały zamiaru oddać jej byle komu.
- A co cię to obchodzi? Nie będę ci się tłumaczyć! - Nie miała ochoty wyjaśniać dziewczynie swoich osobistych spraw i to jeszcze w obecności tylu świadków.
- W takim razie co powiesz na zawody. Przegrana odpuszcza i wycofuje się – Ilona zadzierała wysoko głowę, chcąc jej spojrzeć w oczy. Ze zdumieniem stwierdziła, że są naprawdę piękne, mimo braku jakiegokolwiek makijażu. Duże, błękitne i kryształowo czyste, jak letnie niebo, okolone firanką długich, miękkich rzęs.
- I na czym niby miałyby polegać? – Dla świętego spokoju zamierzała zgodzić się na każdy, najgłupszy nawet pomysł dziewczyny. – Podaj miejsce i czas!
- Tutaj, natychmiast! Zawody w całowaniu na czas! – Wypaliła, patrząc jej wyzywająco w twarz. – Publiczność zdecyduje. Co tchórzysz?!
- Nigdy! – Czerwona jak burak Gertruda spojrzała na nią dumnie.
.............................................................................................................

To słodki COSIK autorstwa Akemi