środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 16

  COSIK był w cosikowym niebie. Udało mu się odrobinę pomóc w powstaniu wspaniałej, kochającej się pary. Według niego Michaś i Grizzli idealnie do siebie pasowali. Stworzą rodzinę o jakiej marzy każde dziecko, bo przecież wszyscy kiedyś zaczynają pragnąć swojego maleństwa. Prawda? Będzie tata i mama. Ee…? No niezupełnie! Tata i tata? Hm… Tata i mamuś? Tu COSIK zupełnie się zaplątał, bo nie wiedział jak nazwać tą drugą osobę w męsko-męskim związku. Miał głuptas swoje własne plany i wizje przyszłości. Trochę mu w nich bruździli rodzice chłopaków i tym postanowił się zająć w pierwszej kolejności. Przy najbliższej okazji musi im dostarczyć jakiego zajęcia, najlepiej takiego na dłuższy czas.
- Miiichaś! – wrzasnął do chłopaka, który właśnie otwierał jedno, bardzo zaspane oko.
- Czego się drzesz paskudzie, ludzie śpią! – burknął.
- Jaki nieuprzejmy – pisnął rozbawiony COSIK – ciekawe co powiesz jak zasiądziesz do śniadania.
- Nie mam pojęcia co cię tak cieszy. Gadaj czego chcesz i daj pospać – wtulił się w ramię Garysia. Był taki cieplutki i pachniał smakowicie. Aromat sosu czekoladowego nadal się nie ulotnił. Przylgnął do boku mężczyzny i otarł się o niego jak mały, spragniony pieszczot kocurek.
- Nie będę ci przeszkadzać. Chciałem tylko powiedzieć, że powinieneś przeprosić teściową. Lepiej by było, żebyś nie zrobił sobie w niej wroga – dodał cwany stworek, który miał swój interes w tej wizycie. Wszyscy będą szczęśliwi, a on dostanie to czego pragnie. Przecież nie ma w tym nic złego, tyle, że myślał standardami COSIKOWYMI nie ludzkimi, ale to już mu nie przyszło do łaciatej główki.
- Dobra, pomyślę nad tym – ziewnął Michaś.
- To pa – doszedł do wniosku, że lepiej się ewakuuje zanim coś palnie.
- Zaczekaj draniu! O co chodziło z tym śniadaniem? – zapytał nieco zaniepokojony chłopak. Szkodnik wyraźnie znowu coś kombinował. Nie chciał się obudzić następnego dnia jako siedmioogonowy lis, albo jakieś równie dziwne stworzenie.
- Tak mi się wypsło – zachichotał mały łobuz i przestał się odzywać. Chłopak widząc, że się nie doczeka odpowiedzi przymknął ponownie oczy. Był ciekaw, co powiedziałaby pani Milena, jakby zobaczyła, że rozmawia ze swoim żołądkiem. Położył głowę na szerokiej piersi Gabrysia, niestety nie udało mu się zasnąć, bo różowy sutek tuż przed jego nosem wyglądał zbyt kusząco. Nawet nie wiedział kiedy zacisnął na nim usta.
- Skarbie, to nie jest dobry pomysł – duże dłonie Gryzlli powędrowały na jego nagie biodra i odciągnęły do tyłu, odrywając od deseru. – Może lepiej zróbmy śniadanko – zamruczał i pocałował go w szyję.
- Łaski bez – nadął się Michaś i wyrwał z jego objęć. – Skoro wolisz żarcie ode mnie, to proszę bardzo – wstał, przeciągnął się leniwie i poszedł kręcąc pośladkami na poszukiwanie swojej zaginionej w akcji bielizny. Biedny Gabryś, siedział na materacu z szeroko otwartymi oczami i dodajmy dla sprawiedliwości ustami, zafascynowany niecodziennym widokiem. Zbyt mocno się wychylił, zsunął z materaca i z hukiem grzmotnął na podłogę.
- Zrobisz jajecznicę rannemu? – zajęczał dramatycznie. – Uszkodziłem sobie kość ogonową – podniósł się, nałożył spodnie i kuśtykając ruszył do kuchni. – Już się ubrałeś? – rzucił rozczarowany na widok Michasia w jeansach i podkoszulku.
- A co? Myślałeś, że miotam się po kuchni ubrany w sam fartuszek? – zarumieniony Miki pokazał mu język i zajął się robieniem śniadania.
- Prawdę mówiąc taka wizja przeleciała mi przez głowę – wyszczerzył się do niego Gabryś. Chłopak nic się nie odezwał i udawał, że nie słyszał jego głupiej uwagi. Sam miał problemy z opanowaniem wyobraźni, która bezlitośnie posuwała mu obrazki z wczorajszego wieczoru. Po dziesięciu minutach postawił na stole dwa talerze z parującą jajecznicą na boczku. Usiadł naprzeciwko mężczyzny i …
- Aa…?! O cholera! – pisnął przeciągle i natychmiast wstał. Złapał się za pośladki, a jego twarz przypominała dojrzałego pomidora.
- Kochanie? – zapytał go domyślnie Grizlli. – Pomóc?
- Nigdy więcej nie nadziejesz mnie na ten rożen! – wskazał na jego krocze. - Od dzisiaj żadnego miziania i deserów! – warknął stanowczo i popatrzył groźnie na zaskoczonego mężczyznę. Posykując ruszył do łazienki z zawziętą miną. Nie zauważył, że Gabryś na paluszkach, co wyglądało nieco komicznie przy jego posturze, ruszył za nim. Objął go w pasie i przylgnął do pleców narzeczonego, a potem przycisnął go nieco do pralki, żeby mu się nie wymknął.
- Chyba musimy zrobić akcję pod kryptonimem ,,smar” – pocałował pachnący kark narzeczonego i klepnął go w pośladek.
- Puszczaj draniu! – zaczął się szarpać. – Co ty chcesz zrobić? – zapytał lekko wystraszony.
- Miki, zaufaj mi – mężczyzna odwrócił go twarzą do siebie. – Nie ma sensu, żebyś cierpiał. Mam maść, która pomoże ci natychmiast – zamruczał mu do ucha.
- Czekaj! Czy ty chcesz mi powiedzieć, że zaaplikujesz mi ją do… - Michaś wytrzeszczył na niego oczy, po czym zwinnie się wywinął i uciekł do kuchni. – Nie ma mowy! – Za żadne skarby nie pozwoli, żeby mu włożył palec w obolałą pupę. Na samą myśl o tym miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Skarbie nie bądź dzieckiem – zdeterminowany Gabryś próbował go dosięgnąć przez stół.
- Odczep się, ty smarojadzie! – pisnął Miki i uciekł poza zasięg jego rąk. Zaczęła się zażarta gonitwa, żaden z nich nie miał najmniejszego zamiaru ustąpić. Wrzaski i krzyki słychać było w całym akademiku.
***
   Seba na szczęście nie miał z dziewczynami zajęć, więc na wykładach nieco odetchnął, a na przerwach ukrywał się w męskiej ubikacji. Wolał im się nie pchać w ręce, nie wiadomo co by im jeszcze strzeliło do tych blond główek. Owszem był mężczyzną, ale jeszcze nikt nie wygrał z dwiema, dodajmy lekko wkurzonymi kobietami, naraz. Całkiem nieźle mu szło, aż lekcje się skończyły i trzeba było wrócić do domu. Przez ten czas chłopak obmyślił już sobie strategię. Ponieważ kończył nieco wcześniej, postanowił przebłagać te zawzięte lisiczki wystawnym obiadem. Zrobił listę zakupów i ruszył przez dziedziniec do bramy, niestety nie zdążył jej przekroczyć po obstąpiła go sporo gromadka rozchichotanych studentek.
- Sebulku słońce, może pójdziesz ze mną dzisiaj do klubu – rosła brunetka popychała go swoim wydatnym biustem.
- Może innym razem – wyszeptał, ale jego nieśmiały głos zatonął w szczebiocie plotkujących zawzięcie smarkul.
- Masz niezły tyłek! Ćwiczysz – jakaś ruda piękność bezczelnie obmacała jego pośladki.
- Muszę już iść – coraz bardziej zmieszany chłopak próbował się wyrwać z ich ciekawskich łapek, ale okazało się to bardzo trudne. Ich było ze  dwadzieścia, a on jeden. W domu go zawsze uczono, że kobiety należy szanować  i teraz nie miał pojęcia jak się z tego wyplątać.
- Czy to prawda, że masz największego penisa w kampusie? Ile ma centymetrów? - Mała szatynka wyciągnęła dłoń w kierunku jego krocza. Chłopak cofnął się gwałtownie, przestraszony, że zechce się przekonać osobiście, o prawdziwości krążących po uczelni plotek.
- Zabieraj tą parszywą łapę, bo ją stracisz! – warknęła ostrzegawczo Gerdi i szturchnęła nachalną podrywaczkę w bok.
- Wolisz staracić włosy- Ilona pociągnęła ofiarę za warkocz - czy fantazyjną bliznę na policzku? – podsunęła jej ostre jak sztylety tipsy pod nos.
- Aa…! Ratunku, psycholka! – zapiszczała cienko, a pozostałe napastniczki się cofnęły. Nie miały najmniejszego zamiaru pomóc koleżance, ale chętnie obserwowały z daleka rozwój wypadków. Gerdi ją unieruchomiła z sadystycznym uśmieszkiem chwytając w talii i przyciskając plecami do siebie.
- Możesz wyciąć nasze inicjały ku przestrodze – rzuciła chłodno.
- Takie gotyckie zawijasy? – zapytała Ilona, mierząc wzrokiem przerażoną coraz bardziej szatynkę . Przejechała pazurkiem po jej twarzy jakby kreśląc wzór.
- Och… - jęknęła cichutko, pobladła i osunęła się na trawę, ku uciesze gapiów.

- Nie ma z czego rżeć! – Gerdi powiodła ponurym wzrokiem po struchlałej gromadce. – Ten facet – tu położyła poufale rękę na ramieniu oniemiałego ze zdumienia Seby – należy do nas. Jeśli któraś ma inne zdanie, to zapraszamy do dyskusji – pomachała im na pożegnanie pięścią i pociągła chłopaka za sobą. Kiedy tylko wsiedli do samochodu dziewczyny, wszyscy troje wybuchnęli śmiechem.
- A widziałaś jej minę jak jej dotknęłam? – kwiczała Ilona.
- Nie wiem dlaczego nie spodobała im się moja pięść, jest ładna – Gerdi podsunęła jej pod nos swoją rękę.
- Nie powinniście tego robić, jakby was dziekan zobaczył… - zaczął rozsądnie Seba.
- Ty się lepiej nie odzywaj, uratowałyśmy cię mimo, że na to nie zasłużyłeś – Gerdi pociągła go za ucho z prawej, a Ilona z lewej. – Chyba będziesz musiał to jakoś odpokutować!
- Ale jak? – chłopak zaczerwienił się po uszy, bo właśnie sobie wyobraził jak ciężko pracuje, aby zamazać swoje winy, całując bez tchu dwa nagie wypięte w jego stronę tyłeczki. Miał wyjątkowo maślaną minę i nieprzytomne spojrzenie, całkowicie pogrążył się w upojnych marzeniach.
- Seba, ty zboku, o czym ty myślisz?! – Ilona zerknęła na jego krocze.
- Takie piękne, aksamitne i okrąglutkie jak brzoskwinki – wyrwało się niezbyt przytomnemu chłopakowi. – Muszę spróbować – ku zaskoczeniu dziewczyny ukąsił ją w odkryte ramię.
- Nie przejmuj się jest stuknięty – zachichotała Gerdi i zrobiła wymowne kółko na czole. – Zwykła kąpiel i kompletnie klepki mu się w mózgu rozmoczyły.
***
   Pogoń trwała, obaj zawodnicy zdyszani i spoceni, okrążyli już stół dziesiątki razy. Mierzyli się wzrokiem przez drewniany blat niczym zapaśnicy, przed następną rundą.
- Krasnoludku, odpuść, szkoda twojego ślicznego tyłeczka – prosił łagodnie zdyszany Gabryś.
- Odwal się, to okropnie piecze, a ty chcesz mi tam jeszcze coś wkładać - poskarżył się Michaś.
- Skarbie, właśnie dlatego, żeby przestało – tłumaczył mu cierpliwie mężczyzna.
- A nie będzie bolało? – chłopak zaczął się zastanawiać, czy jednak nie skorzystać z oferty. Za chwilę mieli iść na zajęcia, a potem może do pani Mileny.
- Będę naprawdę ostrożny, chodź… - zbliżał się powoli, by nie spłoszyć zawstydzonego głuptasa. Posłusznie poszedł za nim z główką spuszczona tak, by włosy zakrywały mu płonące policzki. . Kiedy weszli do łazienki, Grizlli wyciągnął z szafki tubkę z maścią. – Wypnij tyłeczek – stanął za chłopakiem i odpiął mu spodnie, spuścił je do kolan razem z bielizną. – Pochyl się mocno, złap się wanny.
- A…ale powoli – wyjąkał nieco wystraszony Michaś, ale ufnie spełnił polecenie. Taki zmieszany, zarumieniony i eksponujący  jego stronę krągłe półkule, wydał się mężczyźnie niesamowicie słodki i pociągający. Pogłaskał go po nich uspokajająco i na brał na palec sporo maści.
- Oddychaj głęboko, nie bój się – zaczął zagłębiać się w ciasnym otworku. Miki z początku się spiął, przygotowany na falę bólu, ale niczego takiego nie poczuł. Pieczenie ustąpiło, przyjemne ciepełko zaczęło rozchodzić się w jego wnętrzu, a sprytny kapitan , widząc, że jego kochanie zaczyna coraz szybciej oddychać, potarł prostatę. – Dobrze ci? – szepnął mu cicho do ucha. – Chcesz jeszcze? – sięgnął do przodu i zacisnął dłoń na szybko rosnącym penisie.
- G..Gabryś… – pisnął miękko chłopak i rozsunął szerzej uda. Nie umiał się oprzeć gorącej dłoni na swoim członku i temu aksamitnemu głosowi.
- Kto by pomyślał, że będziesz taki namiętny – zamruczał zadowolony Grizzli i zaczął go pieścić palcem od środka, raz po raz uderzając we wrażliwy splot nerwów.
- Już nie mogę – jęknął Michaś i zaczął poruszać biodrami, wychodząc mu naprzeciw. Czułe dłonie narzeczonego szybko sprawiły, że jego ciało stanęło w płomieniach.  Jeszcze tylko parę ruchów, pożądliwe usta na jego karku i wytrysnął daleko przed siebie, z głośnym okrzykiem ekstazy. Został natychmiast przytulony i trzymany w ramionach, aż minęły poorgazmowe dreszcze i mógł sam stanąć na własnych nogach. – Kocham cię, kocham – wyszeptał w szeroką, nagą pierś Gabrysia. – Twoje serce bije tak szybko.
- Ono bije tylko dla ciebie – mężczyzna pocałował czubek jego głowy.
***
   Późnym popołudniem po skończonych wykładach chłopcy udali się do pani Mileny. Kapitan wcześniej uprzedził matkę o ich wizycie. Michaś przekonał go, żeby poszli z gałązką oliwną, czyli ogromnym bukietem kwiatów. Nie chciał być powodem niesnasek rodzinnych i miał nadzieję, że przyszła teściowa go kiedyś zaakceptuje. Już od furtki poczuli zapach strogonowa, jednej z ulubionych potraw Gabrysia. Obaj zgodnie się oblizali i jak zaczarowani ruszyli prosto do kuchni.
- A wy gdzie? W tym domu posiłki spożywa się w jadalni – machnęła na nich ścierką kobieta.
- Chcieliśmy cię najpierw przeprosić – kapitan cmoknął ją w policzek, a Michaś podał kwiaty. Zaskoczona Milena, popatrzyła niedowierzająco na syna. – Ehh… nie rób takiej podejrzliwej miny, to jego pomysł… - wysunął przed siebie opierającego się krasnoludka.
- Niektórzy mają odrobinę empatii – uśmiechnęła się do chłopaka – nie to co tępogłowi macho – pstryknęła syna w czoło. – Siadajcie – wskazała na pięknie nakryty stół. Po chwili wróciła z wazą pełną smakowitego gulaszu. – Jedzcie, na deser będą gruszki w czekoladzie. Dziecko coś cię boli, że się tak wiercisz? – zapytała Miki, który jakoś nie mógł usadowić się na krześle. Natychmiast poczerwieniał i spuścił oczy.
- Jja… ja tylko… - zaczął się jąkać.
- Proszę – kobieta z uśmieszkiem podała mu małą poduszkę. – Te krzesła robią teraz strasznie niewygodne, nie to co kiedyś… - mrugnęła do niego, a nieszczęsny chłopak omal nie wpadł pod stół.

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 15

   Po wyjściu chłopców ich rodziców załamała powstała sytuacja, ponieważ oboje inaczej wyobrażali sobie przyszłość swoich jedynaków. Chociaż wcześniej ustalili, że spokojnie z nimi porozmawiają, to jednak puściły im nerwy i nic z tego nie wyszło. Teraz było im trochę wstyd, zasiedli więc przed resztkami ponczu, których nie udało się wypić Michasiowi. Godzinę wcześniej przenieśli się do salonu, ponieważ na zewnątrz komary rozpoczęły krwawą ucztę i doprowadzały ich do szału.
- Co my teraz zrobimy? – zapytał niepewnie pan Stefan. – Im bardziej będziemy im zabraniać, tym bardziej się zaprą, jak to młodzi.
- Może dajmy im czas, niech sobie poszaleją, dziecka przecież z tego nie będzie – pokiwała smętnie głową Milena i z mocnym drinkiem w dłoni usiadła na kanapie obok mężczyzny. – Oby tylko Miki był wierniejszy od ciebie!
- To przecież ty mnie zdradziłaś pierwsza! – zaperzył się Pokrzywka. – Widziałem jak wisisz temu Zbyszkowi na szyi, a dzień później chwalił się chłopakom szatni , że cię miał i to kilka razy!
- I ty uwierzyłeś temu kretynowi?! – Milena popatrzyła na niego zaskoczona.
- A co miałem robić? Nie odzywałaś się do mnie cały tydzień, potem widziałem jak się liżecie z tym osiłkiem na środku holu, więc myślałem, że masz mnie dość i zmieniłaś obiekt zainteresowań – wzruszył ramionami. – Strasznie mnie to zabolało. Nie miałem jednak zamiaru wpychać się na siłę, gdzie mnie nie chcą, mam swoją dumę.
- Zostawiłeś mnie z takiego błahego powodu i nawet nie próbowałeś ze mną porozmawiać?! Ale z ciebie był dupek! – kobieta pokręciła głową. – A to było zupełnie inaczej, niż sobie umyśliłeś w swoim durnym czerepie – postukała go palcem w czoło. Nachyliła się przy tym i mężczyzna w głębokim dekolcie sukienki  mógł zobaczyć ładne, jędrne piersi w eleganckim, kremowym staniku. Widok był aż nadto kuszący i zrobiło mu się gorąco.
- Więc jak to naprawdę było? – zapytał patrząc głęboko w jej błękitne oczy.
- Ignorowałeś mnie odkąd kupiłeś samochód, ten paskudny drań odebrał mi twoją uwagę. Zamiast zabrać mnie gdzieś w weekend, ty leżałeś pod nim całymi godzinami, przykręcając jakieś śrubeczki – zaczęła mu przypominać fakty sprzed wielu lat. – Byłam wściekła, dziewczyny chodziły do kina i na prywatki, a ja siedziałam w domu. Koleżanki mi doradziły, żebym wzbudziła w tobie zazdrość, to się opamiętasz. Stąd ta pokazówka ze Zbyszkiem, ale między nami nic nie zaszło, choć nie powiem , aby nie próbował i to bardzo nachalnie.
- A to cholerny cham! – zdenerwował się Stefan.
-  Potem zaczął rozpowiadać te brednie o szalonej nocy. Chciał się zemścić i tyle, a ty głupku zamiast zapytać mnie, uwierzyłeś we wszystko! – pociągnęła go mocno za ucho. Pachniał jakąś egzotyczną wodą kolońską, która miło połaskotała ją w nos. – Znikłeś na prawie  pół roku i wróciłeś z panienką, uwieszona u twojego boku jak bluszcz.
- Uwierzyłem, masz rację, byłem młody i durny – przytaknął jej mężczyzna. – Strasznie przeżyłem twoją domniemaną zdradę, bo kupiłem już pierścionek i chciałem ci się oświadczyć. Kochałem cię jak szalony. Zresztą mam go do dzisiaj. Wyjechałem na wymianę studencką, by zapomnieć o wszystkim i jakoś dojść do ładu z uczuciami. Tam poznałem Elę i zaprzyjaźniliśmy się, a kiedy wróciliśmy do Polski była już w ciąży. Niestety kilka miesięcy potem poroniła. Pobraliśmy się i z czasem ją pokochałem. Ale o tobie nigdy nie zapomniałem. Zobacz! – sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe, aksamitne pudełeczko. – Noszę go przy sobie jak talizman – otworzył i jej oczom ukazał się, śliczny pierścionek z rubinowym serduszkiem.
- Stefan co ty… - zarumieniła się jak nastolatka. Zdawała sobie sprawę, że nadal nie był jej obojętny. Zawsze tkwił gdzieś tam, na samym dnie serca. Pierwszej,  gorącej miłości nie zapomina się tak łatwo, dlatego tak długo nie potrafiła mu wybaczyć tego co zrobił. Nadal wyglądał tak młodo i atrakcyjnie. Objęła wzrokiem jego smukłą sylwetkę. – Sporo w tym wszystkim mojej winy, narozrabiałam i powinnam bardziej nalegać na spotkanie z tobą. Ryczałam w poduszkę aż do twojego przyjazdu. Jak cię zobaczyłam z tą dziewczyną zrozumiałam, że to koniec i całkiem się załamałam. Przepraszam – szepnęła nieśmiało.
- Życie, ot co – pogładził jej policzek. Poziomkowy błyszczyk na jej ustach wyglądał tak kusząco. – Wybaczysz mi? – zapytał równie cicho. Skinęła jasnowłosą głową, a w pięknych oczach miała łzy. Pochylił się i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Smakowały jeszcze lepiej niż to zapamiętał.
Ujął oniemiałą Milenę za rękę i włożył jej na palec pierścionek. – Weź, tak długo na ciebie czekał – uśmiechnął się do niej promiennie, a kobieta poczuła jakby znowu miała dwadzieścia lat i czas się zatrzymał. – Oboje byliśmy tacy dumni i niemądrzy. Teraz jesteśmy wolni i może spróbujemy jeszcze raz? Co ty na to?
- Ale co my powiemy dzieciom? – jęknęła zmieszana Milena.
- Nie musimy się im spowiadać, jesteśmy dorośli – zachichotał Stefan. – Nosisz jeszcze tą koronkową bieliznę? – zerknął na nią z szelmowskim uśmiechem.
- Na prywatny pokaz, to sobie trzeba zasłużyć drogi panie – zadarła do góry nos.
***

    Całą niedzielę, nasza dzielna trójka urządzała się w mieszkaniu. Podzielili między siebie szafy i szuflady, zrobili zakupy w supermarkecie, wysprzątali wszystko na błysk i wieczorem zasnęli kompletnie wykończeni. W poniedziałek rano Seba nieco zaspał, kiedy zwlókł się z łóżka dziewczyny wychodziły już z łazienki. Szybko się ogolił i umył, po cichu wszedł do sypialni i zastał rozkoszny widok. Ilona i Gerdi właśnie się ubierały, pisnęły na jego widok trzymając przody od piżamek.
- No nie przesadzajcie, jestem dżentelmenem – odwrócił się ostentacyjnie tyłem do nich.
- I tak trzymaj – warknęły zgodnym chórkiem.
- Powyobrażam sobie, sporo już widziałem i jestem w tym dobry – zachichotał. Zaraz został przywołany do porządku przez oburzone dziewczęta. Dwie poduszki wylądowały na jego rozczochranej głowie. – Nie jestem jakimś tanim podglądaczem… - zaczął chłopak, ale nie skończył, bo właśnie zorientował się, że po lewej stronie jest niewielkie lusterko. Doskonale widać w nim było cały pokój i wypięte tyłeczki, na które złośnice wciągały właśnie skąpe majteczki. Przestał więc paplać, a zaczął podziwiać krajobraz, który tak wiele miał do zaoferowania. Jednego tylko nie wziął pod uwagę, był w samych bokserkach i z sekundy na sekundę zaczął w nich narastać coraz większy problem, którego nie dało się ukryć.
- No już, idziemy do szkoły. Włóż coś na siebie – odezwała się Ilona.
- Ja muszę do łazienki! – pisnął zarumieniony Seba ściskając uda i umknął jak spłoszony jeleń.
- A temu co? Okres ma czy coś? – zapytała zaskoczona jego zachowaniem dziewczyna.
- Podglądał nas drań – popatrzyła za uciekającym chłopakiem Gerdi. – Namiot miał w pełni rozbity i założę się, że właśnie bierze prysznic. Dżentelmen psia mać! – warknęła.
- Mam pomysł – mrugnęła do niej Ilona i z psotnym uśmieszkiem zaczęła jej szeptać coś do ucha.        
   Droga do szkoły upłynęła w zadziwiająco spokojnej atmosferze. Pokraczny samochodzik spisywał się na medal, strasząc przechodniów i wzbudzając pełne politowania spojrzenia. Dziewczęta milczały, a atakowany wyrzutami sumienia Seba wolał ich nie zaczepiać. Wcześniej był tak nakręcony, że odbył w łazience podwójną sesję prac ręcznych i teraz czuł się zupełnie rozluźniony. We trójkę udali się do budynku akademii. Ledwo weszli do holu Ilona z Gerdi uwiesiły się u jego ramion szczebiocąc jak pustogłowe gęsi.
- Misiaczku- ptysiaczku dasz buzi? – zaświergotała Ilona, wzbudzając szaloną wesołość u przechodzących studentów. – Twoja czekoladka będzie tęsknić za tobą cały dzień – zatrzepotała rzęsami.
- Och… - udało się jedynie wydusić czerwonemu jak dorodny burak Sebie. Wszyscy się na nich gapili jak na jakieś dziwowisko. Kumple z drużyny stali właśnie w kącie wytrzeszczając oczy. Przestali nawet mrugać. Chłopak owszem, był przystojny, ale zazwyczaj tak nieśmiały w stosunku do panienek, że bał się nawet odezwać. Chował się za ich plecami, jak tylko jakaś zwróciła na niego uwagę, a teraz kleją się do niego dwie najlepsze laski na uniwerku. To zakrawało na cud.
- Może zrobimy sobie potem jakąś małą przerwę w schowku woźnego? – Gerdi klepnęła go wymownie w tyłek. – Tylko my dwie, ciasna kanapa i twoje usta – zaproponowała, patrząc mu czule w oczy i ciesząc się w duchu jak dziecko, z jego ogłupiałej miny.
- Miejcie litość… – jęknął, kiedy rączka Ilony zaczęła go gładzić po udzie. – Już nie dam rady…- wymknęło mu się głośno. Zobaczył jak jego kolegom szczęki opadają na podłogę, kilka  dziewczyn zaczyna coś gorączkowo między sobą szeptać, patrząc na jego krocze z ogromną ciekawością. Seba miał ochotę zapaść się pod ziemię, najlepiej natychmiast. Jeszcze dziś będzie na językach wszystkich znajomych. Przesunął swoją torbę do przodu i zakrył strategiczne miejsce, które nie wiadomo dlaczego zaczęło nagle wzbudzać taką sensację. Szybko jednak został uświadomiony w tej kwestii przez rozchichotane studentki.
- Widziałaś jak go obmacują? A wydawały się takie niedostępne – usłyszał za plecami gorączkowy szept. – Coś w nim musi być, trzeba się dowiedzieć co!
- Taa.. Wiesz, pewnie w tych spodniach ukrywa prawdziwy skarb – dodała druga.
- Myślisz, że ma dużego? Trzeba to sprawdzić! Podobno rudzi są strasznie dobrzy w tych sprawach!
***
   Miki z ponurą miną wziął z ręki Gabrysia strój małego kucharza. Przebrał się w niego w łazience i spojrzał w lustro. Zarumienił się po same uszy na widok swojego odbicia. Góra fartuszka była dość wąska i po obu jej stronach widać było różowe sutki. Troczki krzyżowały się na plecach i podkreślały, wąską talię. Tymczasem z tyłu, pośladki były prawie całe odsłonięte i wystawione na widok publiczny.
- Cholera, powinienem uciąć sobie język – pisnął mieszany. – Spokojnie mógłbym zagrać w jakimś filmie porno – mruknął do siebie. Niestety słowo się rzekło i nie było odwrotu. Zakrył rękami tyłeczek i trzymając się z dala od Gabrysia wkroczył do kuchni.
- Miki, zabierz te łapki, będą ci potrzebne do czegoś innego - usłyszał chichot nieznośnego Grizzli.
- Przestań się gapić i zacznij obierać kartofle – warknął do zadowolonego z siebie mężczyzny, rozpierającego się za stołem. Nie odrywał wzroku od jego pośladków. – Uważaj, bo utniesz sobie palec – dodał złośliwie.
- Nie martw się kochanie, ten widok jest wart każdej ofiary – mężczyzna oblizał usta. 
   Chłopak zły, że tak się dał podejść, siekał właśnie marchewkę do zupy z zaciętą miną. Miał ochotę zwiać, gdzie go oczy poniosą, przez cały czas czuł jak oczy mężczyzny bezczelnie go obmacują, wzbudzając w dole brzucha coraz większe gorąco. Skoro jednak i tak nie miał wyjścia, postanowił nieco się zabawić kosztem Gabrysia. Włączył zmysłową, hiszpańską muzykę i zaczął kręcić się w jej takt, wymachując zapamiętale tyłeczkiem. Niech ten głupi zboczuch zaślini cały obrus. Zaczął kroić owoce na sałatkę, wyciągnął bitą śmietanę w sprayu i sos czekoladowy. Z tego miał być deser, który potem włoży do lodówki. Pląsał coraz bardziej zadowolony z siebie, nie wziął tylko jednej rzeczy pod uwagę. Nawet najbardziej cierpliwy człowiek ma jednak jakieś granice. Kapitanowi, rozgrzanemu do czerwoności ponętnym widokiem, jego przydział anielskości właśnie całkowicie się wyczerpał.
- Jestem głodny – mruknął gardłowo i ruszył do ataku. Złapał zaskoczonego chłopaka w pasie, podniósł do góry i położył na stole, strącając na ziemię serwetki i sztućce, niecierpliwym gestem. Wystarczyły dwa szarpnięcia, by pozbawić ofiarę zarówno fartuszka jak i bokserek.
- Gabryś oszalałeś…? – pisnął zawstydzony swoją nagością Michaś i zamknął oczy. W swojej naiwności nie spodziewał się takiego finału.
- Chyba tak – kapitan wziął miskę z owocami i zaczął je układać na ciele chłopaka. Czuł jak drży, kiedy połówki brzoskwiń zakryły jego sutki, a do pępka włożono mu słodkie daktyle. – Zaczniemy od deseru – wziął zimną bitą śmietanę i zaczął nią kreślić zawiłe wzorki, zaczynając od szyi. Potem przeszedł na klatkę piersiową, następnie szeroko rozłożone, drżące uda, jądra i nabrzmiałego penisa, unoszącego się zawadiacko do góry. Tą samą drogę powtórzył z sosem czekoladowym w dłoni.
- Chcesz mnie zabić co? – wydyszał Miki, wijąc się na blacie stołu. Bardzo szybko przestał całkowicie protestować. Dotyk zimnego kremu na jego skórze doprowadzał go do obłędu. Zdawało mu się, że targające nim emocje rozerwą go na strzępy. Tymczasem jego oprawca wcale się nie śpieszył. Patrzył tylko tak, jakby chciał go pochłonąć oczami.
- Pożrę cię - warknął Gabryś - każdziuteńki kawałeczek tego kuszącego ciała – mówił mu do ucha aksamitnym niskim głosem, który zdawał się mieć jakieś dziwne hipnotyczne właściwości. Docierał do każdej, najmniejszej, rozdygotanej komórki płonącego z pożądania Michasia. – Jeszcze tylko jagódki –  wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu. Maliny, borówki i jeżyny dopełniły dzieła, tworząc niezwykłą mozaikę. Odbijały się pięknie od kremowej skóry, na której perlił się pot. Zaczął od ust, które przyciągnęły jego uwagę delikatnym różem. Muskał je jakby były zrobione z płatków śniegu. Smakowały owocami i pachniały jak one, wyrywał z ust chłopaka coraz głośniejsze jęki.
- Ach… hm… Gab… Gabryś… - wyjąkał cichutko. Na nic więcej nie miał siły, czuł że długo już nie wytrzyma tych rozkosznych tortur. Objął mężczyznę w pasie nogami, przyciągając go do siebie. Kapitan zaczął wędrówkę w dół, liżąc i podgryzając każdy centymetr jedwabistej skóry. Skomlenia i piski jego słodkiego krasnoludka, tylko jeszcze bardziej go nakręcały. Zapach podniecenia, pierwsze krople widoczne na czubku członka oszałamiały jak najlepszy narkotyk. Poznęcał się nad szyją, przeszedł na stwardniałe jak kamyczki sutki, dotarł do falującego brzucha. Sok, śmietana i czekolada tworzyły smakowity dodatek. Kiedy dotarł do bordowego od napływającej krwi penisa, Miki skomlał żałośnie, rozsuwając szeroko zgrabne nóżki.
- Pp… Proszę… nie mogę już… - wychrypiał mały głuptas, który za punkt honoru wziął sobie dotrwać do końca, choćby nie wiem co. Mężczyzna z perwersyjnym uśmieszkiem wziął plasterek ananasa i wcisnął na drgającego członka, nie pozwalając mu dojść przedwcześnie. Po chwili ulitował się nad nim i zaczął zataczać kółeczka wokół ciasnej dziurki. Krem idealnie spełnił rolę nawilżacza. Włożył ostrożnie do środka jeden palec, rozpychając gorące ścianki. Niecierpliwy krasnoludek, poruszył biodrami i nabił się na niego do końca. – Och…! – pisnął zaskoczony falą piekącego bólu.
- Spokojnie kochanie, pozwól mi się wszystkim zająć – włożył drugi i trzeci palec jak tylko poczuł, że Miki się rozluźnia. Całował przy tym smukłe uda, zlizując śmietankę i resztki czekolady. Podniósł wysoko nogi chłopaka i położył na swoich ramionach. Wyjął rękę i przystawił do rozciągniętego otworku swojego dużego członka, na którym odznaczały się nabrzmiałe żyły. Powoli milimetr po milimetrze wsuwał się w tą oszałamiającą wszystkie jego zmysły ciasnotę. Mruczał przy tym z przyjemności, niczym duży, zadowolony miś, który dobrał się do garnka z miodem. Kiedy dotarł do końca zatrzymał się na chwilę i zdjął z penisa krasnoludka, więżącego go ananasa. Michaś zakwilił cichutko i gwałtownie wciągnął powietrze. Gabryś poruszył się na próbę i widząc, że kochanek nie protestuje zaczął się wsuwać i wysuwać, szukając odpowiedniego kąta.
- Ooch…! – krzyknął Miki, kiedy trafił w czuły punkt. Pierwszy raz w życiu przekonał się, co to znaczy umierać z rozkoszy. Cały świat wirował razem z nim, a gorące fale przetaczały się przez niego raz po raz. Grizzli, kiedy tylko złapał odpowiedni rytm zanurzał się w nim głęboko, sam mając przed oczami gwiazdy. Ciało pod nim wygięło się w końcu w łuk i….
- Aaaa….! – pełen wyzwolenia wilczy skowyt, słyszalny prawdopodobnie na wiele mil wkoło wyrwał się z udręczonego gardła chłopaka. Z pewnością nie było w akademiku i sąsiednich kamienicach nikogo, kto by nie zwrócił na niego uwagi. Przeżycie było tak silne, że na kilka sekund stracił świadomość. Mężczyzna spiął wszystkie mięśnie i prawie jednocześnie wytrysnął w jego głodne wnętrze. Jego krasnoludek dosłownie zwalił go z nóg. Opadł obok chłopaka na stół, który niebezpiecznie zatrzeszczał. Mocno objął go ramionami i przytulił do siebie.
- Chyba powinniśmy się umyć?- Zachichotał beztrosko.
- Nie mam siły – wymamrotał Miki, nadal nie kontaktował i leżał zupełnie bezwładnie jak szmaciana lalka, wtulony w szeroką pierś Gabrysia.