COSIK był w
cosikowym niebie. Udało mu się odrobinę pomóc w powstaniu wspaniałej,
kochającej się pary. Według niego Michaś i Grizzli idealnie do siebie pasowali.
Stworzą rodzinę o jakiej marzy każde dziecko, bo przecież wszyscy kiedyś
zaczynają pragnąć swojego maleństwa. Prawda? Będzie tata i mama. Ee…? No
niezupełnie! Tata i tata? Hm… Tata i mamuś? Tu COSIK zupełnie się zaplątał, bo
nie wiedział jak nazwać tą drugą osobę w męsko-męskim związku. Miał głuptas
swoje własne plany i wizje przyszłości. Trochę mu w nich bruździli rodzice
chłopaków i tym postanowił się zająć w pierwszej kolejności. Przy najbliższej
okazji musi im dostarczyć jakiego zajęcia, najlepiej takiego na dłuższy czas.
- Miiichaś! – wrzasnął do chłopaka, który
właśnie otwierał jedno, bardzo zaspane oko.
- Czego się
drzesz paskudzie, ludzie śpią! – burknął.
- Jaki nieuprzejmy – pisnął rozbawiony
COSIK – ciekawe co powiesz jak
zasiądziesz do śniadania.
- Nie mam
pojęcia co cię tak cieszy. Gadaj czego chcesz i daj pospać – wtulił się w ramię
Garysia. Był taki cieplutki i pachniał smakowicie. Aromat sosu czekoladowego
nadal się nie ulotnił. Przylgnął do boku mężczyzny i otarł się o niego jak mały,
spragniony pieszczot kocurek.
- Nie będę ci przeszkadzać. Chciałem tylko
powiedzieć, że powinieneś przeprosić teściową. Lepiej by było, żebyś nie zrobił
sobie w niej wroga – dodał cwany stworek, który miał swój interes w tej wizycie.
Wszyscy będą szczęśliwi, a on dostanie to czego pragnie. Przecież nie ma w tym
nic złego, tyle, że myślał standardami COSIKOWYMI nie ludzkimi, ale to już mu
nie przyszło do łaciatej główki.
- Dobra,
pomyślę nad tym – ziewnął Michaś.
- To pa – doszedł do wniosku, że lepiej się ewakuuje zanim coś palnie.
- To pa – doszedł do wniosku, że lepiej się ewakuuje zanim coś palnie.
- Zaczekaj
draniu! O co chodziło z tym śniadaniem? – zapytał nieco zaniepokojony chłopak.
Szkodnik wyraźnie znowu coś kombinował. Nie chciał się obudzić następnego dnia
jako siedmioogonowy lis, albo jakieś równie dziwne stworzenie.
- Tak mi się wypsło – zachichotał mały
łobuz i przestał się odzywać. Chłopak widząc, że się nie doczeka odpowiedzi
przymknął ponownie oczy. Był ciekaw, co powiedziałaby pani Milena, jakby
zobaczyła, że rozmawia ze swoim żołądkiem. Położył głowę na szerokiej piersi
Gabrysia, niestety nie udało mu się zasnąć, bo różowy sutek tuż przed jego
nosem wyglądał zbyt kusząco. Nawet nie wiedział kiedy zacisnął na nim usta.
- Skarbie, to nie jest dobry pomysł – duże dłonie Gryzlli powędrowały na jego nagie biodra i odciągnęły do tyłu, odrywając od
deseru. – Może lepiej zróbmy śniadanko – zamruczał i pocałował go w szyję.
- Łaski bez – nadął się Michaś i wyrwał z jego objęć. –
Skoro wolisz żarcie ode mnie, to proszę bardzo – wstał, przeciągnął się leniwie
i poszedł kręcąc pośladkami na poszukiwanie swojej zaginionej w akcji bielizny.
Biedny Gabryś, siedział na materacu z szeroko otwartymi oczami i dodajmy dla
sprawiedliwości ustami, zafascynowany niecodziennym widokiem. Zbyt mocno się
wychylił, zsunął z materaca i z hukiem grzmotnął na podłogę.
- Zrobisz jajecznicę rannemu? – zajęczał dramatycznie. –
Uszkodziłem sobie kość ogonową – podniósł się, nałożył spodnie i kuśtykając
ruszył do kuchni. – Już się ubrałeś? – rzucił rozczarowany na widok Michasia w
jeansach i podkoszulku.
- A co? Myślałeś, że miotam się po kuchni ubrany w sam
fartuszek? – zarumieniony Miki pokazał mu język i zajął się robieniem
śniadania.
- Prawdę mówiąc taka wizja przeleciała mi przez głowę –
wyszczerzył się do niego Gabryś. Chłopak nic się nie odezwał i udawał, że nie
słyszał jego głupiej uwagi. Sam miał problemy z opanowaniem wyobraźni, która
bezlitośnie posuwała mu obrazki z wczorajszego wieczoru. Po dziesięciu minutach
postawił na stole dwa talerze z parującą jajecznicą na boczku. Usiadł
naprzeciwko mężczyzny i …
- Aa…?! O cholera! – pisnął przeciągle i natychmiast wstał.
Złapał się za pośladki, a jego twarz przypominała dojrzałego pomidora.
- Kochanie? – zapytał go domyślnie Grizlli. – Pomóc?
- Nigdy więcej nie nadziejesz mnie na ten rożen! – wskazał
na jego krocze. - Od dzisiaj żadnego miziania i deserów! – warknął stanowczo i
popatrzył groźnie na zaskoczonego mężczyznę. Posykując ruszył do łazienki z
zawziętą miną. Nie zauważył, że Gabryś na paluszkach, co wyglądało nieco
komicznie przy jego posturze, ruszył za nim. Objął go w pasie i przylgnął do pleców narzeczonego, a potem przycisnął go nieco do pralki, żeby mu się nie wymknął.
- Chyba musimy zrobić akcję pod kryptonimem ,,smar” –
pocałował pachnący kark narzeczonego i klepnął go w pośladek.
- Puszczaj draniu! – zaczął się szarpać. – Co ty chcesz
zrobić? – zapytał lekko wystraszony.
- Miki, zaufaj mi – mężczyzna odwrócił go twarzą do
siebie. – Nie ma sensu, żebyś cierpiał. Mam maść, która pomoże ci natychmiast –
zamruczał mu do ucha.
- Czekaj! Czy ty chcesz mi powiedzieć, że zaaplikujesz mi
ją do… - Michaś wytrzeszczył na niego oczy, po czym zwinnie się wywinął i uciekł do
kuchni. – Nie ma mowy! – Za żadne skarby nie pozwoli, żeby mu włożył palec w
obolałą pupę. Na samą myśl o tym miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Skarbie nie bądź dzieckiem – zdeterminowany Gabryś próbował
go dosięgnąć przez stół.
- Odczep się, ty smarojadzie! – pisnął Miki i uciekł poza
zasięg jego rąk. Zaczęła się zażarta gonitwa, żaden z nich nie miał
najmniejszego zamiaru ustąpić. Wrzaski i krzyki słychać było w całym akademiku.
***
Seba na szczęście nie miał z dziewczynami
zajęć, więc na wykładach nieco odetchnął, a na przerwach ukrywał się w męskiej
ubikacji. Wolał im się nie pchać w ręce, nie wiadomo co by im jeszcze strzeliło
do tych blond główek. Owszem był mężczyzną, ale jeszcze nikt nie wygrał z
dwiema, dodajmy lekko wkurzonymi kobietami, naraz. Całkiem nieźle mu szło, aż
lekcje się skończyły i trzeba było wrócić do domu. Przez ten czas chłopak obmyślił
już sobie strategię. Ponieważ kończył nieco wcześniej, postanowił przebłagać
te zawzięte lisiczki wystawnym obiadem. Zrobił listę zakupów i ruszył przez
dziedziniec do bramy, niestety nie zdążył jej przekroczyć po obstąpiła go sporo
gromadka rozchichotanych studentek.
- Sebulku słońce, może pójdziesz ze mną dzisiaj do klubu –
rosła brunetka popychała go swoim wydatnym biustem.
- Może innym razem – wyszeptał, ale jego nieśmiały głos
zatonął w szczebiocie plotkujących zawzięcie smarkul.
- Masz niezły tyłek! Ćwiczysz – jakaś ruda piękność
bezczelnie obmacała jego pośladki.
- Muszę już iść – coraz bardziej zmieszany chłopak
próbował się wyrwać z ich ciekawskich łapek, ale okazało się to bardzo trudne.
Ich było ze dwadzieścia, a on jeden. W domu
go zawsze uczono, że kobiety należy szanować
i teraz nie miał pojęcia jak się z tego wyplątać.
- Czy to prawda, że masz największego penisa w kampusie? Ile ma
centymetrów? - Mała szatynka wyciągnęła dłoń w kierunku jego krocza. Chłopak
cofnął się gwałtownie, przestraszony, że zechce się przekonać osobiście, o
prawdziwości krążących po uczelni plotek.
- Zabieraj tą parszywą łapę, bo ją stracisz! – warknęła ostrzegawczo
Gerdi i szturchnęła nachalną podrywaczkę w bok.
- Wolisz staracić włosy- Ilona pociągnęła ofiarę za warkocz - czy
fantazyjną bliznę na policzku? – podsunęła jej ostre jak sztylety tipsy pod
nos.
- Aa…! Ratunku, psycholka! – zapiszczała cienko, a pozostałe napastniczki
się cofnęły. Nie miały najmniejszego zamiaru pomóc koleżance, ale chętnie
obserwowały z daleka rozwój wypadków. Gerdi ją unieruchomiła z sadystycznym
uśmieszkiem chwytając w talii i przyciskając plecami do siebie.
- Możesz wyciąć nasze inicjały ku przestrodze – rzuciła chłodno.
- Takie gotyckie zawijasy? – zapytała Ilona, mierząc wzrokiem przerażoną
coraz bardziej szatynkę . Przejechała pazurkiem po jej twarzy jakby
kreśląc wzór.
- Och… - jęknęła cichutko, pobladła i osunęła się na trawę, ku
uciesze gapiów.
- Nie ma z czego rżeć! – Gerdi powiodła ponurym wzrokiem po struchlałej
gromadce. – Ten facet – tu położyła poufale rękę na ramieniu oniemiałego ze
zdumienia Seby – należy do nas. Jeśli któraś ma inne zdanie, to zapraszamy do
dyskusji – pomachała im na pożegnanie pięścią i pociągła chłopaka za sobą.
Kiedy tylko wsiedli do samochodu dziewczyny, wszyscy troje wybuchnęli śmiechem.
- A widziałaś jej minę jak jej dotknęłam? – kwiczała Ilona.
- Nie wiem dlaczego nie spodobała im się moja pięść, jest ładna –
Gerdi podsunęła jej pod nos swoją rękę.
- Nie powinniście tego robić, jakby was dziekan zobaczył… - zaczął
rozsądnie Seba.
- Ty się lepiej nie odzywaj, uratowałyśmy cię mimo, że na to nie
zasłużyłeś – Gerdi pociągła go za ucho z prawej, a Ilona z lewej. – Chyba będziesz
musiał to jakoś odpokutować!
- Ale jak? – chłopak zaczerwienił się po uszy, bo właśnie sobie
wyobraził jak ciężko pracuje, aby zamazać swoje winy, całując bez tchu dwa
nagie wypięte w jego stronę tyłeczki. Miał wyjątkowo maślaną minę i
nieprzytomne spojrzenie, całkowicie pogrążył się w upojnych marzeniach.
- Seba, ty zboku, o czym ty myślisz?! – Ilona zerknęła na jego
krocze.
- Takie piękne, aksamitne i okrąglutkie jak brzoskwinki – wyrwało się
niezbyt przytomnemu chłopakowi. – Muszę spróbować – ku zaskoczeniu dziewczyny
ukąsił ją w odkryte ramię.
- Nie przejmuj się jest stuknięty – zachichotała Gerdi i zrobiła
wymowne kółko na czole. – Zwykła kąpiel i kompletnie klepki mu się w mózgu
rozmoczyły.
***
Pogoń
trwała, obaj zawodnicy zdyszani i spoceni, okrążyli już stół dziesiątki razy.
Mierzyli się wzrokiem przez drewniany blat niczym zapaśnicy, przed następną
rundą.
-
Krasnoludku, odpuść, szkoda twojego ślicznego tyłeczka – prosił łagodnie
zdyszany Gabryś.
-
Odwal się, to okropnie piecze, a ty chcesz mi tam jeszcze coś wkładać - poskarżył
się Michaś.
-
Skarbie, właśnie dlatego, żeby przestało – tłumaczył mu cierpliwie mężczyzna.
- A
nie będzie bolało? – chłopak zaczął się zastanawiać, czy jednak nie skorzystać
z oferty. Za chwilę mieli iść na zajęcia, a potem może do pani Mileny.
-
Będę naprawdę ostrożny, chodź… - zbliżał się powoli, by nie spłoszyć
zawstydzonego głuptasa. Posłusznie poszedł za nim z główką spuszczona tak, by
włosy zakrywały mu płonące policzki. .
Kiedy weszli do łazienki, Grizlli wyciągnął z szafki tubkę z maścią. – Wypnij tyłeczek
– stanął za chłopakiem i odpiął mu spodnie, spuścił je do kolan razem z
bielizną. – Pochyl się mocno, złap się wanny.
- A…ale
powoli – wyjąkał nieco wystraszony Michaś, ale ufnie spełnił polecenie. Taki zmieszany,
zarumieniony i eksponujący jego stronę krągłe
półkule, wydał się mężczyźnie niesamowicie słodki i pociągający. Pogłaskał go
po nich uspokajająco i na brał na palec sporo maści.
-
Oddychaj głęboko, nie bój się – zaczął zagłębiać się w ciasnym otworku. Miki z początku
się spiął, przygotowany na falę bólu, ale niczego takiego nie poczuł. Pieczenie
ustąpiło, przyjemne ciepełko zaczęło rozchodzić się w jego wnętrzu, a sprytny
kapitan , widząc, że jego kochanie zaczyna coraz szybciej oddychać, potarł
prostatę. – Dobrze ci? – szepnął mu cicho do ucha. – Chcesz jeszcze? – sięgnął do
przodu i zacisnął dłoń na szybko rosnącym penisie.
-
G..Gabryś… – pisnął miękko chłopak i rozsunął szerzej uda. Nie umiał się oprzeć
gorącej dłoni na swoim członku i temu aksamitnemu głosowi.
-
Kto by pomyślał, że będziesz taki namiętny – zamruczał zadowolony Grizzli i
zaczął go pieścić palcem od środka, raz po raz uderzając we wrażliwy splot
nerwów.
-
Już nie mogę – jęknął Michaś i zaczął poruszać biodrami, wychodząc mu
naprzeciw. Czułe dłonie narzeczonego szybko sprawiły, że jego ciało stanęło w
płomieniach. Jeszcze tylko parę ruchów,
pożądliwe usta na jego karku i wytrysnął daleko przed siebie, z głośnym
okrzykiem ekstazy. Został natychmiast przytulony i trzymany w ramionach, aż
minęły poorgazmowe dreszcze i mógł sam stanąć na własnych nogach. – Kocham cię,
kocham – wyszeptał w szeroką, nagą pierś Gabrysia. – Twoje serce bije tak
szybko.
-
Ono bije tylko dla ciebie – mężczyzna pocałował czubek jego głowy.
***
Późnym popołudniem po skończonych wykładach
chłopcy udali się do pani Mileny. Kapitan wcześniej uprzedził matkę o ich
wizycie. Michaś przekonał go, żeby poszli z gałązką oliwną, czyli ogromnym
bukietem kwiatów. Nie chciał być powodem niesnasek rodzinnych i miał nadzieję,
że przyszła teściowa go kiedyś zaakceptuje. Już od furtki poczuli zapach strogonowa,
jednej z ulubionych potraw Gabrysia. Obaj zgodnie się oblizali i jak
zaczarowani ruszyli prosto do kuchni.
- A
wy gdzie? W tym domu posiłki spożywa się w jadalni – machnęła na nich ścierką
kobieta.
-
Chcieliśmy cię najpierw przeprosić – kapitan cmoknął ją w policzek, a Michaś
podał kwiaty. Zaskoczona Milena, popatrzyła niedowierzająco na syna. – Ehh… nie
rób takiej podejrzliwej miny, to jego pomysł… - wysunął przed siebie opierającego
się krasnoludka.
-
Niektórzy mają odrobinę empatii – uśmiechnęła się do chłopaka – nie to
co tępogłowi macho – pstryknęła syna w czoło. – Siadajcie – wskazała na pięknie
nakryty stół. Po chwili wróciła z wazą pełną smakowitego gulaszu. – Jedzcie, na
deser będą gruszki w czekoladzie. Dziecko coś cię boli, że się tak wiercisz? –
zapytała Miki, który jakoś nie mógł usadowić się na krześle. Natychmiast poczerwieniał
i spuścił oczy.
-
Jja… ja tylko… - zaczął się jąkać.
-
Proszę – kobieta z uśmieszkiem podała mu małą poduszkę. – Te krzesła robią teraz
strasznie niewygodne, nie to co kiedyś… - mrugnęła do niego, a nieszczęsny
chłopak omal nie wpadł pod stół.
Tak nas rozpieszczasz, że już się bałem że o nas zapomniałaś. Ale na nasze szczęście jesteś! Dzięki za kolejny odcinek (jak zawsze wspaniały), pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńNo tak, to było do przewidzenia. Zielony w TYCH sprawach Miki nie spodziewał się, ze po dzikich harcach na stole może go boleć tyłeczek. Trzeba przyznać, że Gabryś to sprytna bestia. Jednocześnie zadbał o komfort ukochanego, oraz o dostęp do jego pupy. Bo przecież po orgazmie, jaki mu zafundował Miki raczej nie będzie się opierał małemu molestowanku ;)
OdpowiedzUsuńCOSIK to przebiegła bestia. Chcąc osiągnąć swój cel podsunął pomysł z udobruchaniem teściowej. Trzeba przyznać, że Milenie przeprosiny odrobinę się należały. W końcu Miki wychlał jej niemal cały poncz. Brawa za zakup kwiatów. Chyba każda kobieta lubi je dostawać i odrobinę łaskawszym wzrokiem patrzy na osobę, która jej je ofiarowała.
Ha! Ilona i Gerdi odczuły zazdrość o swojego faceta. Biedny Panienka został wychowany na dżentelmena i nie bardzo mu wypadało obejść się ze stadkiem dziewcząt odrobinę brutalnie. Między tą trójką robi się coraz goręcej. Aż nie mogę się doczekać odpowiedzi na pytanie, kto wpadnie w sidła namiętności jako pierwszy.
Weny!
Ariana
Nie wiem co napisać więc daje, 100/10.
OdpowiedzUsuńEwa
Oj Seba jemu to chyba na prawdę odbiło:) Ale w tym pozytywnym sensie. A dziewczyny wspaniale go bronią. To było świetne. Jestem bardzo ciekawa jak im się ułoży.
OdpowiedzUsuńMiki głuptasek ta pogoń była bardzo zabawna:) A COSIAK pewnie ma jakiś bardzo poważny plan. Aż się boję:) No i cieszę się bardzo że pogodził się z mamą Gabrysia wszystko jest na lepszej drodze i tak ładnie im się układa.
Jeszcze tylko tata Krasnoludka ale mam obawy że z nim nie pójdzie tak łatwo w końcu to jego kochany jedyny synek.
Rozdział jest wspaniały i już czekam na kolejny.
Dużo dużo weny i chęci:)
I poprawiłaś błąd na następny xD Teraz jest "staracić włosy" xD"""" Poza tym przy nakładaniu maści widzę malutkiego byczka, a mianowicie "na brał", ale to szczegóły, więc już się biorę za treść.
OdpowiedzUsuńBiedny Seba, muahahahahaaaaa... Sierotka Marysia, pseudo-dżentelmen nie wiedział co ma zrobić, otoczony przez te stado napalonych studentek. Ale cóż, trudno się dziwić, jak się nagle rozchodzi na kampusie plota, że masz w majtkach więcej niż Gabryś. A że chłopakowi słodkie marzenia porządnie uderzyły do głowy to inna sprawa.
Co do zaś wspomnianego wcześniej Gabrysia, to już on wie jak się swoim krasnoludkiem zaopiekować. Smarowanko z bonusem, to, to co tygryski lubią najbardziej. Ciekawam tylko jestem, jaki cel w tej całej akcji z teściową, ma nasze szurnięte, żołądkowe stworzonko...
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały... pomysł z przeproszeniem Mileny dobry, wszak jej należą się je.... biedny Sebuś, ale na szczęście na ratunek przybyły mu dziewczyny....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
O matko, to co się działo między nimi, co się wydarzyło między ich rodzicami, nono no :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba, a ta akcja na stole, z owocami i bitą śmietaną. Aż sama miałam ochotę go schrupać.
To był dobry pomysł by odwiedzić matkę Gabrysia, został tylko jeszcze ojciec krasnoludka.
A ta pogoń, mhm Gabryś nieco wykorzystał sytuację, ale Krasnoludek nie narzekał i jakoś mu się nie dziwie :D
Pisz szybciutko, bo nie mogę się już doczekać ;3
Twoja Maru ;3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspanial, Gabryś aż zastygł jak usłyszał od krasnoludka, że jak woli żarcie od niego to jego sprawa, cosik co ty jeszcze planujesz...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka