niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 14

   Gerdi obudziła się dość wcześnie rano, chociaż w wolne dni takie jak dzisiejszy, zazwyczaj nadrabiała zaległości w spaniu. Było jej strasznie gorąco i coś wgniatało ją w materac. Otworzyła oczy i zobaczyła dwie postacie oplatające ją niczym ośmiorniczki. Wtulali się w jej boki z wielce zadowolonymi minami, mocno obejmując ją rękami i nogami.
- No nie – jęknęła głośno, przypominając sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Te uparte głuptasy niestety nie uciekły, jak miała wczoraj nadzieję. Smacznie sobie pochrapali, wyglądając na bardzo szczęśliwych i rozluźnionych. Najwyraźniej jej plan nastraszenia ich kompletnie nie wypalił. Musiała wymyślić coś innego, może odrobina domowego terroryzmu połączonego z molestowaniem tych niewinnych istotek, skłoniłaby ich do zmiany lokum. Uklękła na łóżku i z rozbawieniem zauważyła, że przyjęli identyczne pozycje. Leżeli na brzuchach, wypinając do góry okrągłe tyłeczki. Ilona prezentowała kuse majteczki po których spacerowały uśmiechnięte biedronki, a Seba spodenki w skaczące przez płotek owieczki. Gerdi nabrała powietrza w płuca i ryknęła ile miała sił. – Wstawać lenie! W brzuchu mi burczy, śniadanie czas szykować! – Klepnęła ich przy tym w ponętne pośladki, zaciskając na nich palce.
- Co jest…?! – wrzasnął obudzony tak brutalnie chłopak i gwałtownie usiadł na materacu, nie mając pojęcia, gdzie się znajduje.
- Kto tak drze ryjek? – zapytała Ilona, przeciągając się jak kotka. Zamrugała oczami i na widok równie zaspanego jak ona Seby odskoczyła w bok. Znajdował się stanowczo zbyt blisko, dotykając jej ramieniem.
- Jestem głodna i nikt mnie nie nakarmił – wyjęczała z pretensją w głosie Gerdi, masując się po płaskim brzuchu , który faktycznie zaczął wydawać dziwne odgłosy.
-  O szóstej rano? – dziewczyna popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Dobra już dobra. Jajecznica może być? – Nie całkiem przytomny chłopak zwlókł się z materaca i poczłapał do kuchni. Jego królowej Amazonek należało się wszystko co najlepsze. Ilona, nie chcąc pozostać w tyle, dołączyła do niego i zaczęła robić eleganckie kanapeczki. Gerdi z przyjemnością obserwowała przez chwilę , jak rozczochrani i nadal mocno zaspani krzątają się przy szafkach. Nie zdawała sobie sprawy z czułości widocznej w tym momencie na jej twarzy. Oczywiście przepychali się przy tym, potrącali i powarkiwali, popisując się przed nią i przeszkadzając sobie nawzajem w pracy.
   Po kwadransie wszystko było już gotowe i wyglądało bardzo apetycznie, a tymczasem Gerdi gdzieś zniknęła. Po krótkich poszukiwaniach odnaleźli ją w łazience, okupującą ogromną wannę pełną różowej, pachnącej piany. Śpiewała najnowsze przeboje niemiłosiernie przy tym fałszując. Widać było jedynie jej jasnowłosą głowę z upiętymi wysoko złocistymi włosami. Oboje spojrzeli po sobie z niedowierzaniem i wycofali się do tyłu.
- To ona wyciągnęła nas z łóżka bladym świtem, żeby iść się kąpać? – wywrócił oczami Seba.
- A to jędza, robi to specjalnie. Mam pomysł – dziewczyna poszła do kuchni po talerz z kanapkami. Chłopak, nie mając pojęcia o co jej chodzi, zabrał patelnię z jajecznicą, dzbanek z kawą i kubki. Wszystko to zanieśli po cichutku do łazienki i urządzili bufet na pralce.
- Co teraz? – szepnął Seba z niepewną miną.
- A wy tu czego?! – warknęła Gerdi, która dopiero teraz otwarła oczy i zobaczyła swoich współlokatorów spoglądających na nią z zagadkowymi minami.
- Przyszliśmy się wykąpać – stwierdziła Ilona spokojnie – skoro wszystko mamy robić we trójkę…  – błyskawicznie zrzuciła ubranie i weszła do wanny, zanurzając się natychmiast po szyję. Chłopak zarumienił się jak wisienka nie wiedząc co ma dalej robić, ale skoro rywalka zdobyła się na coś takiego, nie mógł być gorszy. Ze spuszczonymi oczami też się rozebrał i usiadł z drugiej strony Gerdi.
- Poszaleliście? – Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nie spodziewała się aż takiej determinacji ze strony małych drani. W dodatku tacy zmieszani, ze szkarłatnymi policzkami i błyszczącymi oczami wyglądali strasznie smakowicie. Miała wrażenie, że po jednej stronie siedzi czekoladowa eklerka, a po drugiej poziomkowa babeczka i mrugają na nią zachęcająco. – Cholera – jęknęła, desperacko zaciskając uda. – Zjeżdżajcie stąd, albo zacznę konsumpcję!
- E tam, nie zrobisz tego - odpowiedziała Ilona z pewnością w głosie, której wcale nie czuła. Obserwowała łakomym wzrokiem smukłą szyję dziewczyny, dla sprawiedliwości trzeba jednak przyznać, że wzrok jej od czasu do czasu uciekał do Seby i jego ładnie umięśnionej klatki piersiowej.
- A co mi niby przeszkodzi? – zapytała miękko Gerdi.
- No jak to co? Honor, zasady… te sprawy… - odezwał się nieśmiało Seba, nie odważając się spojrzeć jej w oczy. Ze wszystkich sił próbował ukryć erekcję, która powiększała się z każdą chwilą. Na szczęście gęsta piana zakrywała strategiczne miejsca, które z powodu wspaniałych widoków jakie go otaczały zrobiły się strasznie wrażliwe i zdawały się rozgrzewać coraz szybciej.
- Wiesz cukiereczku – dziewczyna ujęła go pod brodę i musnęła jego wargi swoimi – po ściągnięciu majtek, to wszystko zupełnie przestaje działać – wsunęła mu język głęboko do ust, a jej dłoń powędrowała na okrągłą pierś Ilony wystającą właśnie nad powierzchnię wody. Dziewczyna cichutko pisnęła, gdy dotknęła jej sutka. – Spokojnie, to tylko małe mizianko – uśmiechnęła się, widząc ich zawstydzenie,  a jednocześnie wyczuwając jak zaczynają drżeć z podniecenia pod wpływem delikatnego głaskania. Wiedziała, że jeśli teraz nie uciekną w siną dal, to marne szanse, żeby kiedykolwiek udało jej się ich przepłoszyć. Na początku igrała z nimi, nastawiona na przestraszenie łobuzów , którzy okupowali jej ukochane gniazdko. Nie upłynęło jednak dużo czasu, jak sama zaczęła płonąć, słuchając ich pełnych rozkoszy pojękiwań. Dłonie dziewczyny same powędrowały pomiędzy zaciśnięte uda obu zarumienionych słodko głuptasów, pieszczotami nakłaniając je do rozchylenia się. Seba z rozchylonymi ustami i zamkniętymi oczami wyglądał strasznie milutko, jeśli można coś takiego powiedzieć o facecie. Spojrzała w dół i zauważyła, że jego sztywny, nabrzmiały członek już sączył perłowe krople. Ogromnie zawstydzony zupełnie nową dla niego sytuacją, nie śmiał podnieść na nią wzroku. Po raz pierwszy ktoś poza nim samym, dotykał go w tak intymny sposób, bardzo szybko stracił głowę, całkowicie odpływając w niebyt. Liczyły się tylko zręczne paluszki, doprowadzające go do szaleństwa.
Ilona, która miała za sobą bardzo nieudany związek z chłopakiem, nigdy wcześniej nie odczuwała takiej przyjemności. Nie miała zbyt dobrych wspomnień z sypialni. Gerdi w przeciwieństwie do jej byłego dawała z siebie wszystko, nie oczekując niczego w zamian. Ostrożnie rozchyliła jej kobiecość i zaczęła pocierać wrażliwy gruzełek.  Dziewczyna gwałtownie zachłysnęła się powietrzem. Całe ciepło zaczęło spływać falami w dół i skumulowało się w jednym miejscu, tak bardzo spragnionym dotyku. Po chwili, z obu stron słychać było tylko posapywania i pełne pożądania pomruki.
- Oo…! – krzyknął chłopak, wyrzucając  z siebie strumień spermy,  po czym omal nie utonął z oszołomionym wyrazem twarzy. Wrażenie było tak silne, że prawie pozbawiło go przytomności.
Aa…!- zawtórowała mu natychmiast Ilona, wyginając smukłe ciało w łuk i cała drżąc w oszałamiających spazmach. Dla niej to był pierwszy w życiu orgazm, wcześniej zawsze tylko go udawała, chcąc sprawić partnerowi przyjemność. Unosiła się w różowej chmurce rozkoszy, całkowicie zapominając, gdzie i z kim się znajduje. Czyżby kobiece dłonie były tym, czego potrzebowała?
- I na tym zakończymy nasze poranne ćwiczenia – stwierdziła równie czerwona jak jej współlokatorzy Gerdi i pośpiesznie umknęła z wanny. Owinęła się szlafrokiem i poszła do sypialni, aby się ubrać i nieco ochłonąć. Nie miała pojęcia co jej odbiło. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała. Pewnie pomyślą, że jest jakąś niewyżytą dziewuchą atakującą ludzi w wannie. Postanowiła pobiegać i przemyśleć całą sprawę. Udała się do parku, gdzie trenowała każdego ranka. Niestety za każdym razem, kiedy próbowała się zastanowić nad niezwykłą sytuacją, widziała dwa różowe, ponętne ciała, całe w pianie i rozchylone w okrzyku spełnienia, nabrzmiałe od pocałunków usta.
- Cholera jasna! – warknęła do siebie i stanęła na środku ścieżki, potrząsając głową niczym zmokły psiak. Niestety zboczone obrazki za nic nie chciały zniknąć sprzed jej oczu i towarzyszyły jej przez cała drogę.
   Tymczasem w wannie dwie naiwne osóbki właśnie odzyskiwały rozsądek i władzę w swoich kończynach. Seba ukradkiem zerkał na rozczochraną dziewczynę. Musiał przyznać, że była naprawdę piękna, ale niestety miała niewyparzoną buzię i paskudny charakterek. Za to te inne rzeczy… hm …no właśnie.
- Czego się tak gapisz? – mruknęła do niego zmieszana. – Jak piśniesz komuś o tym słówko, to już po tobie! Odwróć się chcę wyjść!
- Trochę za późno na wstyd nie sądzisz? – uśmiechnął się chłopak. – Poza tym masz śliczne cycuszki, więc jak mogę się nie patrzyć – wyrwało mu się zanim zdążył pomyśleć. - To byłby grzech nie skorzystać z takiej okazji - zachichotał.
- Ożesz ty! – fuknęła na niego i prysnęła mu w oczy pianą. Korzystając, że prycha, przemywając piekące ślepka wyszła z wody i pognała do sypialni. Wytarła się i ubrała w naprawdę rekordowym tempie. Doszła to podobnego wniosku co Gerdi, że doznała jakiegoś dziwnego, porannego zaćmienia umysłu. Na myśl o tym, co widział i słyszał Seba aż jęknęła,  niesamowicie zmieszana i zaskoczona swoim zachowaniem. Ten rudy drań, który wcześniej wydawał się jej taki niewinny, darł w wannie pyszczek tak, że słyszeli go pewnie wszyscy sąsiedzi. Nie przyszło jej do skołatanej głowy, że była co najmniej równie głośna jak chłopak.
   Seba wcale się nie śpieszył z wyjściem z wody i jako jedyny dobrał się do stygnącego na pralce śniadania. Spędził właśnie upojne chwile z dwoma wspaniałymi dziewczynami, żaden z kumpli by mu nie uwierzył, gdyby im opowiedział co się tutaj przed chwilą stało. Jego ukochana Gerdi okazała się prawdziwą tygrysicą, a ostra jak brzytwa na co dzień Barbi, całkiem słodką istotką. Życie właśnie pokazało mu się z najlepszej strony i zapowiadał się całkiem ciekawy weekend.
***
    Kiedy Miki wstał z łóżka, w którym nie wiadomo czemu leżał w pełni ubrany, doszedł go cudny zapach świeżo zaparzonej kawy. Pociągnął noskiem i wstał cicho pojękując. W głowie mu niemiłosiernie łupało, a w ustach miał piaski Sachary. Myśli rozbiegały się jak stado spłoszonych ptaków. Po cichutku wymknął się do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic i przebrał się w czyste ciuszki. Odświeżony, pachnący, ale nadal niezbyt kontaktujący udał się do kuchni.
- Ulituj się i zaparz filiżankę neski – ochrypły głos jaki z siebie wydał zaskoczył nawet jego samego. Oparł zbyt ciężką głowę na stole i przymknął oczy.
- Zabalowało się co? Teraz przyjdzie pocierpieć – odezwał się złośliwie Gabryś.
- Ja cię błagam najpierw zrób mi kawy, potem możesz się dalej nade mną znęcać – wymamrotał chłopak.
- A proszę cię bardzo mały zboczeńcu – Kapitan postawił przed nim kubeczek z aromatycznym napojem i szklankę z rozpuszczającą się aspiryną. – Zestaw na kaca raz.
- Dlaczego zboczeńcu? – Miki zamrugał długimi rzęsami z całkowitym niezrozumieniem. – To przecież ty mnie zmolestowałeś pod prysznicem.
- Kochanie masz bardzo wybiórczą pamięć i zupełnie siebie nie doceniasz – odezwał się z przekąsem mężczyzna. – Czy zdanie ,,zabawa w transformensów” coś ci mówi?
- Transfo co..? – nie skojarzył w pierwszej chwili Miki. – A robociki? – w tym momencie doznał olśnienia. – Hm… och… ee… - ukrył szkarłatną buzię w dłoniach. – Co było w tym pączu? – przed oczami zaczęły mu migać kompromitujące scenki z korytarza akademika.
- No wiesz, jak ktoś wypija prawie cała wazę to musi liczyć się z konsekwencjami. Moja matka zaczęła zastanawiać się, czy nie jesteś pijakiem, a twój ojciec grzmiał, że cię zdeprawowałem – stwierdził oskarżycielsko Gabryś, celowo wpędzając go w poczucie winy. Miał zamiar odbić sobie wczorajsze męki i właśnie przyszedł mu do głowy niecny plan.
- O jeny, skompromitowałem się przed twoją matką i narobiłem ci kłopotów – zajęczał Miki, któremu zrobiło się strasznie głupio, że naraził partnera na takie nieprzyjemności. – Gabi – wstał i podszedł do krzątającego się po kuchni mężczyzny. Wtulił się nieśmiało w jego plecy i objął w pasie. – Przepraszam, zrobię co zechcesz żeby to odpokutować.
- Na pewno zrobisz co zechcę? Tylko tak mówisz, a potem zaraz się wycofasz – Gabryś obrócił się do niego przodem i patrzył z powątpiewaniem, jakby nie wierzył w żadne słowo mężczyzny.
- Przysięgam – uderzył się w piersi Miki i dopiero w tej chwili zauważył podejrzanie błyszczące oczy mężczyzny. Klamka jednak zapadła i niehonorowo byłoby się wycofać. – Może zrobię super obiadek? – zaproponował z duszą na ramieniu, chociaż przeczuwał, że tak łatwo się nie wykpi.
- Jak najbardziej – zgodził się nie niespodziewanie kapitan z wilczym uśmieszkiem. – Mam tylko jedno zastrzeżenie – wyplątał się z ramion chłopaka i udał do sypialni, by po chwili wrócić, trzymając cos za swoimi plecami.
- Co tam chowasz? – zapytał trwożliwie Miki.
- Strój małego kucharza – odpowiedział pogodnie Gabryś i położył przed nim na stole błękitny, falbaniasty fartuszek i skąpe, mocno wycięte na pośladkach granatowe bokserki z napisem ,,połknij mnie”. – Dostałem to kiedyś na urodziny od chłopaków, wiedziałem, że kiedyś się przyda – dodał z szerokim uśmiechem, omiatając sylwetkę chłopaka jednoznacznym spojrzeniem. – Pomogę ci obierać ziemniaczki – zwilżył końcem języka wyschnięte wargi.
- O cholera…! – Pod czerwonym jak zachodzące słoneczko Michasiem ugięły się nogi.

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 13

   Pani Milena i Pokrzywka postanowili poważnie porozmawiać ze swoimi dziećmi, które ostatnio z premedytacją ich unikały. Przez telefon odpowiadały monosylabami, na sms-y odpisywały dwoma słowami. Nigdy nie miały czasu i znajdowały tysiące wymówek, by się  nie spotkać. Nadeszły jednak urodziny matki Gabrysia i obaj chłopcy zostali na nie zaproszeni. Nie wiedzieli jednak, że zjawi się na nich także pan Stefan. Miał to być grill w ogrodzie tylko w rodzinnym gronie. Miki stroił się całe popołudnie, rozrzucając ciuchy po całym domu. Wcześniej pożyczył też od dziewczyn zestaw do makijażu. Pracowicie zamalowywał wszystkie malinki, zawłaszcza te najbardziej widoczne na szyi. Kapitan przyglądał się temu z rozbawieniem.
- Może ci pomóc? – z przyjemnością wpatrywał się w kręcący się przed nim, opięty ciasnymi jeansami tyłeczek. – Tej na karku zapomniałeś zapaćkać, a widać ją z daleka – dodał z uśmieszkiem.
- No gdzie, ja nic nie widzę – chłopak zaczął się kręcić w kółko przed lustrem wyginając na wszystkie strony i nieświadomie prezentując swoje wdzięki jak zawodowy model. – Pokaż!
- To stój spokojnie – Grizzli podniósł się z fotela z miną drapieżnika, który właśnie dostrzegł mięciutkiego, puszystego króliczka. Miki spokojnie się tapetował, nie wiedząc co się dzieje za jego plecami. – Muszę to najpierw obejrzeć – podkradł się po cichu i znienacka objął zaskoczonego krasnoludka w pasie. Przylgnął do niego gorącym ciałem i wpił mu się ustami w kark jak wygłodniała pijawka. Duże dłonie natychmiast wdarły się pod koszulkę i zaczęły zwiedzanie. Jedna gładziła płaski brzuch, a druga zawędrowała na lewy pośladek. Usta także nie próżnowały pieszcząc gładką skórę na szyi. Miki, który w pierwszej chwili zaczął się wyrywać, po chwili już tylko posapywał, cichutko wtulając się plecami w tors Gabrysia. Patrzył szeroko rozwartymi oczami w szklaną taflę i rumienił się coraz bardziej.
- Bzzz…zzz… - rozległ się nagle dźwięk komórki. Chłopak odzyskał władzę nad swoim ciałem i wysunął z objęć Gabrysia.
- Ty durny wampirze! – wrzasnął, kiedy tylko spojrzał w zwierciadło. – Zmarnowałeś cała moją pracę! – wszystkie stare i nowe malinki wyjrzały na światło dzienne.
- Może szaliczek? – zaproponował uśmiechnięty od ucha do ucha  mężczyzna z wielkim trudem opanowując chęć porwania go ponownie w ramiona.
- W maju? Pomyślą, że mi odbiło, jest dwadzieścia stopni!
- Wiem – klepnął się w czoło Gabryś – apaszka – zawiązał mu na szyi zieloną chustkę w stokrotki.
- Wyglądam dziwnie, jakbym nie mógł się zdecydować, czy jestem chłopakiem czy dziewczyną.
- Nieprawda, wyglądasz słodko – mężczyzna obrócił go do siebie i cmoknął w usta. - Dzięki niej twoje oczy wydają się bardziej czekoladowe, a włosy przypominają kolorem świeżo wyłuskane kasztany. Na taki komplement Miki zaczerwienił się i ruszył do drzwi. Bał się, że jeśli jeszcze chwilę tu zostaną, to może zrobić coś nieoczekiwanego jak na przykład rzucenie się na tego wielkiego miśka. Musiałby potem umrzeć ze wstydu.
***
   Pani Milena miała niewielki, ale piękny i bardzo zadbany ogród. Kiedy chłopcy dotarli na miejsce wszystko już było przygotowane. Na stoliku w altanie pyszniły się zakąski, grill był rozpalony i roztaczał boski zapach smażonego karczku w zalewie ziołowej. Gospodyni siedziała na ławeczce w sportowej, dżinsowej sukience. Na widok ich splecionych dłoni ciężko westchnęła.
- Usiądźcie, może czegoś się napijecie?
- Drinka, jeśli można – Miki postanowił dodać sobie odwagi przy pomocy alkoholu. Matka Gabrysia nieco go przerażała. Widział z jaką niechęcią patrzyła na nich gdy wchodzili. Ze sztucznym uśmiechem przyjął od niej szklaneczkę.
- To za mocne, on jest za młody na taki napój – zaprotestował za jego plecami pan Stefan, który właśnie wyszedł z domy z tacą.
- Tatuś? A co ty tutaj robisz? – zaskoczony chłopak otworzył szeroko oczy.
- Pilnuję, żebyś nie popełnił największego głupstwa w twoim życiu! – warknął mężczyzna głównie w stronę Gryzzli. – Nie masz chyba zamiaru na poważnie spotykać się z tym mięśniakiem?
- Uważaj co mówisz buraku, to mój syn! – prychnęła na niego pani Milena.
- Tato co ty masz do Gabrysia? – zapytał zdenerwowany jego bezpośredniością Miki.
- Nie podoba mi się i zostaw tego drinka! – mężczyzna usiłował złapać go za rękę.
- Aha, czyli nie masz żadnych argumentów! Nie musi ci się podobać ty z nim sypiać nie będziesz – wyrwało się chłopakowi. Przechylił szklankę i jednym łykiem wypił wszystko, patrząc zaszokowanemu ojcu prosto w oczy.
- Miki daj spokój – Gabryś położył mu dłoń na ramieniu. – Skoro tu jesteśmy wszyscy, to może powiadomimy was, że się zaręczyliśmy i jesteśmy parą – wskazał wymownie na pierścionek na palcu zarumienionego chłopaka, który wtulił się w jego bok w poszukiwaniu ochrony.
- Poszaleliście?! – syknęła kobieta. – To wbrew naturze! Chcecie mi powiedzieć, że nie mogę liczyć na wnuki?
- Ciekawe, kiedy ty byś znalazła na nie czas? – Zapytał kapitan mrużąc oczy. – Pomiędzy jednym przyjęciem a drugim? Jakoś nie wyobrażam też sobie, żebyś zrezygnowała z czynnego uprawiania zawodu!
- Już ty się o to nie bój smarkaczu! Odetnę cię od kasy!- zagroziła desperacko.
- Nie bądź śmieszna, wiesz, że mam kasę po babci i wystarczy mi do końca studiów, a nawet na dłużej – odparł spokojnie. Kiedy oni się kłócili, a pan Stefan im sekundował Miki dobrał się do wazy z pysznym ponczem. Z każdym łykiem czuł się coraz lepiej, a cała awantura wydawała mu się coraz zabawniejsza. W końcu zaczął chichotać, co zwróciło na niego uwagę sprzeczającej się trójki.
- Krasnalu, ile ty tego wychlałeś? – zapytał Gabryś z niepokojem, a chłopak czknął i zatkał sobie buzię.
- Ss… ssporo – wyjąkał nieśmiało.
- Pięknie, nie dość, że ma paskudną rodzinę – tu pan Milena spojrzała zimno na Pokrzywkę – to jeszcze pijak!
- Oddychaj głęboko mamo, bo cię ten jad udusi! - rzucił złośliwie kapitan. - Chodź mały, nic tu po nas – wziął pod ramię lekko chwiejącego się Mikiego.
- A mogę jeszcze tego różowego? – oblizał się chłopak i poprawił chustkę na szyi.
-Nie ma mowy, jutro tego ostro pożałujesz – kapitan pociągnął go do bramki.
- On mi deprawuje syna, nauczył go chlać wódę i ubierać się jak cudaka – usłyszeli jeszcze z oddali głos zirytowanego Pokrzywki. Zatrzymali się tuz za rogiem. Gabryś zadzwonił po taksówkę, która przyjechała w ciągu kilku minut.
- Wsiadaj – otwarł przed nim drzwi.
- No co ty, to auto jest czerwone! Nie lubię czerwonego! – Chłopak złapał się słupa i trzymał się go z pijackim uporem. Przyłożył czoło do chłodnej, metalowej powierzchni. – Jaki milusi! Zostaję tutaj!
- Zupełnie ci odbija – Grizzli mimo swojej siły nie mógł oderwać krnąbrnego krasnoludka.
- Pomóc? – kierowca taksówki, widząc jego bezradność wysiadł z samochodu. Udało im się wziąć małego pod ramiona i podprowadzić do drzwi.
- Jeden blondyn, drugi blondyn – zaczął liczyć mozolnie Miki mrużąc oczy. – Dlaczego jest was dwóch? Pewnie COSIK znowu mi wywinął jakiś numer – sam odpowiedział na swoje pytanie. Rozczochrany, zarumieniony, z błyszczącymi czekoladowymi oczami , mimo swojego stanu, wyglądał naprawdę słodko. Apaszka spadła na chodnik ukazując smukła szyję, całą pokryta plamkami. – To buziaczki wiesz? – pokazał z dumą kierowcy. – Też chcesz mi zrobić? – zamrugał długimi rzęsami. – Nie ma już miejsca – dodał ze smutkiem.
- Wsiadaj cudaku! – zdenerwował się Gabryś, wepchnął go na siedzenie i zapiął pasy. Krótka podróż upłynęła im spokojnie, jeśli nie liczyć zaśmiewającego się do łez kierowcy. Mężczyzna kręcił tylko głową i co zobaczył w lusterku chłopaka, zaczynał rżeć od nowa. Wysadził ich przed budynkiem i zostawił swój numer, twierdząc, że dawno się tak dobrze nie ubawił.
   Niestety już po chwili okazało się, że droga do pokoju nie będzie usłana różami . Pod krasnoludkiem uginały się nogi, więc musiał wziąć go na barana. Smukłe uda zacisnęły się mocno na jego talii, a mały nosek zaczął miziać po karku.
- Mhm… – zamruczał niesforny pijaczyna – pachniesz smakowicie – niespodziewanie wbił ząbki w muskularną szyję.
- Natychmiast przestań się tak bawić, bo cię upuszczę!
- Psujesz cała przyjemność – wydął usta Miki. Przez kilkanaście sekund siedział bez ruchu  i Gabryś zaczął myśleć, że na szczęście wreszcie się uspokoił. Posapując, spinał się po schodach, bo winda jak zwykle była zepsuta. Nagle poczuł jak małe łapki wkradają się pod jego koszulkę. – Guziczki? – sprytne paluszki zacisnęły się na sutkach mężczyzny.
- Zostaw to! – mimowolnie jęknął i zrobiło mu się gorąco.
- Będziesz moim robocikiem! – stwierdził nieznośny krasnoludek i przekręcił jeden sutek w prawo. – Naprzód! Niech żyją transformensi!
- Skarbie miej litość! – mężczyzna poczuł, że problem w jego spodniach zaczyna narastać.
- Milcz, mam w ręku pilota! Idziemy tam – delikatnie drapnął pazurkiem twardy gruzełek, aby nakierować Grizzli na odpowiadający mu korytarz.
- Boże, obym przeżył ten dzień – sapnął i ruszył przed siebie. – Ale tędy jest dalej. To będzie prawdziwa droga przez mękę - westchnął cierpiętniczo.
- Co to dla dzielnego robota – stwierdził beztrosko Miki z szerokim uśmiechem na buzi. Dopiero kwadrans wyrafinowanych tortur później dotarli do domu. Gabryś rzucił swój kłopotliwy ciężar na łóżko. Chłopak natychmiast odwrócił się na brzuch, wypiął tyłeczek,  przytulił głowę do poduszki i zasnął w mgnieniu oka, zostawiając zarumienionego kapitana z w pełni rozbitym namiotem.

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 12

    Stali tak przez chwilę w kłębach pary, słowa nie były im potrzebne. Gabryś tulił do siebie słaniającego się na nogach chłopaka, czule głaszcząc jego plecy. Dla krasnoludka był to pierwszy raz z mężczyzną i najwyraźniej mocno go przeżył. Ukrył płonącą z zażenowania buzię na piersi kapitana, nie mając odwagi się odezwać. Intensywność emocji i własne zachowanie, były dla niego całkowitym zaskoczeniem. Doznał tak silnego orgazmu, że gdyby nie podtrzymujące go ramiona na pewno by upadł.
- Nie wyjdę stąd, oni pewnie się tam czają – wymamrotał niewyraźnie. – Już nigdy nie będą mógł chłopakom spojrzeć w oczy.
- Za bardzo się nimi przejmujesz – mruknął do niego uspokajająco Gabryś – patrz i ucz się. - Ubrał bokserki, zarzucił ręcznik na ramię i zaczekał aż Miki zrobi to samo. Wyszedł spokojnie z kabiny, ciągnąc za sobą opierającego się krasnoludka i spojrzał złośliwie na siedzących na podłodze, z bardzo niemądrymi minami, kumpli. – Chcecie załatwić sprawę pojedynczo, czy wolicie zbiorowy seksik? – otwarł przed nimi szeroko drzwi, patrząc wymownie na namioty w ich spodniach. Zaczęli się podnosić, zasłaniając rękami strategiczne miejsca i nie patrząc mu w oczy, wpakowali się całą trójką pod prysznic. – Życzę owocnej współpracy – zachichotał niepoprawny Gabryś i razem z Miki wyszedł z szatni.
- Nie wiem kto jest bardziej zboczony, ty czy oni – pokręcił głową zarumieniony chłopak.- A w ogóle to mam dziwne wrażenie, że zostałem zmanipulowany i wykorzystany do niecnych celów – popatrzył z naganą na mężczyznę.
- Wiesz kochanie, mógłbym o sobie powiedzieć to samo – cmoknął go pojednawczo w policzek. – Śliczny chłopak w samych majtkach wpakował się mi pod prysznic. Kiedy dbając o jego zdrowie i urodę myłem mu plecy, kręcił przede mną zgrabnym tyłeczkiem i wzdychał, aż w unoszącej parze robiły się małe wiry. – Zupełnie zapomniał, że idą przez zatłoczony korytarz.
- Gabryś idioto, natychmiast zamknij ten niewyparzony ryjek! – zawstydzony Miki zasłonił mu usta ręką. Znajdowali się właśnie w pełnym studentów holu i co druga mijająca ich osoba, nastawiała uszy i wyglądała jakby miała zaraz parsknąć śmiechem. Rosła sylwetka kapitana skutecznie jednak studziła ochotę do żartów. Wszyscy przezornie milczeli, nie chcąc się narażać porywczemu Grizzli. Nie przeszkadzało im to jednak zawzięcie plotkować, gdy tylko znikli mu z pola widzenia. Następnego dnia cała szkoła zastanawiała się, co się wydarzyło w szatni, tym bardziej, że podpytywana na różne sposoby reszta drużyny, gwałtownie czerwieniała i nie chciała niczego zdradzić.
***
   Tymczasem COSIK szalał z radości. Łaciate, fioletowe ciałko aż całe drżało, a płetwy poruszały się jak małe śmigiełka. Nie mógł uwierzyć, że tak gładko mu poszło połączenie tej parki. Wywijał koziołki, powodując w brzuchu Miki śmieszne łaskotanie. Do pełni szczęścia brak mu było tylko rosołku, jego ulubionej potrawy.
- Drogi gospodarzu – zaczął ostrożnie, kiedy dotarli do domu. – Nie jesteś głodny? Taka na przykład zupka, zregenerowała by twoje nadwątlone siły.
- Co ty znowu knujesz? – wyszeptał Miki, który właśnie grzebał po szafkach w poszukiwaniu czegoś jadalnego.
- Nie to, śmierdzi – pisnął, gdy chłopak dobrał się do wędzonej rybki. – Może być nawet gorący kubek.
- No dobra, nie będę się z tobą sprzeczał pasożycie – zalał wodą chiński rosołek z paczki.
- Trudno, muszę się zadowolić tym co jest – westchnęło stworzonko. – Właściwie, to powinno zupełnie wystarczyć dla stworzenia małej niespodzianki – zachichotało.
- Czekaj, gadaj natychmiast o co chodzi! – zdenerwował się Miki, tknięty jakimś złym przeczuciem. – Jak mi wyrośnie ogon albo rogi to cię załatwię! – Niestety COSIK już się więcej nie odezwał. Żadne prośby ani groźby nie skłoniły go podjęcia dialogu. Chłopak z początku szalał z niepokoju, bał się co znowu wymyślił niepoprawny stworek. Ostatnio jego życie przypominało pędzącą z zawrotną szybkością karuzelę. Po kilku godzinach miotania się po domu, zajął się swoimi sprawami, a kiedy wrócił Gabryś, całkiem zapomniał o tym incydencie.
***
   Pokraczny wehikuł Gerdi zatrzymał się z piskiem opon przed nowoczesnym blokiem. Ilona  w czasie podróży zdążyła się uspokoić. Łagodny głos dziewczyny działał na jej duszę jak balsam. Miała czerwone oczy i zapuchnięty nos, ale czuła się już o wiele lepiej. W sercu nadal tkwił jej wielki głaz i nie tak łatwo będzie go stamtąd wyciągnąć. Wiedziała, że szybko nie zapomni zachowania swoich byłych przyjaciółek.
   Cała trójka wysiadła z samochodu. Okolica była bardzo przyjemna, dużo zieleni, niewielki ruch uliczny, widoczny w pobliżu sklep i apteka. Jedyny minus jaki zauważyli, to duże oddalenie od centrum Krakowa. Wjechali na drugie piętro budynku windą. Dziewczyna otworzyła drzwi i ich oczom ukazało się nowoczesne mieszkanko. Ilona z Sebą kierowani ciekawością zaczęli zwiedzanie. Składało się z ładnej, widnej sypialni z ogromnym łóżkiem, niewielkiego saloniku z aneksem kuchennym i łazienki, gdzie królowała wielka, narożna wanna z hydromasażem.
- Mieszkasz naprawdę komfortowo – stwierdził Seba po dokładnym obejrzeniu każdego kąta. – To nowiutki budynek, masz dziewczyno farta.
- E tam, to zasługa mojej babci. Jest kochana i ma bardzo staroświeckie poglądy. – uśmiechnęła się Gerdi. – To mieszkanie dostałam od niej w posagu. Rozgośćcie się – wskazała na kanapę. – Co pijecie?
- Pomóc? – Chłopak natychmiast zerwał się na nogi. Nastawił  wodę na herbatę. Ilona też próbowała się poderwać, ale on był o wiele szybszy. Siedziała więc lekko naburmuszona, niechętnym wzrokiem patrząc, jak ten plusiarz kręci się zwinnie wokół Gerdi. Widać było, że kuchnia jest jego żywiołem, co musiała w duszy niechętnie przyznać. Ona dopiero jakiś czas temu zaczęła w niej eksperymentować.
- Mam tylko owocową, chipsy, piwo, obiady w słoiczkach z Pudliszek i makaron. Jestem beznadziejną gospodynią, obawiam się, że nie mam was czym nakarmić – rozłożyła bezradnie ręce. – Nawet kanapek nie ma z czego zrobić.
- Zajmę się tym – odezwał się spokojnie Seba – daj mi tylko trochę czasu i fartuszek. Wy sobie odpocznijcie.
Dziewczęta usiadły wygodnie na kanapie i z fascynacją patrzyły jak krząta się po kuchni.  Z przyjemnością obserwowały jego wdzięczne ruchy i zgrabną sylwetkę. W krótkim czasie postawił przed nimi parujące  talerze spaghetti z klopsikami. Jedzonko wyglądało i pachniało wybornie.
- Smakuje? – Chłopak usiadł naprzeciwko nich.
- Sos się trochę ciągnie – nie wytrzymała Ilona. Temu smarkaczowi zbyt dobrze szło. Gerdi coraz szerzej się do niego uśmiechała, a to już było niedopuszczalne.
- Wiem, ze słoika to nie to samo – odezwał się odrobinę zmartwiony. Przygładził nieśmiałym gestem rude włosy.
- Jesteś słodki – Gerdi nachyliła się i cmoknęła go w policzek.
- Och… - Seba zarumienił się po same rzęsy. Za to dostał buziaka w drugi policzek.
- Jak będziesz tak obśliniać tego dzieciaka, to jeszcze nam tu na zawał zejdzie – burknęła Ilona.
- Powinnaś zrobić to samo. Zachowałeś się dzisiaj jak dżentelmen – zwróciła się do zawstydzonego jej komplementami chłopaka. -  Wyłazi z ciebie mała jędza – szepnęła dziewczynie na ucho. – Może po piwku? – Ilona i Seba zgodnie przytaknęli. Siedzieli jeszcze długo we trójkę na kanapie. Gerdi oczywiście w środku, ponieważ jej goście, jak tylko znaleźli się zbyt blisko siebie, natychmiast zaczynali się sprzeczać. Obgadywali Klan Cycatych, zastanawiając się jak go wykurzyć ze szkoły. Na początku dyskusja była naprawdę zażarta i wszyscy sypali pomysłami, ale w miarę upływu czasu Ilona stawała się coraz cichsza i smutniejsza.
- Mów o co chodzi kurczaczku? – zapytała w końcu Gerdi, widząc, że ponownie zbiera się dziewczynie na płacz.
- Nie chcę ci się narzucać ze swoimi problemami i tak już dużo dla mnie zrobiłaś – odparła drżącym głosem Ilona.
- Ja dla mnie, to nawet zbyt dużo – mruknął po cichu Seba, za co dostał skójkę w bok od Gerdi.
- Barbi, nie daj się prosić – dziewczyna pogłaskała ją po plecach.
- Chodzi o to, że ja mieszkam w akademiku z Klanem. One teraz zatrują mi życie – westchnęła ciężko. – Niełatwo będzie znaleźć w środku roku akademickiego jakiś pokój. – Gerdi, może i wyglądała na twardą kobietę, ale wbrew pozorom miała bardzo miękkie serce. Nie mogła patrzyć jak ten mały głuptas zaczyna się od nowa trząść.
- Wiem jak to wygląda – odezwał się niespodziewanie współczująco Seba. – Mieszkam z homofobem i codziennie muszę wysłuchiwać jego żarcików. Trener obiecał mi zamianę, ale nie wiadomo, kiedy coś się zwolni.
- W takim razie możesz pomieszkać u mnie – odezwała się spokojnie Xena do zmartwionej dziewczyny. – Dołożysz się do czynszu i jakoś się dogadamy.
- Jesteś aniołem…! – pisnęła Ilona i rzuciła się jej na szyję. – Normalnie cię kocham i postaram się być grzeczna. Muszę się tylko spakować. Mam trochę rzeczy. Gdzieś o dwudziestej będę z powrotem – paplała jak nakręcona.
- W takim razie leć, ja zrobię ci miejsce w szafie – Gerdi dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, jak ona sobie poradzi z tą nadpobudliwą kruszyną. Pewnie przywiezie wagon szmatek i wielkie pudło kosmetyków. Chyba właśnie strzeliła sobie samobója i jej spokojne życie się skończyło. Chociaż miło będzie popatrzyć na ten zgrabny kuperek, kręcący się po domu.
- W takim razie ja też już pójdę – Zamyślony głęboko Seba podniósł się z kanapy. Cała sprawa z mieszkaniem bardzo mu się nie spodobała. Ta mała czarownica udająca aniołka odbierze mu Gerdi. Już teraz kleiła się do niej jak guma do żucia. Musiał szybko coś wymyślić, inaczej żegnajcie piękne marzenia. Wyszedł z budynku, wsiadł do tramwaju i na widok faceta z walizką doznał olśnienia. Uśmiechnął się pod nosem i energicznie pomaszerował do domu. Musiał się śpieszyć, do dwudziestej pozostały tylko dwie godziny.
***
   Gerdi tymczasem robiła porządki. Przeniosła wszystkie swoje rzeczy do wielkiego Comodora w sypialni. Szafę w salonie zostawiła dla Ilony. Zrobiła jej też miejsce na półeczce w łazience. Doszła do wniosku, że przy odrobinie dobrej woli i tolerancji powinny się porozumieć. Dziewczyna była inteligentna i rozsądna. Podzielą między siebie obowiązki i nie będą się nawzajem wtrącać w swoje sprawy. Nie wpadło jej do głowy, że w życiu rzadko bywa tak jak tego oczekujemy i czasami jakiś zapomniany drobiazg, wywraca wszystko do góry nogami. Nawet nie wiedziała, kiedy wybiła dwudziesta i rozległ się dzwonek do drzwi. Rozczochrana, spocona, ubrana tylko w obcisłe spodnie od dresu i krótki, ukazujący jej opalony brzuch podkoszulek otworzyła i skamieniała. Na korytarzu stała zdyszana Ilona z dwoma ogromnymi walizami oraz Seba z plecakiem i podręczną torbą. Szturchali się łokciami, usiłując zepchnąć się z wycieraczki.
- Ożesz cholera! – udało się jej wydusić słabym głosem. – Zwariowałeś?! – warknęła do chłopaka, który bynajmniej się nie speszył. Miał bardzo zawziętą i zdecydowaną minę.
- Skoro ona może, to ja też! Jestem w takiej samej sytuacji, znam cię o wiele dłużej od niej i nie zostawię z tą podstępną kocicą samej! Nie wiadomo co jej wpadnie do tego blond kołtuna – wykrzywił się do Ilony. Gerdi podrapała się po głowie, robiąc na niej jeszcze większe zamieszanie. Prawdę mówiąc chłopak miał rację. Adorował ją od wielu lat, był delikatny, nienatrętny i najwyraźniej, także miał kłopoty.
- Niech was licho! – jęknęła i odsunęła się, by mogli wejść. Tych dwoje zrobi z jej spokojnego życia piekło na ziemi. Musiała coś przedsięwziąć i to bezzwłocznie. Zobaczyła kątem oka łóżko i uśmiechnęła się do siebie złośliwie. – Jest już późno, skoro jest was dwoje musicie jakoś podzielić się szafą, a potem piżamki i do spania. Jutro przy śniadaniu omówimy zasady. – Gościom, nieco zaskoczonym jej decyzją, nie pozostało nic innego jak zacząć się rozpakowywać. Trochę to trwało, tym bardziej, że łypali na siebie złym wzrokiem i spychali swoje rzeczy na podłogę, kiedy tylko gospodyni odwróciła wzrok. W końcu oboje trafili do łazienki ze szczoteczkami do zębów w rękach. Seba ubrany w schludną piżamkę w owieczki, Ilona w koszulce w biedronki.
- Co za wdzianko? Liczyłem na jakieś koronki i kokardki, a tu przedszkole – odezwał się złośliwie.
- Popatrz na siebie debilu, to ma być męski strój? – uszczypnęła go w ramię.
- Tylko bez awantur moi drodzy – rzuciła z uśmieszkiem Gerdi, wkraczając do łazienki w białym puchatym szlafroczku, który sięgał jej ledwie za zgrabny tyłeczek. Wystawały z niego długie, smukłe nogi, które natychmiast przykuły ich wzrok. – Wezmę tylko prysznic, a wy postarajcie się w tym czasie nie pozabijać – rozwiązała pasek i zsunęła na ziemię szlafroczek. Okazało się, że pod nim nie miała zupełnie nic.  Dumnym krokiem, kręcąc pośladkami weszła do kabiny i zamknęła im przed nosem drzwi. Na szczęście dla naszych dwóch, zahipnotyzowanych widokiem głuptasów, ścianki były przeźroczyste. Widzieli jak po jej pięknym, wyrzeźbionym przez mistrzowskie dłuto ciele, spływa woda. Nie zdawali sobie sprawy, że mają identyczne, ogłupiałe miny, szeroko otwarte oczy, a czubki ich języków zwilżają co chwila spragnione usta. Nie śmieli nawet głośniej oddychać, by to wspaniałe zjawisko w kłębach pary czasem im nie znikło. Niestety szum wody nagle ucichł.
- Ej, ludzie, może ktoś się w końcu ruszy i przyniesie mi koszulkę! – smukła ręka ukazała się nad szklaną ścianką i pomachała do nich wesoło. Pierwsza ocknęła się Ilona i podała Gerdi wiszący na wieszaku nocny strój, składający się z krótkiej, jedwabnej, błękitnej koszulki i mocno wyciętych krótkich spodenek z koronowymi wstawkami.
- Och! – wyrwało się Sebie, kiedy dziewczyna już ubrana wyszła z kabiny. Ten widok z pewnością dostarczy mu tematu do mokrych snów co najmniej na miesiąc.
- No, moje skarby, za mną- zakomenderowała energicznie i ruszyła przodem. Z oczami wbitymi w jej ponętne pośladki, powarkując do siebie, poczłapali za nią. – Do łóżeczka! – zatrzymała się na progu sypialni.
- Eee…? – wydali z siebie zgodny jęk i cali czerwoni, popatrzyli po sobie niedowierzająco.
- We trójkę słoneczka, we trójkę. Tu jest naprawdę dużo miejsca – pierwsza skoczyła na materac.

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 11

   Gabryś miał wykłady od ósmej. Nie budził więc Mikiego, który sobie smacznie spał, choć miał na to wielką ochotę. Zerknął tylko na niego, kiedy wychodził, co wcale nie było zbyt dobrym pomysłem. Chłopak spał na brzuchu z wypiętym do góry zgrabnym tyłeczkiem w samych bokserkach. Ta kusząca pozycja skojarzyła się kapitanowi bardzo jednoznacznie, a twardy problem w spodniach natychmiast zaczął narastać. Porwał szybko plecak i umknął z mieszkania, zanim doszło do trzeciej już dzisiejszego ranka sesji prysznicowej. Po drodze z niedowierzaniem kręcił głową. Wyglądało na to, że zamiast ukoić skołatane nerwy, to jeszcze podgrzał atmosferę. Słodkie buziaki, które otrzymał poprzedniego dnia tylko jeszcze bardziej go nakręciły. Doskonale jednak wiedział, ze wszelkie gwałtowne ruchy w stosunku do krasnoludka są bardzo niewskazane. Zraziłby nimi do siebie tego niewinnego chłopaka.

   Tymczasem Seba umierał z niepokoju o przyjaciela. Mały drań przez całą niedzielę nie dał znaku życia i wyłączył komórkę. Wpakował mu się więc do mieszkania, chwilę po wyjściu Gabrysia i brutalnie zdarł go z łóżka na podłogę. Miki, tak po chamsku obudzony, usiadł i przetarł zaspane ślepka.
- Człowieku jest dopiero siódma trzydzieści! Co ci odbiło?!
- Co mi odbiło?! – Kumpel rozeźlony wziął się pod boki. - No, nie! Najpierw jęczysz na mojej piersi i grozisz skokiem do Wisły, a potem znikasz bez słowa wyjaśnienia! Wiesz jak ja się martwiłem kudłaty debilu! – bezlitośnie pociągnął go za splątane loki.
- Ajajaj – zapiszczał Miki. – Miej serce i zrób kakałko, a ja ci wszystko opowiem – poczłapał do łazienki. Kiedy wrócił już ubrany, Seba właśnie kończył robić kanapeczki i postawił przed nim parujący kubek. – Wiesz, że cię kocham… - posłał mu całuska i rzucił się na śniadanko.
- Gadaj albo nie ręczę za siebie! – przyjaciel pogroził  mu łyżką.
- No… ehm… wiesz… - zaczął plątać się w zeznaniach.
- Przestań się jąkać, bo ci żarcie zabiorę! – sięgnął z groźną miną po talerz.
- Właściwie nic takiego się nie stało – Miki przytulił do siebie kanapeczki, były zbyt dobre, by dał je sobie odebrać. – Byliśmy z Gabrysiem na wycieczce, zrobiliśmy sobie piknik i tyle… - zaczerwienił się na to oczywiste kłamstwo po same uszy.
- Taaa… - pokręcił głową z politowaniem Seba – i pewnie gadaliście o pogodzie. Miki, masz mnie za idiotę?! – złapał go za rękę oskarżycielskim gestem. – A to pewnie fatamorgana?! – wskazał na pierścionek.
- Tak jakoś wyszło… - zmieszał się jeszcze bardziej. W tym momencie został walnięty przez kumpla kraciastą ścierką w głowę. – No dobra – złapał leżącą na stole reklamę supermarketu i zasłonił nią płonące policzki. – Powiedział, że mnie kocha. To ja nie jestem pewien swoich uczuć, więc ustaliliśmy trzy próbne miesiące. Dał mi tą błyskotkę i e… , to właściwie wszystko…. – udało mu się prawie całemu ukryć za gazetką. Jego twarz przypominała kolorem dojrzałego pomidora.
- Zaraz… zaraz… - nie dał się tak łatwo zbyć Seba. – Jakie wszystko? Wy … no… ten tego… nic?
- Było kilka całusów… nic więcej ci nie powiem…  – Miki wepchnął sobie do buzi dwie ostatnie kanapki tak, że wyglądał teraz jak chomik i oblizał wąsy z kakałka. Po czym zerwał się z krzesła, pokazał koledze język i zwiał łapiąc po drodze torbę.
- Ożesz.. ty mały… - zaskoczony chłopak popędził za nim.
Wpadli do szkoły prawie jednocześnie jak przysłowiowe bomby. W samą porę by dołączyć do wielkiego zbiegowiska pod salą wykładową numer osiem. Studenci zablokowali drzwi i nie można było wejść do środka. Najwyraźniej doszło do jakiejś ciekawej awantury.

***

   Ilona szła powoli, ściskając w dłoniach teczkę, w której znajdowały się materiały kompromitujące Klan. Tu było całe jej życie, od przedszkola aż do tej chwili. Pamiętała jak się stroiły, szukały razem prawdziwego księcia, pierwsze dziecięce zauroczenia i łzy. Zawsze były razem, wspierała dziewczyny we wszystkim. Słuchała ich naiwnych zwierzeń i doradzała najlepiej jak umiała. To były naprawdę piękne czasy. Westchnęła głośno. Kiedy weszła na salę wykładową nie było w niej nikogo. Włożyła płytkę do komputera i na dużym ekranie, zawieszonym na ścianie zaczęła wyświetlać kolejne zdjęcia. Wiele z nich było naprawdę kompromitujących, ale te umieściła dopiero na samym końcu. Barbi były strasznie naiwne i wielokrotnie wpadały w tarapaty, dając się wykorzystywać różnym podejrzanym typom. Ileż to razy wyciągała je nich za uszy przy pomocy pieniędzy i znajomości rodziców. Siedziała na ławce, wpatrując się w fotografie, a wspomnienia płynęły szeroką rzeką.
- Ty dziwko, wyłącz to natychmiast! – zapiszczała za jej plecami jedna z Barbi. Ilona nawet nie zauważyła, jak sala napełniła się ludźmi.
- Ale z ciebie świnia, jak mogłaś to tutaj przynieść! – wrzasnęła następna. – Masz zamiar nas szantażować? – Klan Cycatych obstąpił dziewczynę. Wszystkie wściekłe i przerażone, tym co mogą zaraz wszyscy zobaczyć zaczęły ją popychać i szarpać. Ilona stała pośród nich i nie mogła uwierzyć, że jeszcze wczoraj, to były jej przyjaciółki. Te wykrzywione w złości twarze, rozbiegane oczy, paznokcie przypominające szpony. Żadna nawet nie próbowała ją o nic zapytać, porozmawiać, wyjaśnić czegokolwiek. Wszystkie pełne nienawiści i głębokiej urazy, zupełnie zapomniały o łączących je więzach.
- Teraz będziesz rozkładać nogi dla tego babochłopa? Dobrze ci chociaż płaci? – Wydawało jej się przez chwilę, że utkwiła w jakimś koszmarnym śnie. Doskonale wiedziały, że miała tylko jednego chłopaka, z którym już od dawna nie utrzymywała kontaktów. W domu ułożyła sobie plan zemsty, chciała im dopiec do żywego, ale teraz straciła na to ochotę. Łzy zaczęły się jej cisnąć do oczu. Wszyscy w sali umilkli, po jadowitych słowach, jakie wypowiedziała jedna z jej byłych przyjaciółek. Obserwowali całe zajście w milczeniu, a na wielu twarzach było widać coraz większy niesmak. Ilona stał dumnie wyprostowana, twarz miała mokrą od spływających po niej gorzkich łez. Drżała na całym ciele, nie odzywając się ani jednym słowem. Wyglądała jak księżniczka pośród ujadających, wiejskich kundli.
- Co tu się kurna wyprawia?! – mocny głos Gerdi spowodował, że wszyscy się rozsunęli, robiąc jej przejście, jak swojej królowej, za którą po cichu wszyscy ją uważali. – Spierdalać stąd wypłowiałe szczurzyce, ale już! Radzę pomyśleć już dzisiaj o zmianie uniwerka! – Ryknęła w stronę spłoszonego jej pojawieniem się Klanu. Wyjęła z komputera płytę i złamała ją na pół. – Koniec przedstawienia – pogroziła zgromadzonym gapiom, którzy od razu zaczęli się rozchodzić. – No piękna, przestań się mazać – podała Ilonie chusteczkę. – Zapomnij o tych kretynkach - pogładziła ją po bladym policzku.
- Ja … ja… - starała się opanować dziewczyna, ale tylko zachwiała się i padła w jej ramiona.
- Cii… nie bądź niemądra… - Gerdi bez wysiłku wzięła ją na ręce i ruszyła do drzwi – Straszny z ciebie kurczaczek, prawie nic nie ważysz. Seba – odwróciła się do stojącego pod ścianą chłopaka. – Weź nasze torby.
- No rusz się idioto – wysyczał mu do ucha Miki. – To twoja szansa na zbliżenie się do niej – uszczypnął skamieniałego kumpla w tyłek aż podskoczył. Z nieco otumanioną miną wziął do ręki plecaki i pobiegł za dziewczętami, zupełnie zapominając o czekającym go treningu.

***
   Po skończonych lekcjach Michał poszedł na trening, zastał w szatni całą drużynę oprócz Gabrysia, żywo o czymś dyskutującą. Na jego widok wszyscy zamilkli, gapiąc się jak sroki na jego pierścionek. Najwyraźniej go dranie obgadywali. Spojrzał na nich zmieszany, mruknął pod nosem jakieś powitanie i szybko podszedł do swojej szafki. Kiedy się odwrócił stał za nim Sylwek trzymając w ręce z poduszką w misie.
- Musimy dbać o twoje zdrowie  – położył ją na krześle, na którym miał właśnie usiąść, zerkając porozumiewawczo na jego tyłek. Nie doczekał się jednak spodziewanego odzewu. Miki spokojnie zaczął zawiązywać buty.
- Dziękuję za niespodziewaną troskę – odezwał się z uśmiechem. Nie miał pojęcia o co chodzi kumplowi, ale było mu miło, że tak się o niego troszczy. Sylwka w tym momencie dosłownie zatkało, odwrócił się do kolegów z bardzo niemądrą miną. Ci właśnie zaczęli się turlać ze śmiechu po całej sali. Zrozumieli, że Miki był tak niewinny, że nie miał pojęcia o co chodzi. Ich plany ponabijania się z niego, w ramach małej zemsty za ukrywanie uczuć przed przyjaciółmi, spaliły na panewce. Nie pozostało im nic innego jak zmienić obiekt żartów.
Grizzli wszedł właśnie na salę i z politowaniem popatrzył na tarzających się po podłodze bałwanów, którzy zamiast zrobić porządną rozgrzewkę, zachowywali się jak dzieci z zerówki. Nie wiedział co tak rozbawiło tych debili i nawet nie chciał wiedzieć. Na jego widok natychmiast wstali i otoczyli go ciasnym kręgiem.
- Gabryś przyjacielu – Bartek poklepał go poufale po ramieniu – mogłeś powiedzieć, że nie wiesz jak się to robi, doradziłbym ci coś – zacmokał współczująco.
- Biedny krasnal, pierścionek na palcu i żadnych korzyści – pokręcił głową  Kamil i wyszczerzył zęby.
- Taa…  pewnie liczył na gorącą noc, a tu kicha – westchnął ze smutną miną Sylwek wznosząc oczy do nieba.
- Pozabijam was kretyni! – ryknął wściekle mężczyzna i rzucił się do przodu, aby dosięgnąć któregoś z dowcipnisiów. Chłopcy, zaśmiewając się do łez, zwinnie unikali jego rąk i rozbiegli się po całym boisku. Bawili się tak z kapitanem już jakieś pół godziny, kiedy pojawił się mgr.Orkowski, chcący sprawdzić jak im idzie trening. Tymczasem ćwiczył tylko Miki, a reszta galopowała jak szalona, uciekając przed drącym się wniebogłosy Gabrysiem. Mężczyzna wziął się pod boki i stanął obok nowego zawodnika. Wiedział, że chłopcy od czasu do czasu dostają małpiego rozumu i nie ma sensu się wtrącać. Po jakimś kwadransie padli wszyscy na parkiet ciężko dysząc.
- No pięknie, macie chwilę na złapanie oddechu i zaczynamy – bezlitośnie stwierdził trener. – Rozgrzewkę widzę właśnie zakończyliście. – Zagonił ich do roboty. Po chwili trenowali odbicia, trzymając się z dala od nadal nabuzowanego Gabrysia. Szeptali między sobą z podejrzanymi uśmieszkami. Kapitan ukradkiem podszedł do Miki.
- Ty się śpiechaj, po treningu myj się i spadamy, zanim tym idiotom coś durnego wpadnie do łbów – szepnął mu na ucho. Niestety po skończonych ćwiczeniach Orkowski wezwał go do siebie dla dopełnienia jakiś zaległych formalności. Zajęło mu to kilka cennych minut. Kiedy wrócił wszyscy już byli ukąpani, jedynie Gabrysia nigdzie nie było.
- W tamtym jest jeszcze ciepła woda – Sylwek z niewinną minką wskazał na prysznic po lewej. Miki rozebrał się do bokserek, wziął ręcznik i wszedł do kabiny. Pośród gęstych kłębów pary, zobaczył pod strugami wody nagiego Gabrysia.
- Och…! – pisnął jak przydeptana mysz i z płonącymi policzkami zaczął się wycofywać. Szarpnął za klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte. – Puszczajcie! – warknął zmieszany. Nikt jednak się nie odezwał. – Czyżby poszli do domu? – przeleciało mu przez głowę.
- Daj spokój, za chwilę im przejdzie – Grizzli wyciągnął do niego rękę. – Chodź się lepiej umyć.
- Ale… ale… - zaczął się jąkać zawstydzony chłopak, nie śmiejąc spojrzeć poniżej jego szyi.
- Wyszoruję ci plecki – wyszczerzył się do niego kapitan, z przyjemnością prześlizgując się wzrokiem po smukłym ciele.
- Sam potrafię to zrobić, odkąd skończyłem pięć lat - wydął wargę Miki i popatrzył na niego podejrzliwie.
- No skarbie, nie ufasz swojemu chłopakowi? – Niewinna mina Gabrysia mogła zwieść nawet świętego.
- Żadnego macania!
- No wiesz, za kogo mnie masz?  - mężczyzna odwrócił go do siebie tyłem i namydlił gąbkę. Z przebiegłym uśmieszkiem zaczął ją przesuwać po gładkiej skórze krasnoludka, z premedytacją, największą uwagę przykładając do punktów erogennych. Czerwony jak zachodzące słoneczko chłopak kręcił się na wszystkie strony, ale nie odważył się pisnąć. Nie chciał wyjść na zboczeńca, który podnieca się zwykłym myciem. Sam przed sobą bał się przyznać, że coraz bardziej mu się podobało.
- Mrruu … - zamruczał nieoczekiwanie.
- Chyba nie chcesz brać prysznica w majtkach? – Gabryś zsunął z niego bokserki jednym płynnym ruchem, zanim zdążył odpowiedzieć. Puścił ciepłą wodę i kontynuował swoje zajęcie jakby nic się nie stało. Tyle tylko, że jego duże dłonie zjeżdżały coraz niżej, wyrywając z ust Mikiego coraz głośniejsze sapnięcia. Chłopakowi było niesamowicie gorąco, miał wrażenie, że zamienia się w płynny wosk. – Kochanie, z przodu też nie powinieneś być brudny – mężczyzna, nie czekając na jego reakcję, przesunął rękę na unoszącą się w drżącym oddechu klatkę piersiową. Zahaczył o stwardniałe sutki i zacisnął palce na najbardziej interesującej go części, zawadiacko sterczącej już od jakiegoś czasu. Przytulił się do pleców chłopaka, ocierając się swoim penisem o jego kształtne pośladki.
- Aaa… - jęknął ochryple krasnoludek mocno się w niego wtulając. Wystarczyło tylko kilka ruchów dłoni, by doszedł z głośnym okrzykiem brudząc ścianki kabiny. Gabryś natychmiast poszedł w jego ślady, wtórując mu niskim głosem.
- O kurwa! – usłyszeli zbiorowy jęk, mimo szumu płynącej wody. To oczywiście reszta drużyny tkwiła pod drzwiami, przyciskając do niej czerwone uszy. Każdy z nich z ogromną erekcją w spodniach, nie śmiał spojrzeć w oczy sąsiadowi.