niedziela, 8 września 2013

Rozdział 18

      Ojciec Michasia przebierał się kilkakrotnie, ale za każdym razem jak spojrzał w lustro, nie był ze swojego wyglądu zbytnio zadowolony. Niestety nawet najlepsza koszula czy eleganckie spodnie nie mogły mu odebrać  minionych lat, ani zmarszczek w kącikach oczu. Nadal był bardzo przystojnym mężczyzną, ale czy wystarczająco by oczarować Milenę? Nie miał pojęcia.Wiedział, że kobieta jest bardzo wymagająca i chciał się jej zaprezentować od najlepszej strony. Nie spał całą noc, co niestety widać było po jego twarzy i cieniach pod oczami. Wspomnienia z dawnych lat nie pozwoliły mu zmrużyć oka. Syn dorastał, a on czuł się coraz bardziej samotny. Pamiętał jak doskonale rozumieli się kiedyś z Mileną i miał nadzieję, że nawet jeśli nie zostaną parą, to przynajmniej dobrymi przyjaciółmi. Kupił jeszcze po drodze bukiet tulipanów i udał się do domu Ostrowskich na spotkanie z przeznaczeniem. Na widok stojącej w drzwiach kobiety, jego serce zaczęło żywiej bić. Wyglądała niesamowicie dziewczęco w kremowej sukience i dopasowanym żakiecie, jakby zatrzymał się dla niej czas. W oczach Stefana była równie atrakcyjna jak dwadzieścia lat temu.
- Połknąłeś język czy coś? – zapytała rozbawiona jego oszołomioną miną i cielęcym spojrzeniem.
- Zastanawiam się czy podołam… - uśmiechnął się do niej promiennie i podał bukiet.
- Podołasz? – kobieta popatrzyła na niego z kompletnym niezrozumieniem.
- Jesteś taka piękna, że adoratorzy zlecą się do ciebie niczym pszczoły do miodu, a ja już nie jestem taki młody i mogę nie dać rady odpędzić ich wszystkich.
- Romantyczny głuptas – pocałowała go delikatnie w policzek. – Myślę, że czas odwiedzić okulistę. Kto by się tam oglądał za starszą panią – ruszyła do furtki z zdartym nosem, ale wewnątrz zrobiło się jej jakoś wyjątkowo ciepło i poczuła się lekko jak ptak. Stefan nadal był tak słodki i czarujący jak go zapamiętała.
***
   Wczesnym popołudniem Gabryś z Mikim wracali razem ze szkoły. Był piękny, wiosenny, ciepły dzień, a oni mieli w perspektywie długi weekend. Kapitan obracał w palcach pęk kluczy i zerkał niepewnie na chłopaka, który w końcu zatrzymał się na środku chodnika i popatrzył na niego wyczekująco.
- Mów co tam kombinujesz, zanim cię rozsadzi – Miki podparł się pod boki i zaczął tupać niecierpliwie nogą.
- Tak sobie pomyślałem, że właściwie uczyć się nie mamy czego, więc moglibyśmy gdzieś pojechać. Mamy mały domek w górach, to niedaleko, tylko dwieście kilometrów. Jeśli się sprężymy, to wieczorem bylibyśmy na miejscu. Pomyśl kochanie - nachylił się do ucha narzeczonego – tylko ja, ty i natura – kusił z błyszczącymi oczami.
- Chciałeś chyba powiedzieć tylko ja, ty i bzykanie przez trzy dni! – chłopak popatrzył na niego groźnie. – A potem ból tyłka przez tydzień!
- Ale skarbie… - jęknął Gabryś, rozczarowany, że tak szybko rozszyfrował jego piękne plany.
- Dobra, jedziemy…
- Ee…? – mężczyzna nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
- No to, nie jedziemy…
- Jesteś najlepszy! Zobaczysz, jak się będziemy dobrze bawić!– kapitan porwał w ramiona swojego krasnoludka i zakręcił nim jak wariat, po czym zaczął obcałowywać bez opamiętania. Miki bynajmniej nie protestował, cały dzień tęsknił za narzeczonym, choć nigdy by się do tego nie przyznał. Wtulił się w swojego wielkiego miśka i pozwolił mu na odrobinę szaleństwa. Przechodzący obok ludzie mijali ich z szerokimi uśmiechami. Bijące od nich szczęście i radość były wprost zaraźliwe.
***
    Sebastian wrócił do mieszkania dopiero wieczorem. Zajęcia na uniwerku późno się skończyły, zazdrościł dziewczętom, które już w południe były wolne. W miejscowym monopolu kupił jeszcze butelkę malagi, miał nadzieję, że będzie pasować do kolacji, jaką obiecały mu współlokatorki. Chwilę pukał do drzwi, ale nikt mu nie otworzył. Wyciągnął więc klucze i wszedł do mieszkania, a właściwie tylko do przedpokoju, bo to co zobaczył, całkowicie go zamurowało na dobrych kilka sekund. Światła były pogaszone, a na podłodze poustawiano kolorowe lampki, tworząc jakby alejkę, która zmierzała wprost do salonu z którego dobiegała go nastrojowa muzyka. Doszedł go zapach wschodnich kadzideł, a snujące się w powietrzu wonne dymy zacierały kontury przedmiotów. Poczuł się, jakby ktoś przeniósł go niespodziewanie do pałacu Alladyna. Ściągnął buty i ruszył wyznaczoną trasą w nieznane. Nie miał pojęcia, co znowu wymyśliły, te dwie niemożliwe blondynki. Miały całe popołudnie na realizacje najdzikszych fantazji. Już z daleka słyszał ich śmiech. Zatrzymał się na progu pokoju, który wyglądał jak ze snu. Oświetlały go tylko świece i płonący na kominku ogień. Dywan zarzucono dziesiątkami jedwabnych szali i poduszek, tak że prawie nie było go widać. Leżały na nim w kuszących pozach dwie piękne odaliski, w samej tylko koronkowej bieliźnie i pończochach. Chichotały, karmiąc się nawzajem winogronami, które zmysłowymi ruchami wkładały sobie nawzajem do ust.
- Sebulku, przyłącz się do nas – Ilona wstała i ruszyła w jego stronę, kołysząc kusicielsko biodrami.
- Skarbie, nie jesteś głodny? – Gerdi wskazała na stojącą w kącie ławę zastawioną najróżniejszymi przekąskami. – Masz nieodpowiedni strój – wręczyła mu jedwabne, męskie stringi i pchnęła w kierunku łazienki. – Pośpiesz się, nakarmimy cię – szepnęła, patrząc na niego przeciągle spod długich rzęs. – Jesteś mi coś winien.
Chłopak nigdy w swoim życiu tak szybko się nie umył. W rekordowym tempie wziął prysznic, założył to coś, co wręczyły mu dziewczyny i dosłownie po dziesięciu minutach był w pełni ,,gotowy’’ do konsumowania ,, kolacji’’. Stanął przed lustrem i zawstydzony poprawił na sobie stringi, które za nic nie chciały dobrze leżeć na bojowo nastawionym penisie. Z płonącymi policzkami i głową pełną szalonych marzeń, nie miał odwagi spojrzeć sobie w oczy. Napiął mięśnie pragnąc dodać sobie powagi. Chciał wyglądać jak super męski właściciel tego małego haremu.
Kiedy nieśmiało wszedł do pokoju, na jego widok  piękne odaliski tylko się uśmiechnęły i wyciągnęły ramiona. Nie miał głuptas pojęcia, jak czarująco wygląda taki zarumieniony, z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Już po chwili leżał na miękkich poduszkach, karmiony i pieszczony przez dwie pary niecierpliwych rączek. Miał wrażenie, że właśnie trafił do nieba i miał nadzieję, że ten niezwykły sen będzie trwał cały weekend.
***
    Milena ze Stefanem spędzili bardzo miły wieczór we włoskiej restauracji. Panowała tam bardzo miła atmosfera. Lokal urządzony był w stylu starej winiarni i miał pośrodku drewniany parkiet, na którym wirowało kilka przytulonych do siebie par. Z głośników płynęły stare przeboje z San Remo, piękne piosenki o miłości powodowały w sercach gości słodki zamęt i wzbudzały palącą tęsknotę, którą ugasić mogła tylko druga osoba.
   Wspominali swoje szkolne czasy, kiedy tak bardzo byli razem szczęśliwi. Patrzyli sobie głęboko w oczy, pili wino i rozmawiali przyciszonymi głosami. Nawet nie wiedzieli, kiedy ich ręce same powędrowały w swoim kierunku po blacie stolika. Palce splotły się ze sobą pieszczotliwie, witając dawno nie widzianych przyjaciół. Stefan wziął Milenę za rękę i zaprowadził na parkiet. Zaczęli powoli okręcać się w upojnym walcu. Wtuleni w siebie, zasłuchani, całkowicie stracili kontakt z rzeczywistością. Liczyła się tylko ta magiczna chwila…
- Odbijany! – rozległ się tuż obok natarczywy, męski głos.
- Znikaj! – mruknął w jego stronę Pokrzywka i mocniej objął partnerkę ramionami.
- Sam znikaj frajerze! Jesteś za cienki w uszach i portfelu na taką damę! – obwieszony złotymi łańcuchami, napakowany osiłek szarpnął Milenę do siebie. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko walnął go pięścią w wyszczerzoną gębę aż zachrzęściło. Bezczelny cham jak nic, będzie musiał pofatygować się do chirurga, żeby nastawił mu nos. W tym momencie drab mu oddał, trafiając w delikatną kość pod okiem.
- Poszaleliście?! – wrzasnęła Milena, ściągnęła solidnego sandałka i trzasnęła nim napastnika w ogoloną głowę ze sporą siłą, nabijając mu niezłego guza.
- Co za kobieta! Wyjdź za mnie – westchnął drab, trzymając się za zakrwawiony nos.
- Złamać ci jeszcze szczękę, żebyś się w końcu zamknął?!- zapytał uprzejmie Stefan. Finał tej historii był taki, że całą trójką wylądowali na bruku przed restauracją z dożywotnim zakazem wstępu. Mężczyźni zerkali na siebie nieprzyjaźnie, warcząc niczym wściekłe psy. Kobieta popatrzyła na obu z groźną miną i tupnęła zgrabną nóżką.
- Do samochodów troglodyci, natychmiast! Dawaj kluczyki, bo na to ok,o to ty chyba niewiele widzisz! – rzuciła do Pokrzywki.
- Trzymaj się koleś – wielkolud poklepał niespodziewanie Stefana po ramieniu. – Ostra ta twoja niunia. Nie daj się wziąć pod pantofel – stwierdził już całkiem przyjaźnie, wsiadł do czarnej BMKi i odjechał z piskiem opon. 
- Eh faceci – pokręciła głową Milena – kompletny brak rozsądku. Nie rozumiem tej waszej idiotycznej, męskiej solidarności. Wsiadaj, pojedziemy do mnie – wprawnie włączyła silnik. - Ktoś musi ci opatrzyć te wojenne rany, mój ty bohaterze – dorzuciła złośliwie.
***
   Miki i Gabryś pobili wszelkie rekordy szybkości w pakowaniu. Po godzinie byli już w drodze do Zakopanego. Podróż przebiegła gładko, ponieważ zmęczony chłopak zasnął i nie przeszkadzał swoją paplaniną narzeczonemu. Kilka kilometrów przed miastem skręcili w boczną, mało uczęszczaną drogę. Terenowy samochód kapitana podskakiwał na leśnych wybojach. Miki obudził się, kiedy gwałtownie zahamował przed bramą.
- Wstawaj śpiochu, trzeba wnieść bagaże – mężczyzna wskazał ręką na góralską, drewnianą chatę, ukrytą pomiędzy srebrnymi świerkami.
- To już? – zaskoczony chłopak wysiadł i z przyjemnością wciągną do płuc rześkie, pachnące żywicą powietrze. – Szkoda, że tak ciemno i prawie nic nie widać. Wykąpał bym się – westchnął i wszedł do środka, taszcząc swój plecak.
- Daj mi dwie minuty – Gabryś z diabelskim błyskiem w oczach rzucił bagaże tuż za progiem i pognał przed siebie. Wrócił po chwili z szerokim uśmiechem i wziął zaskoczonego chłopaka na ręce, ale zamiast w głąb domu wyniósł go do ogrodu.
- Co ty wyprawiasz wariacie? – pisnął  Miki i złapał go mocno za szyję, kiedy potknął się w ciemnościach o jakiś kamień.
- Zobaczysz – rzucił z tajemniczym uśmiechem i skierował się na tyły posesji. Tam w zacisznym kąciku, między krzewami malin, oświetlone paroma lampionami, bulgotało radośnie ciepłe źródełko, wyłożone dla wygody błękitnymi kafelkami. Na drewnianej ławie leżało kilka puchatych ręczników i dwa szlafroki. – Mały raj, matka zapłaciła za niego majątek – mężczyzna tylko zrzucił buty i tak jak stał wszedł do wody. Postawił swój cenny ładunek i zaczął go rozbierać niecierpliwymi dłońmi, rozrzucając ubrania po całej okolicy.
- Ga… Garbryś… - westchnął cichutko chłopak, kiedy ciepłe wargi zaczęły obsypywać jego zarumienione policzki delikatnymi pocałunkami. – Sąsiedzi…
- Najbliższy ze trzy kilometry stąd, więc możesz zdzierać ryjek do woli – szybko zrzucił swoje ubrania i zaczął błądzić rękami po nagiej skórze narzeczonego, który tak wspaniale reagował na każdy, najdrobniejszy nawet gest.
- Ja nigdy nie krzyczę! – prychnął oburzony Michaś.
- Nie? – mężczyzna posadził go nagim tyłkiem na obramowaniu jacuzzi i uklękną między szeroko rozsuniętymi udami, które zaczęły drżeć, jak tylko położył na nich dłonie. Pochylił głowę i wziął do ust twardniejącego penisa kochanka. Dobrze wiedział, że nie uda mu się zbyt długo zachować milczenia. Zerknął do góry i z rozbawieniem zobaczył jak mały uparciuch, desperacko wciska sobie do buzi pięść, byle tylko postawić na swoim. – Mhm… - zamruczał gardłowo i liznął delikatna skórkę na całej długości. Jego ręce też nie próżnowały, jedna masowała jądra chłopaka, a druga zakradła się do zaciśniętego wejścia.
- Aa…! – wyrwało się z ust chłopaka, kiedy pierwszy palec zaczął pieścić go od środka. Na nic się zdało mocne postanowienie, że pokaże temu draniowi jaki z niego macho. Omal nie lewitował, kiedy podrażnił jego prostatę samym tylko opuszkiem. Wzburzona fala rozkoszy porwała go za sobą, przyćmiła świadomość i rozpaliła w jego wnętrzu biały ogień namiętności. Pożądliwie pokręcił biodrami, chcąc więcej tych oszałamiających zmysły doznań.
- Poproś ładnie, to dolecimy razem do gwiazd – kapitan nie mógł sobie odmówić podroczenia się odrobinę z narzeczonym, który jęczał coraz głośniej, spazmatycznie chwytając powietrze. Z zamglonymi, czekoladowymi oczami i rozchylonymi, nabrzmiałymi ustami, cały oddawał się tej chwili, ulegle poddawał się jego rękom i ustom. Mężczyzna uwielbiał, kiedy był taki słodki i namiętny, cały zdany na jego łaskę i niełaskę.
- P-proszę – zaskomlił błagalnie i wygiął ciało w łuk. – Weź mnie mocno, najmocniej jak potrafisz! – krzyknął ochryple.
- Mój skarbie – warknął zmysłowo Grizzly, złapał chłopaka za pośladki, osunął się z nim do parującej wody i posadził na udach przodem do siebie. – Patrz na mnie – zaczekał aż otworzy szeroko oczy i w tym momencie pchnął do góry, zagłębiając się po jądra w wilgotnej ciasnocie.
- O...och… – krzyczał już na całe gardło Miki, całkowicie zapominając o swoich postanowieniach. Każde pchnięcie przeszywało jego wyprężone ciało milionami rozkosznych dreszczy. Poruszał się coraz szybciej i szybciej, nie spuszczając błyszczących oczu z gorejących źrenic narzeczonego.
- Teraz! – szepnął Gabryś, poczuł jak chłopak napina się i wypuszcza na jego brzuch ciepły strumień spermy. Sam nisko zajęczał i poszedł za jego przykładem. Po czym przygarnął do siebie słaniającego się krasnoludka, który natychmiast mocno się w niego wtulił i położył mu głowę na ramieniu.
- Kocham cię, kocham – szepnął mu do ucha i zmieszany tym wyznaniem, ukrył twarz w jego szyi.
- Też cię kocham maleńki – mężczyzna miał wrażenie, że trzyma w ramionach cały świat, bo ten drobny chłopak był dla niego całym światem. Nie wyobrażał sobie już życia bez niego. Miał nadzieję, że przejdą przez niego dłoń w dłoń i razem się zestarzeją.
***
   Milena zawiozła poturbowanego Stefana do swojego domu i usadziła na krześle, przy kuchennym stole. Po chwili wróciła z apteczką w rękach. Wyciągnęła wodę utlenioną, altacet w żelu i opatrunki. Rozłożyła to wszystko na blacie i zobaczyła wpatrzone w te akcesoria, lekko spanikowane oczy mężczyzny.
- Nie bądź dzieckiem, trzeba to zdezynfekować – ujęła go pod brodę. Na policzku miał niewielką rankę, ale siniec pod okiem rozmiarów sporej pięści i niezłą opuchliznę.
- Nie będę cię fatygować, zaplamię podłogę – mężczyzna z niewyraźną miną próbował się poderwać na nogi.
- Siadaj tchórzu! – pogroziła mu kobieta. – Nie trzeba było bawić się w Rambo!
- Ale to strasznie szczypie! – Stefan odchylił się jak mógł do tyłu, byle jak najdalej od wody utlenionej.
- Dostaniesz znieczulenie – uśmiechnęła się do niego psotnie Milena.
- Ee…?
- Spójrz, francuska koronka, zawsze ją lubiłeś – zaczęła powoli, zmysłowymi ruchami rozpinać przód sukienki. Przybliżyła się do zaskoczonego mężczyzny, który niczym zahipnotyzowany, wpatrywał się jej w dekolt i wyłaniające się z niego krągłe piersi odziane w bladoróżowe cudeńko. Dwie aksamitne piękności zatrzymały się tuż przed nosem oszołomionego Stefana. Nawet nie poczuł, kiedy zdezynfekowała i opatrzyła mu ranę.
- To najlepsze znieczulenie o jakim słyszałem – mężczyzna objął kobietę w wąskiej talii i posadził na swoich kolanach. – Pokażesz mi cały komplet – szepnął jej czule do ucha.

- Być może, jeśli się postarasz – zachichotała i zarzuciła mu ręce na szyję.
***
   COSIK w doskonałym humorze pływał w wazie z letnim rosołkiem, stojącej na stoliku, w sypialni matki Gabrysia. Co tam robił? Zwykle nie trzyma się zupy obok łóżka. Zakochana para, wygłodzona po upojnej nocy, posilała się nim nad ranem. Dzięki temu stworek miał zapewnione prywatne jakuzzi, tylko do swojej dyspozycji, skąd zamierzał następnego dnia, przenieść się z powrotem do Michasia. Dokonał dzieła swojego życia i mógł oddać się słodkiemu nieróbstwu. Teraz nic nie zagrażało już jego planom. Rodzice będą mieli wkrótce swoje problemy i troski, przestaną się więc wtrącać w związek ich dzieci. Zapewnił całe pokolenia gospodarzy małym COSIKOM, które niedługo przyjdą na świat. Michaś był wyjątkowy, nie każdy nadawał się na dom dla stworzonka. Ludzie w ogóle byli dziwni i nie zawsze ich rozumiał, choć bardzo się starał, by jego pan miał wszystko co najlepsze. On nie potrzebował towarzyszki, by wydać na świat potomstwo. Musiał jedynie zapewnić mu doskonałe warunki, żeby rosło zdrowe i szczęśliwe.

Nie uważał się za pasożyta, przecież dawał z siebie tyle ile brał. Dbał o swojego gospodarza jak umiał najlepiej. Chłopak na pewno będzie szczęśliwy z tym porywczym wielkoludem, który uwielbiał ziemię po której stąpał. Przyśpieszył i wywinął kilka szalonych salt. Życie było piękne, a pani Milena gotowała najlepszy rosołek na świecie. Michaś koniecznie powinien się tego nauczyć. Miał też podstawy sądzić, że będzie zadowolona z niespodzianki, którą dla niej przygotował. Tak bardzo ją polubił, że obdarzył ją podwójną dawką radości.
***
   Weekend minął wszystkim bardzo szybko, można nawet powiedzieć, że trzem wlekącym się właśnie na trening, spóźnionym chłopakom, zupełnie jak niezwykły sen. W progu sali gimnastycznej powitało ich ciężkie spojrzenie trenera Orkowskiego, który wymownym gestem zapędził ich do rozgrzewki. Nie minęło kilka minut, jak mężczyzna zaczął dosłownie warczeć, czym zwrócił na nich uwagę reszty drużyny, ćwiczącej właśnie podania. Trzej najlepsi gracze wyglądali jak prawdziwe ofiary losu. Przodem biegł, a raczej smętnie truchtał Seba, ziewał przy tym szeroko i toczył dookoła nieobecnym wzrokiem. Widać było, że tym o czym najbardziej teraz marzy jest ciepłe łóżeczko. Za nim, kulejąc o dziwo na obie nogi, wlókł się Miki, który także wyglądał jakby miał zaraz paść na parkiet i zasnąć. Gabryś wyglądał na bardziej ożywionego, co nie znaczy, że bardziej przytomnego. Człapał dziarsko na końcu wpatrzony w tyłek swojego krasnoludka, jakby to był talerz pełen złocistych frytek ze schabowym. Nie oblizywał się tylko dlatego, że czuł na sobie wściekłe spojrzenie Orkowskiego.
- Ludzie, co wam się do jasnej cholery stało?! Mieliście trzy wolne dni, a wy wyglądacie jakbyście wrócili z kamieniołomów! – ryknął, aż zadrżały szyby.
- To możemy sobie usiąść? – Seba padł na ławkę,  a koło niego kapitan. Michaś jednak nadal stał z niezdecydowaną miną, bezwiednie masując pośladki.
- Ci dwaj – wskazał na Miki i kapitana - to od razu wiadomo co robili – zachichotał Sylwek i poprawił białe włosy, które wysunęły mu się spod gumki, a jego ofiary zarumieniły się po same rzęsy. – Panienka też ostatnio dziwnie się zachowuje. Ta przeprowadzka chyba mu zaszkodziła.
- Sebciu, czy to prawda, że mieszkasz z dwiema najładniejszymi laskami w szkole? – zapytał Bartek, a reszta zaciekawionej drużyny otoczyła nieszczęśnika, który nie wiedział, gdzie podziać oczy.
- A co chcesz się wprowadzić? Nie ma miejsca, mamy tylko jedno łóżko – wyrwało się chłopakowi, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Śpicie w nim we trójkę?! – wytrzeszczył na niego oczy Kamil, a mina zmieszanego kolegi mówiła sama za siebie. – Chyba też sobie usiądę!
- Powiedz, dały ci się chociaż pomacać? Ta Gerdi to ma najfajniejsze cycki jakie widziałem – Bartek nie zdążył dokończyć, bo dostał bolesna skójkę w bok od rozsierdzonego kolegi.
- Nic ci do tego baranie i uważaj co mówisz! - Seba poderwał się z ławki z zaciśniętymi pięściami i podszedł z groźną miną do kumpla.
- Tylko bez awantur, wynocha do domu i tak dzisiaj nic z was nie wykrzesam! – wrzasnął trener i wskazał im drzwi. – Wy chyba wszyscy macie okres godowy, oby wam przeszedł do następnego meczu, bo narobicie sobie wstydu. Gabryś idioto, zabierz tą łapę z jego tyłka! I tak już ledwie łazi!
- Nie musi, ma mnie – kapitan z szerokim uśmiechem wziął narzeczonego na ręce, a czerwony niczym burak Miki ukrył buzię na jego szerokiej piersi

6 komentarzy:

  1. Matko! I trener takie rzeczy mówi do podopiecznych? Boje się go...
    Dlaczego pani Milena ma urodzić bliźniaki, COSIK równie dobrze mógł Mikiemu zmienić DNA, aby rodził dzieci. Prawda?
    Notka bardzo fajna, śmieszna i ogółem ma tytuł jednej z najleprzych które powstały [Chyba wszystkie twoje opka takie są... Muszę nadrobić lekturę yaoi :) ]
    Ewa :*
    P.S. Weny życzę z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto! Prawie popłakałam się ze śmiechu czytając ostatni fragment! Tak barwnie opisałaś trudności chłopców z chodzeniem, oraz zazdrość ich kolegów...
    Ha! Chyba wiem, co przyszykowałaś dla Mileny. Ale że aż dwie niespodzianki... To się kobieta zdziwi ;)
    Umm... Wszystkie trzy... związki rozkwitają. Żałuję tylko, że nie opisałaś jak dziewczęta bawiły się z Panienką. Ach te blondyneczki i ich pomysły.
    Wiesz, jak tak teraz sobie o nich pomyślałam, to przypomniały mi się dziewczyny z KCB. Masz zamiar wrócić do tematu zemsty na tych pustych lalkach? Nie powiem, chętnie bym poczytała jak Ilona bierze na nich odwet.
    Czekam na kolejny rozdział,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać wszystko się ładnie układa.
    Cieszę się że rodzice zajęli się sobą. Dadzą dzieciom swobodę a też są dobrą parą i zasługują na szczęście.
    Oj te dziewczyny... ale czy rzeczywiście trzeba współczuć Sebie. Bo on chyba myśli coś zupełnie innego.
    No i Miki i Gabryś mieli na pewno bardzo udany weekend i ja też zawsze się uśmiecham jak o nich czytam wyjątkowo dobrana para.
    COSIAK coś czuję że on szykuje jakąś wielką niespodziankę i chyba nawet domyślam się jaką:D Nie mogę się doczekać żeby odkryć czy mam rację.
    Wspaniały rozdział i już niecierpliwie czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha bójka Stefana z tym łysolem bajeczna, ale fakt Milena zna się na rzeczy. W medycynie powinno się takie znieczulenie stosować xD haha
    Gerdi z Iloną i Seba mhrrr, musiało być ostro :D
    A ten wyjazd w góry mhm i źródełko *_* ja też chce ;3
    Pisz szybciutko ;3
    Twoja Maru;3
    PS: Coś mi się zdaje, że Milena dostanie zawału, gdy zauważy niespodziankę Cosika xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    świetne, świetne... cosik działa i to ostro... domyślam się już co wykombinował... ten wypad był im chyba potrzebny, chociaż biedny Miki ma problemy z chodzeniem teraz, ale od czego jest właśnie Grizzli ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, czyżby i u Mileny i Stefana miały pojawić się dzieciaczki... weekend upojnie minął, haha krasnoludek nie musi chodzić bo od tego ma swojego miśka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń