sobota, 11 maja 2013

Rozdział 2


   Michał czuł się okropnie. Było mu niedobrze, a w głowie miał tęczową karuzelę, która ze strasznym zgrzytem i piskiem wirowała wokół swojej osi. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło – w związku z powyższym, postanowił skorzystać z okazji i pozbyć się COSIKA. Uklęknął z niejakim trudem nad muszlą klozetową i pochylił się do przodu. Włożył dwa palce do ust i usiłował zwymiotować. Rozległ się plusk i komórka, którą miał w górnej kieszeni koszulki wpadła do wody.
- Mój nnowy ttelefonik… – wybełkotał chłopak i rzucił się na pomoc. – COSIK, tty draniu, tto wszystko ttwoja wina!
- Tak, zalałeś pałę, a teraz zwalasz na mnie! Kto ci kazał tyle chlać? – pisnął oburzony stworek. - Hic, hic… ! Chyba mam czkawkę po tym winku. Następnym razem szarpnij się na coś z górnej półki sknero!
W tym momencie, zaalarmowany wrzaskami i dziwnymi bulgotami, do łazienki wpadł zdenerwowany kapitan. Jego lokator klęczał obok klozetu i usiłował w nim zanurkować w sobie tylko znanym celu. - Czyżby miał zamiar się utopić? A może to jakaś nowa, nie znana mu metoda trzeźwienia? – zastanawiał się zaniepokojony mężczyzna.
- Pprzymknij rryjek! – Miki usiłował wyłowić komórkę, ale ręce miał jakieś wyjątkowo niezgrabne. Zamiast ją wyciągnąć wepchnął ją tylko głębiej do rury. – Chcholera…! – wymamrotał i byłby wpadł głową do kibelka, gdyby w ostatniej chwili nie uratowały go silne ręce Gabrysia.
- Chciałeś mnie spuścić do kanału! – Wrzasnął przeraźliwie COSIK.
- Nno tto cco? – wymamrotał z trudem chłopak. – Przecież uumiesz ppływać.
- Przestań zgrywać wariata – Kapitan postawił go do chwiejnego pionu. – Umyj się i idziemy do łóżka! – dociągnął topielca do umywalki.
- Z ttobą? Pod kkołderkę? – upewnił się Michał i z pijackim, beztroskim uśmiechem zaczął błądzić dłońmi po potężnej piersi mężczyzny. Te twarde jak skała mięśnie, ta ciepła, gładka skóra wydawały mu się takie fascynujące.
- Ach… idealne na podusię …- wyrwało się bezwiednie z jego ust. Zielone oczy miał kompletnie zamglone. Gabryś, widząc co się dzieje odwrócił go plecami do siebie. Pijany  głuptas wyglądał bardzo słodko i pociągająco, a on przecież nie był z kamienia. Musiał nad nim i nad sobą jakoś zapanować. Inaczej obaj wpadną w pułapkę i jutro będą tego żałować. Mały nieporadnie gmerał w umywalce, odkręcił kran i oczywiście skierował wodę na siebie. W ciągu kilku sekund był cały mokry. Kapitan zwrócił tylko niebieskie oczy wymownie do nieba i energicznie zajął się chłopakiem. Sprawnie go umył, wytarł i zaniósł do pokoju.
- Stój, pomogę ci ściągnąć te mokre ciuchy – mężczyzna szybko się przekonał, że nie będzie to takie łatwe. Ubrania lepiły się do chłopaka, który bynajmniej mu nie pomagał.
-Ttak na pierwszej randce i od rrazu do mmacania? – Michał miał właśnie słaby przebłysk świadomości. Zaczerwienił się gwałtownie i zaczął odpychać urojonego napastnika.
- Słowo daję, zaraz oberwiesz! – warknął na niego Gabryś, ledwo powstrzymując się od zaciśnięcia palców na zgrabnym tyłeczku, odzianym już tylko w bokserki w kolorowe misie. – Marsz do spania! – bezceremonialnie wrzucił go na tapczan i nakrył pledem. – Nie waż się wstawać! Muszę ściągnąć pranie, idzie burza.
   Michał przez kilka minut leżał spokojnie, było mu ciepło i przytulnie. W zaśnięciu przeszkadzał mu jednak szum w głowie i kołysanie. Kręcił się niespokojnie, próbując znaleźć najlepszą pozycję. Strasznie chciało mu się pić. Zaczął nasłuchiwać. Miał nadzieję, że kapitan jest gdzieś w pobliżu i ubłaga go o szklankę wody.
- Bummm… bumm…! - zadudniło, aż szyby zadrżały. Na dworze pociemniało i deszcz zaczął bębnić o szyby. Chłopak usiadł przerażony na posłaniu. Serce tłukło mu się w piersiach. Od dziecka bał się burzy. Miał poczucie zagrożenia i nadciągającej katastrofy. Wyciągnął spod poduszki schowane tam wcześniej przed współlokatorem pluszaki – miękką, zieloną żabę, jajo dinozaura w fioletowe kropki i swojego ulubieńca, włochatego nietoperza. Wstydził się tej swojej słabości, ale to byli jego przyjaciele i nie miał zamiaru się z nimi rozstać. Nie chciał jednak, by kapitan miał go za przedszkolaka. I tak już mówił do niego krasnoludku. – Bummm….! – rozległo się ponownie. Michał zczołgał się z łóżka, ciągnąc za sobą kołdrę i poduszkę. Musiał znaleźć szybko bezpieczne miejsce. Ta myśl kołatała się w jego mocno zmąconym alkoholem umyśle. Nie mógł jednak zostawić swoich kumpli na pastwę paskudnego, błyskającego się zjawiska. Sięgnął po pluszaki i ściągnął je na podłogę. Wpełznął pod tapczan i uwił tam sobie wcale wygodne gniazdko. Wtulił się aksamitne futerka i zamknął oczy. Grzmoty były coraz cichsze, ale on nadal drżał. W taki burzowy dzień zginęła w wypadku jego matka. Włożył głowę pod poduszkę, by stłumić dźwięki. Wkrótce zmorzył go niespokojny, pełen koszmarów sen.
   Gabryś posprzątał kuchnię, poskładał pranie, powycierał zalaną łazienkę, czyli w jego przekonaniu wystarczająco się napracował. Teraz należała się mu jakaś nagroda. Wyciągnął laptopa z zamiarem pogrania w Skyrim. W pokoju było bardzo cicho, więc pomyślał, że chłopak w końcu zasnął. Właśnie był w trakcie ekscytującego pojedynku na miecze, kiedy dobiegło go żałosne popiskiwanie. Jakby ktoś okrutnie zranił bezbronne zwierzątko. Doszedł do wniosku, że pewnie kot sąsiadki znowu wpadł w tarapaty. Wstał i poszedł do sypialni. Stanął zdumiony nad łóżkiem Michała. Spodziewanego futrzaka nie było, natomiast chłopak zniknął jak zaczarowany.
- To przecież nie możliwe! – warknął do siebie zaskoczony. – Gdyby wychodził z mieszkania musiałby przejść obok mnie! - zaczął przeszukiwać wszystkie pomieszczenia. Współlokator zapadł się chyba pod ziemię, albo wyparował. Było to jedyne wytłumaczenie jakie przyszło mu do głowy. Nagle, gdzieś z wysokości podłogi, dobiegło go ciche, pełne bólu skomlenie. Padł na kolana i zajrzał pod łóżko. To co tam zobaczył spowodowało, że ścisnęło się w nim serce. Michał leżał na boku i tulił do siebie gromadę śmiesznych miśków. Wyglądał strasznie krucho i delikatnie. Miał spocone czoło i bardzo bladą twarz. Kształtne, różowe usta pogryzione do krwi. Rzucał niespokojnie głową na boki, jakby chciał się uwolnić od jakiegoś złego snu. – Maleńki, co się dzieje? – Mężczyzna wyciągnął chłopaka z jego kryjówki. Spojrzał na niego nieprzytomnie, nawet go nie poznając. Nadal tkwił w swoim koszmarze. Trząsł się cały, a po policzkach płynęły mu łzy. Niewiele myśląc zaniósł go na swój tapczan i położył się na nim razem z Michałem. Nakrył ich obu ciepłym pledem. Przygarnął go do siebie, otoczył ramionami i zaczął głaskać po drżących plecach. Nie wiedząc jak go uspokoić zaczął śpiewać niskim, miękkim  głosem zasłyszaną w radiu kołysankę.

Śpij i zamknij oczy śnij - śnij
Śpij i zamknij oczy śnij - śnij

A ja będę twym aniołem
Twą radością, smutkiem, żalem
Będę gwiazdą na twym niebie
Będę zawsze obok Ciebie

Poczuł jak chłopak zaczyna się powoli odprężać. Tulił się do niego jak przerażone dziecko, spragnione czułości i poczucia bezpieczeństwa. Jego kasztanowe  włosy pachniały szamponem Bambino, przynosiły wspomnienia zapomnianych już dawno beztroskich zabaw z kumplami na podwórku. Od początku ten pyskaty krasnoludek wzbudzał w nim opiekuńcze uczucia. Kiedyś będzie musiał z nim porozmawiać na temat tych koszmarów. Nikt bez powodu nie zachowuje się w ten sposób. Na razie wystarczyło mu, że się uspokajał. Oddychał równo i głęboko. Wsłuchał się w bicie jego serca. Ukołysany miarowym stukotem zasnął.

                                                           ***

   Stefan Pokrzywka, ojciec Michała od południa wydzwaniał do syna, ciekawy jak spodobało mu się nowe miejsce i koledzy. Niewdzięczny potomek jednak ani nie oddzwonił, ani nie odpisał. Ponieważ nigdy go nie ignorował, mężczyzna bardzo się zaniepokoił. Przebywał właśnie w okolicy Krakowa, więc postanowił odwiedzić syna. Bardzo chciał poznać jego współlokatora. Podobno to znany sportowiec i wcielony ideał. Przynajmniej tak opisywał go trener. Miał nadzieję, że przy takim kumplu Michał spoważnieje i przestanie sprawiać kłopoty, może nawet znajdzie sobie jakąś dziewczynę. Budynek akademika na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem przyzwoicie. W środku było zupełnie cicho. Widocznie większość studentów wyjechała na weekend.
   Pani Milena Ostrowska była bardzo zła na Gabrysia. Miał przyjechać rano po zaopatrzenie do domu. Nie tylko się nie zjawił, ale nie dał żadnego znaku życia. Telefon miał wyłączony. Zapakowała więc wszystkie domowe przysmaki do przenośnej lodówki. Taki wysportowany mężczyzna jak jej syn, nie mógł się żywić byle czym. Takich mięśni nie da się wyhodować na uniwersyteckiej stołówce. Zresztą miała właśnie pretekst do rodzicielskiej kontroli i skrupulatnie z niego skorzystała. W eleganckiej sukience w kwiaty, w modnych w tym sezonie koturnach wyglądała bardzo młodo i dziewczęco. Nikt nie dał by jej tych czterdziestu dwóch lat, które miała. Korytarzem akademika ktoś szedł w tym samym kierunku co ona, jego sylwetka wydała się jej dziwnie znajoma. Odwrócił głowę i oboje stanęli jak wmurowani w podłogę.
- Wspaniale wyglądasz Milu, czas obszedł się z tobą łaskawie – mężczyzna zmierzył ją od stóp do głów pełnym podziwu wzrokiem.
- O tobie nie można tego niestety powiedzieć, niechlujny jak zwykle – pogardliwie spojrzała na jego jeansy i zwykłą, bawełnianą koszulę. – Nadal ubierasz się w lumpeksach i pracujesz w hotelu? – wszystko się jej zagotowało w środku na jego widok. Jej wielka, durna miłość z czasów uniwersyteckich stała przez nią. Wyglądał na równie beztroskiego jak dawniej, ani śladu wstydu czy zażenowania po tym co jej kiedyś zrobił. Szczerzył do niej zęby jakby nigdy nic. Miała ochotę go trzasnąć w tą przystojną, zakłamaną gębę. Wspomnienia runęły na nią jak lawina, zapalając w jej oczach niebezpieczne iskry. – Co tu robisz, dorabiasz sprzątaniem?
- Ostrodzioba jak za dawnych lat. Zawsze lubiłem tę twoją zadziorność – uśmiechnął się do niej, udając, że nie widzi jak zaciska usta w wąską kreskę. – Odwiedzam syna.
- Tak się składa, że ja też – ruszyła przodem. Chciała, by jak najszybciej zniknął jej z oczu. Niestety los sprzysiągł się przeciwko niej.  Zatrzymali się pod drzwiami tego samego pokoju. – Tylko mi nie mów, że mój Gabryś mieszka z kimś wychowanym przez ciebie! – zapukała, ale nikt jej nie odpowiedział. Poruszyła na próbę klamką i  weszła do środka. To co zobaczyła spowodowało, że pierwszy raz od wielu lat zabrakło jej słów. Nikt z jej kolegów po fachu by w to nie uwierzył. Była zanana w kręgach adwokackich z wyjątkowo ciętego języka.
Na tapczanie leżał jej potomek i trzymał w objęciach drobnego, ciemnowłosego chłopaka. Ten wtulał się policzkiem w zagięcie jego szyi. Uśmiechał się przez sen. Musiała przyznać, że miał śliczną, delikatną twarz. Zupełnie niepodobną do Stefana.
- Puszczaj mojego syna zboczony troglodyto! – wrzasnął czerwony z wściekłości Pokrzywka i szarpnął za kołdrę. – Jak śmiesz go dotykać tymi wielkimi łapami?!
Gabryś, zaspany i słabo kontaktujący zerwał się z posłania tylko po to, by zostać posłanym na deski przez pięść zupełnie nieznanego mu mężczyzny. Zamrugał oczami, nie mając pojęcia co się dzieje.
- Ee…? – zapytał inteligentnie, łapiąc się za szybko puchnący policzek.
- Ty chamie, nie waż się bić mojego syna! – pani Milena skoczyła na plecy Pokrzywki i wczepiła się mu z całej siły w nadal gęste włosy.
- Tatuś? – pisnął cieniutko Michał i usiadł na łóżku. To nie był najlepszy pomysł, ponieważ alkohol jeszcze nie całkiem wyparował z jego głowy. Z trudem zebrał rozbiegane myśli. Nie miał pojęcia dlaczego jest nagi i co tu właściwie robi. Nakrył się pod szyję kołdrą i zaczerwienił po same uszy. - Robiliśmy coś dziwnego? – wypalił do kapitana i aż jęknął w duchu nad swoją głupotą. Ojciec zamierzał się właśnie do drugiego ciosu.


10 komentarzy:

  1. Pierwsza myśl po przeczytaniu tego rozdziału? "Cholera, ale by były jaja, gdyby któreś z rodziców uznało, że szybki ślub jest jedynym ratunkiem dla honoru syna." ;)
    A na serio. Podoba mi się. COSIK nie zdążył jeszcze co prawda narozrabiać, ale nie tracę nadziei. Stworek robi się coraz bardziej wymagający. Już zażądał winka z górnej półki.
    Coraz bardziej lubię Gabrysia. Chłopak wydaje się ideałem. Wysoki, wysportowany, opiekuńczy, potrafi gotować... Co sprawia, że zaczynam się zastanawiać, jaką ma wadę ;)
    Podoba mi się wątek miłości rodziców chłopców. Ciekawe jednak co sprawiło, że się rozstali... Mam nadzieję, że nie zrobisz nam przykrej niespodzianki, i Gabryś nie okaże się bratem Michała *grozi palcem* Liczę na rozwinięcie wątku Mileny i Stefana w kolejnych rozdziałach.
    Czekam (nie)cierpliwie na kolejny rozdział,
    Ariana

    P.S. Wyłapane rzeczy do poprawy wysyłam na GG :*

    OdpowiedzUsuń
  2. omg XDDDD SWEET! ... TO ZNACZY ŻE GABI I MICHAŁ SĄ RODZEŃSTWEM? o.O

    WENY!!!! COSIK JEST BOSKI *.* ALE PRZEZ GŁUPOTĘ MICHAŁA JEGO NOWIUTKI TELEFON WPADŁ DO KLOZETU. :( WENY!!! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie są rodzeństwem w żadnym wypadku, ale mają rodziców, którzy się nawzajem nie znoszą i zrobią wszystko by ich rozdzielić.

      Usuń
  3. Cudo, dużo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pijany Michaś jest bardzo słodziutki:) A Gabryś wspaniale się nim opiekuje no i jeszcze śpiewa po prostu mężczyzna ideał:) Scena z burzą i jak kapitan znalazł krasnoludka pod łóżkiem chwyta za serce. Piękna na prawdę.
    Szkoda tylko że na to wszystko przyszli rodzice którzy nie darzą się widocznie sympatią czyli będą kłopoty.
    No i na koniec Michaś i jego słodkie przebudzenie.
    Dużo dużo weny i chęci

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następna notka???
    Piszesz lepiej od Sienkiewicza, Szekspira i innych pisarzy razem wziętych.
    Życzę dużo weny.
    Ewa :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie kiedy nowy rozdział???

      Usuń
  6. Witam,
    cudowny rozdzialik, cosika się nie udało pozbyć, a na dodatek staje się bardziej wymagający (żąda winka z wyższej półki), Gabryś och jaki on opiekuńczy. Pijany Michał wyglądał prze słodko. Wątek miłosny ich rodziców jest dobry, ciekawe co się stało, że nie są razem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniale, jaki nasz cosik jest wymagający, a nasz Gabryś to nie uratował telefoniku krasnoludka... jaki opiekuńczy, jak zatroszczył się o niego w tej sytuacji, a na dokładkę mamy rodziców obydwu chłopaków i których jak się okazało, coś kiedyś łączyło... biedny Gabryś ale Michaś na pewno zaopiekuje się Gabrysiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń