Michał czuł
się okropnie. Było mu niedobrze, a w głowie miał tęczową karuzelę, która ze
strasznym zgrzytem i piskiem wirowała wokół swojej osi. Nie ma jednak tego
złego co by na dobre nie wyszło – w związku z powyższym, postanowił skorzystać
z okazji i pozbyć się COSIKA. Uklęknął z niejakim trudem nad muszlą klozetową i
pochylił się do przodu. Włożył dwa palce do ust i usiłował zwymiotować.
Rozległ się plusk i komórka, którą miał w górnej kieszeni koszulki wpadła do
wody.
- Mój nnowy
ttelefonik… – wybełkotał chłopak i rzucił się na pomoc. – COSIK, tty draniu, tto
wszystko ttwoja wina!
- Tak, zalałeś pałę, a teraz zwalasz na mnie! Kto
ci kazał tyle chlać? – pisnął oburzony stworek. - Hic, hic… ! Chyba mam czkawkę po tym winku. Następnym razem szarpnij
się na coś z górnej półki sknero!
W tym
momencie, zaalarmowany wrzaskami i dziwnymi bulgotami, do łazienki wpadł zdenerwowany
kapitan. Jego lokator klęczał obok klozetu i usiłował w nim zanurkować w sobie
tylko znanym celu. - Czyżby miał zamiar się utopić? A może to jakaś nowa, nie
znana mu metoda trzeźwienia? – zastanawiał się zaniepokojony mężczyzna.
- Pprzymknij
rryjek! – Miki usiłował wyłowić komórkę, ale ręce miał jakieś wyjątkowo niezgrabne.
Zamiast ją wyciągnąć wepchnął ją tylko głębiej do rury. – Chcholera…! –
wymamrotał i byłby wpadł głową do kibelka, gdyby w ostatniej chwili nie uratowały go silne ręce Gabrysia.
- Chciałeś mnie spuścić do kanału! – Wrzasnął
przeraźliwie COSIK.
- Nno tto
cco? – wymamrotał z trudem chłopak. – Przecież uumiesz ppływać.
- Przestań zgrywać wariata – Kapitan postawił
go do chwiejnego pionu. – Umyj się i idziemy do łóżka! – dociągnął topielca do
umywalki.
- Z ttobą? Pod kkołderkę? – upewnił się
Michał i z pijackim, beztroskim uśmiechem zaczął błądzić dłońmi po potężnej
piersi mężczyzny. Te twarde jak skała mięśnie, ta ciepła, gładka skóra wydawały
mu się takie fascynujące.
- Ach… idealne na podusię …- wyrwało
się bezwiednie z jego ust. Zielone oczy miał kompletnie zamglone. Gabryś,
widząc co się dzieje odwrócił go plecami do siebie. Pijany głuptas wyglądał bardzo słodko i pociągająco,
a on przecież nie był z kamienia. Musiał nad nim i nad sobą jakoś zapanować.
Inaczej obaj wpadną w pułapkę i jutro będą tego żałować. Mały nieporadnie
gmerał w umywalce, odkręcił kran i oczywiście skierował wodę na siebie. W ciągu
kilku sekund był cały mokry. Kapitan zwrócił tylko niebieskie oczy wymownie do
nieba i energicznie zajął się chłopakiem. Sprawnie go umył, wytarł i zaniósł do
pokoju.
- Stój, pomogę ci ściągnąć te mokre
ciuchy – mężczyzna szybko się przekonał, że nie będzie to takie łatwe. Ubrania
lepiły się do chłopaka, który bynajmniej mu nie pomagał.
-Ttak na pierwszej randce i od rrazu do
mmacania? – Michał miał właśnie słaby przebłysk świadomości. Zaczerwienił się
gwałtownie i zaczął odpychać urojonego napastnika.
- Słowo daję, zaraz oberwiesz! –
warknął na niego Gabryś, ledwo powstrzymując się od zaciśnięcia palców na
zgrabnym tyłeczku, odzianym już tylko w bokserki w kolorowe misie. – Marsz do spania! –
bezceremonialnie wrzucił go na tapczan i nakrył pledem. – Nie waż się wstawać!
Muszę ściągnąć pranie, idzie burza.
Michał przez kilka minut leżał
spokojnie, było mu ciepło i przytulnie. W zaśnięciu przeszkadzał mu jednak szum
w głowie i kołysanie. Kręcił się niespokojnie, próbując znaleźć najlepszą
pozycję. Strasznie chciało mu się pić. Zaczął nasłuchiwać. Miał nadzieję, że
kapitan jest gdzieś w pobliżu i ubłaga go o szklankę wody.
- Bummm… bumm…! - zadudniło, aż szyby
zadrżały. Na dworze pociemniało i deszcz zaczął bębnić o szyby. Chłopak usiadł
przerażony na posłaniu. Serce tłukło mu się w piersiach. Od dziecka bał się
burzy. Miał poczucie zagrożenia i nadciągającej katastrofy. Wyciągnął spod
poduszki schowane tam wcześniej przed współlokatorem pluszaki – miękką, zieloną
żabę, jajo dinozaura w fioletowe kropki i swojego ulubieńca, włochatego
nietoperza. Wstydził się tej swojej słabości, ale to byli jego przyjaciele i
nie miał zamiaru się z nimi rozstać. Nie chciał jednak, by kapitan miał go za
przedszkolaka. I tak już mówił do niego krasnoludku. – Bummm….! – rozległo się
ponownie. Michał zczołgał się z łóżka, ciągnąc za sobą kołdrę i poduszkę.
Musiał znaleźć szybko bezpieczne miejsce. Ta myśl kołatała się w jego mocno
zmąconym alkoholem umyśle. Nie mógł jednak zostawić swoich kumpli na pastwę
paskudnego, błyskającego się zjawiska. Sięgnął po pluszaki i ściągnął je na
podłogę. Wpełznął pod tapczan i uwił tam sobie wcale wygodne gniazdko. Wtulił
się aksamitne futerka i zamknął oczy. Grzmoty były coraz cichsze, ale on nadal
drżał. W taki burzowy dzień zginęła w wypadku jego matka. Włożył głowę pod
poduszkę, by stłumić dźwięki. Wkrótce zmorzył go niespokojny, pełen koszmarów sen.
Gabryś posprzątał kuchnię, poskładał pranie, powycierał zalaną łazienkę, czyli w jego przekonaniu wystarczająco się napracował. Teraz należała się mu jakaś nagroda. Wyciągnął laptopa z zamiarem
pogrania w Skyrim. W pokoju było bardzo cicho, więc pomyślał, że
chłopak w końcu zasnął. Właśnie był w trakcie ekscytującego pojedynku na miecze,
kiedy dobiegło go żałosne popiskiwanie. Jakby ktoś okrutnie zranił bezbronne zwierzątko. Doszedł do wniosku, że pewnie kot
sąsiadki znowu wpadł w tarapaty. Wstał i poszedł do sypialni. Stanął zdumiony
nad łóżkiem Michała. Spodziewanego futrzaka nie było, natomiast chłopak zniknął
jak zaczarowany.
- To przecież nie możliwe! – warknął do
siebie zaskoczony. – Gdyby wychodził z mieszkania musiałby przejść obok mnie! -
zaczął przeszukiwać wszystkie pomieszczenia. Współlokator zapadł się chyba pod
ziemię, albo wyparował. Było to jedyne wytłumaczenie jakie przyszło mu do
głowy. Nagle, gdzieś z wysokości podłogi, dobiegło go ciche, pełne bólu
skomlenie. Padł na kolana i zajrzał pod łóżko. To co tam zobaczył spowodowało,
że ścisnęło się w nim serce. Michał leżał na boku i tulił do siebie gromadę
śmiesznych miśków. Wyglądał strasznie krucho i delikatnie. Miał spocone czoło i
bardzo bladą twarz. Kształtne, różowe usta pogryzione do krwi. Rzucał
niespokojnie głową na boki, jakby chciał się uwolnić od jakiegoś złego snu. –
Maleńki, co się dzieje? – Mężczyzna wyciągnął chłopaka z jego kryjówki. Spojrzał
na niego nieprzytomnie, nawet go nie poznając. Nadal tkwił w swoim koszmarze.
Trząsł się cały, a po policzkach płynęły mu łzy. Niewiele myśląc zaniósł go na
swój tapczan i położył się na nim razem z Michałem.
Nakrył ich obu ciepłym pledem. Przygarnął go do siebie, otoczył ramionami i zaczął
głaskać po drżących plecach. Nie wiedząc jak go uspokoić zaczął śpiewać niskim,
miękkim głosem zasłyszaną w radiu kołysankę.
Śpij i zamknij oczy śnij - śnij
Śpij i zamknij oczy śnij - śnij
A ja będę twym aniołem
Twą radością, smutkiem, żalem
Będę gwiazdą na twym niebie
Będę zawsze obok Ciebie
Śpij i zamknij oczy śnij - śnij
A ja będę twym aniołem
Twą radością, smutkiem, żalem
Będę gwiazdą na twym niebie
Będę zawsze obok Ciebie
Poczuł jak chłopak zaczyna się powoli odprężać.
Tulił się do niego jak przerażone dziecko, spragnione czułości i poczucia
bezpieczeństwa. Jego kasztanowe włosy
pachniały szamponem Bambino, przynosiły wspomnienia zapomnianych już dawno
beztroskich zabaw z kumplami na podwórku. Od początku ten pyskaty krasnoludek wzbudzał
w nim opiekuńcze uczucia. Kiedyś będzie musiał z nim porozmawiać na temat tych
koszmarów. Nikt bez powodu nie zachowuje się w ten sposób. Na razie wystarczyło
mu, że się uspokajał. Oddychał równo i głęboko. Wsłuchał się w bicie jego
serca. Ukołysany miarowym stukotem zasnął.
***
Stefan Pokrzywka, ojciec Michała od
południa wydzwaniał do syna, ciekawy jak spodobało mu się nowe miejsce i
koledzy. Niewdzięczny potomek jednak ani nie oddzwonił, ani nie odpisał.
Ponieważ nigdy go nie ignorował, mężczyzna bardzo się zaniepokoił. Przebywał
właśnie w okolicy Krakowa, więc postanowił odwiedzić syna. Bardzo chciał poznać
jego współlokatora. Podobno to znany sportowiec i wcielony ideał. Przynajmniej
tak opisywał go trener. Miał nadzieję, że przy takim kumplu Michał spoważnieje
i przestanie sprawiać kłopoty, może nawet znajdzie sobie jakąś dziewczynę.
Budynek akademika na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem przyzwoicie. W środku
było zupełnie cicho. Widocznie większość studentów wyjechała na weekend.
Pani Milena Ostrowska była bardzo zła na Gabrysia. Miał przyjechać rano
po zaopatrzenie do domu. Nie tylko się nie zjawił, ale nie dał żadnego znaku życia.
Telefon miał wyłączony. Zapakowała więc wszystkie domowe przysmaki do
przenośnej lodówki. Taki wysportowany mężczyzna jak jej syn, nie mógł się żywić
byle czym. Takich mięśni nie da się wyhodować na uniwersyteckiej stołówce.
Zresztą miała właśnie pretekst do rodzicielskiej kontroli i skrupulatnie z
niego skorzystała. W eleganckiej sukience w kwiaty, w modnych w tym sezonie koturnach
wyglądała bardzo młodo i dziewczęco. Nikt nie dał by jej tych czterdziestu
dwóch lat, które miała. Korytarzem akademika ktoś szedł w tym samym kierunku co
ona, jego sylwetka wydała się jej dziwnie znajoma. Odwrócił głowę i oboje stanęli
jak wmurowani w podłogę.
- Wspaniale wyglądasz Milu, czas
obszedł się z tobą łaskawie – mężczyzna zmierzył ją od stóp do głów pełnym
podziwu wzrokiem.
- O tobie nie można tego niestety powiedzieć,
niechlujny jak zwykle – pogardliwie spojrzała na jego jeansy i zwykłą,
bawełnianą koszulę. – Nadal ubierasz się w lumpeksach i pracujesz w hotelu? –
wszystko się jej zagotowało w środku na jego widok. Jej wielka, durna miłość z
czasów uniwersyteckich stała przez nią. Wyglądał na równie beztroskiego jak dawniej,
ani śladu wstydu czy zażenowania po tym co jej kiedyś zrobił. Szczerzył do niej
zęby jakby nigdy nic. Miała ochotę go trzasnąć w tą przystojną, zakłamaną gębę.
Wspomnienia runęły na nią jak lawina, zapalając w jej oczach niebezpieczne
iskry. – Co tu robisz, dorabiasz sprzątaniem?
- Ostrodzioba jak za dawnych lat. Zawsze
lubiłem tę twoją zadziorność – uśmiechnął się do niej, udając, że nie widzi jak
zaciska usta w wąską kreskę. – Odwiedzam syna.
- Tak się składa, że ja też – ruszyła przodem. Chciała, by jak najszybciej zniknął jej
z oczu. Niestety los sprzysiągł się przeciwko niej. Zatrzymali się pod drzwiami tego samego
pokoju. – Tylko mi nie mów, że mój Gabryś mieszka z kimś wychowanym przez
ciebie! – zapukała, ale nikt jej nie odpowiedział. Poruszyła na próbę klamką
i weszła do środka. To co zobaczyła
spowodowało, że pierwszy raz od wielu lat zabrakło jej słów. Nikt z jej kolegów
po fachu by w to nie uwierzył. Była zanana w kręgach adwokackich z wyjątkowo
ciętego języka.
Na tapczanie leżał jej potomek i
trzymał w objęciach drobnego, ciemnowłosego chłopaka. Ten wtulał się policzkiem
w zagięcie jego szyi. Uśmiechał się przez sen. Musiała przyznać, że miał
śliczną, delikatną twarz. Zupełnie niepodobną do Stefana.
- Puszczaj mojego syna zboczony
troglodyto! – wrzasnął czerwony z wściekłości Pokrzywka i szarpnął za kołdrę. –
Jak śmiesz go dotykać tymi wielkimi łapami?!
Gabryś, zaspany i słabo kontaktujący
zerwał się z posłania tylko po to, by zostać posłanym na deski przez pięść zupełnie
nieznanego mu mężczyzny. Zamrugał oczami, nie mając pojęcia co się dzieje.
- Ee…? – zapytał inteligentnie, łapiąc
się za szybko puchnący policzek.
- Ty chamie, nie waż się bić mojego
syna! – pani Milena skoczyła na plecy Pokrzywki i wczepiła się mu z całej
siły w nadal gęste włosy.
- Tatuś? – pisnął cieniutko Michał i
usiadł na łóżku. To nie był najlepszy pomysł, ponieważ alkohol jeszcze nie
całkiem wyparował z jego głowy. Z trudem zebrał rozbiegane myśli. Nie miał
pojęcia dlaczego jest nagi i co tu właściwie robi. Nakrył się pod szyję kołdrą
i zaczerwienił po same uszy. - Robiliśmy coś dziwnego? – wypalił do kapitana i
aż jęknął w duchu nad swoją głupotą. Ojciec zamierzał się właśnie do drugiego
ciosu.
Pierwsza myśl po przeczytaniu tego rozdziału? "Cholera, ale by były jaja, gdyby któreś z rodziców uznało, że szybki ślub jest jedynym ratunkiem dla honoru syna." ;)
OdpowiedzUsuńA na serio. Podoba mi się. COSIK nie zdążył jeszcze co prawda narozrabiać, ale nie tracę nadziei. Stworek robi się coraz bardziej wymagający. Już zażądał winka z górnej półki.
Coraz bardziej lubię Gabrysia. Chłopak wydaje się ideałem. Wysoki, wysportowany, opiekuńczy, potrafi gotować... Co sprawia, że zaczynam się zastanawiać, jaką ma wadę ;)
Podoba mi się wątek miłości rodziców chłopców. Ciekawe jednak co sprawiło, że się rozstali... Mam nadzieję, że nie zrobisz nam przykrej niespodzianki, i Gabryś nie okaże się bratem Michała *grozi palcem* Liczę na rozwinięcie wątku Mileny i Stefana w kolejnych rozdziałach.
Czekam (nie)cierpliwie na kolejny rozdział,
Ariana
P.S. Wyłapane rzeczy do poprawy wysyłam na GG :*
omg XDDDD SWEET! ... TO ZNACZY ŻE GABI I MICHAŁ SĄ RODZEŃSTWEM? o.O
OdpowiedzUsuńWENY!!!! COSIK JEST BOSKI *.* ALE PRZEZ GŁUPOTĘ MICHAŁA JEGO NOWIUTKI TELEFON WPADŁ DO KLOZETU. :( WENY!!! :**
Nie są rodzeństwem w żadnym wypadku, ale mają rodziców, którzy się nawzajem nie znoszą i zrobią wszystko by ich rozdzielić.
UsuńCudo, dużo weny życzę.
OdpowiedzUsuńPijany Michaś jest bardzo słodziutki:) A Gabryś wspaniale się nim opiekuje no i jeszcze śpiewa po prostu mężczyzna ideał:) Scena z burzą i jak kapitan znalazł krasnoludka pod łóżkiem chwyta za serce. Piękna na prawdę.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko że na to wszystko przyszli rodzice którzy nie darzą się widocznie sympatią czyli będą kłopoty.
No i na koniec Michaś i jego słodkie przebudzenie.
Dużo dużo weny i chęci
Kiedy następna notka???
OdpowiedzUsuńPiszesz lepiej od Sienkiewicza, Szekspira i innych pisarzy razem wziętych.
Życzę dużo weny.
Ewa :****
Właśnie kiedy nowy rozdział???
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdzialik, cosika się nie udało pozbyć, a na dodatek staje się bardziej wymagający (żąda winka z wyższej półki), Gabryś och jaki on opiekuńczy. Pijany Michał wyglądał prze słodko. Wątek miłosny ich rodziców jest dobry, ciekawe co się stało, że nie są razem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
WIĘCEJ!!!!!
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jaki nasz cosik jest wymagający, a nasz Gabryś to nie uratował telefoniku krasnoludka... jaki opiekuńczy, jak zatroszczył się o niego w tej sytuacji, a na dokładkę mamy rodziców obydwu chłopaków i których jak się okazało, coś kiedyś łączyło... biedny Gabryś ale Michaś na pewno zaopiekuje się Gabrysiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka