To absurdalna komedia,
dlatego wszystkich czytelników proszę o wyrozumiałość i nieprzysyłanie mi
adresów najbliższych psychiatrów. Michał popełnia kilka wykroczeń i
zdenerwowany ojciec zmusza go, aby został jednym z zawodników znanej drużyny
siatkówki. Ma nadzieję, że panująca wśród sportowców dyscyplina dobrze zrobi
jego porywczemu synowi. Chłopak ma naprawdę szczery zamiar popracowania nad
swoim charakterem. Niestety, kiedy na drodze staje mu Grizzli i COSIK wszystko
zaczyna się sypać…
Michał właśnie wysiadł z busa kompletnie załamany. To był z pewnością najgorszy dzień w jego życiu. Dwa dni temu ojciec
wpadł w prawdziwą furię i postawił mu ultimatum. Albo przystanie na jego
warunki, albo koniec ze studiowaniem. Po ostatnim wybryku nie miał zamiaru
mu ustąpić. Musiał przenieść się na uniwerek do Krakowa i zamieszkać w
akademiku. Nie to było jednak najgorsze. Na ostatnim meczu wypatrzył go trener
,,Małych tygrysów”, znanej w kraju drużyny siatkówki. Zaproponował mu, aby się
do nich przyłączył. Właśnie stracili jednego z zawodników. Michał lubił grać,
ale robił to tylko amatorsko i nie miał najmniejszej ochoty tego zmieniać. Nie
uśmiechały mu się długie godziny spędzone na boisku. Niestety ojciec
natychmiast skumplował się z trenerem Orkowskim i widział w nim swojego wybawcę.
Mężczyzna, jak mówiło jego nazwisko był skrzyżowaniem komandosa i terrorysty.
Sokole oczy natychmiast dostrzegały najmniejszy błąd. Nie było osoby, której
dusza nie uciekłaby w pięty pod jego wzrokiem. Skutek tego był taki, że Michał
został wysłany na krakowski uniwerek i miał zamieszkać z bandą
uprzywilejowanych dryblasów.
Kiedy bus zatrzymał się na dworcu wytargał z
niego ogromną walizę i równie pękaty plecak.
Zaczął się zastanawiać jak on z tym wszystkim dotrze na kwaterę. Rozglądał się dookoła za postojem taksówek. Nie zauważył jak z tyłu podszedł do
niego jakiś wysoki, młody mężczyzna i poklepał go po ramieniu.
- Ej ty,
krasnoludek! Czekam tu na kogoś! Nie jechał z tobą jakiś siatkarz? – rozległ
się niski bas nad jego głową. Michał poczerwieniał gwałtownie i zaczął w
myślach liczyć do dwudziestu. Nie chciał zaczynać nowej znajomości od awantury.
– Jestem kapitanem ,,Małych tygrysów” i miałem odebrać naszego nowego
zawodnika.
- To dobrze
się składa dryblasie, bo to właśnie ja! – Chłopak wyprostował dumnie swoje 165
cm wzrostu i spojrzał na niego zadziornie ciepłymi, orzechowymi oczami. Z
satysfakcją patrzył jak wielkolud kręci z niedowierzaniem głową, otwiera i
zamyka usta, nie wiedząc co powiedzieć.
- Albo ty
masz dziwne poczucie humory i skłonności samobójcze, albo naszemu trenerowi
wiosenne słoneczko zaszkodziło! – wyburczał i zmierzył mikrusa od stóp do głów.
Z wielkiej, sięgającej do kolan bluzy, wystawała rozczochrana, ciemnowłosa głowa. Mały nos miał zadarty do góry, a w pięknych oczach widać było złośliwe błyski. – Gabryś –
rzucił i podał mu wielką dłoń.
- Michał – drobna
ręka chłopaka wyglądała w niej jakby należała do dziecka. Poczuł płynące od
mężczyzny poczucie bezpieczeństwa i siłę. Zarumienił się i spłoszony cofnął do tyłu.
- No chodź, będziemy razem mieszkać.
Przynajmniej nie zajmiesz dużo miejsca – dodał rozbawiony. Wziął do jednej ręki
wszystkie bagaże chłopaka i bez wysiłku zarzucił sobie na plecy. – To niedaleko
– popędził, nie oglądając się za siebie. Słyszał za sobą tupot drobnych stóp i
uśmiechnął się pod nosem. Bardzo się nudził od jakiegoś czasu. Jego
współlokator i kumpel Patryk musiał wyjechać, więc był obecnie jedyną osobą w
drużynie, która nie dzieliła z nikim pokoju. Pyskaty maluch wyglądał
sympatycznie i miał nadzieję, że się jakoś zaprzyjaźnią.
Michałowi nie pozostało nic innego jak tylko
biec za nim. Na jego trzy kroki, przypadał jeden krok mężczyzny. Długonogi drań
wyraźnie go ignorował, więc musiał się bardzo sprężać by za nim nadążyć. Gdy dotarli
na miejsce okazało się, że mieszkanko jest naprawdę niezłe. Najwyraźniej
sportowcy mieli swoje przywileje. Pokój był duży z balkonem i aneksem kuchennym.
Mieli też własną łazienkę wyposażoną zarówno w kabinę prysznicową jak i wannę.
- To twoje
łóżko i szafa – Gabryś wskazał na lewą stronę. - Rozgość się, chcesz coś do
picia? – postawił przed nim butelkę z gazowaną wodą mineralną. Michał zaczął
się powoli rozpakowywać. Wiedział, że długo tu miejsca nie zagrzeje, dlatego
wrzucał wszystko do półek na chybił trafił, nie przejmując się porządkiem. Nie
miał żadnych szans na pozostanie w tej drużynie gigantów. Będzie im się tylko
plątał pod nogami i przeszkadzał na boisku. Zrobiło mu się gorąco, za oknem
szalała wiosna i temperatura jak na tą porę roku była naprawdę wysoka. Słyszał
podśpiewującego w łazience kapitana. Usiadł na łóżku i sięgnął po butelkę.
Zrobił zaledwie jeden łyk, kiedy z jej wnętrza dobiegł go cichy pisk. Z
niedowierzaniem zajrzał do środka. W wodzie pływał COSIK, przypatrując mu się z zaciekawieniem dużymi, czarnymi
oczami okolonymi długimi, miękkimi rzęsami. Przypominał trochę kształtem
pierwotniaka. Miał pulchne fioletowe ciałko w zielone łatki i uśmiechnięty
pyszczek.
- Witaj
skarbie, mam dla ciebie małą propozycję – mrugnął do niego zawadiacko.
- O cholera! – Michał podskoczył i wypuścił z
ręki butelkę. Woda rozlała się na podłogę. –
Zaczyna mi odbijać. To pewnie przez ten stres i duchotę w busie – pomyślał
z lekką paniką. Usłyszał trzask otwieranych drzwi. – Dobrze, że wyszedłeś.
Chyba powinienem wziąć prysznic – rzucił w stronę mężczyzny. – Najlepiej bardzo
zimny – dodał po cichu. Wstał i spotkał się oko w oko z górą opalonych na
złocisty brąz mięśni odzianych w sam ręcznik. Przełknął głośno ślinę.
-
Zapomniałem bokserek – wyszczerzył się do niego Gabryś. Kruszyna miała ciemne
rumieńce i błądziła wzrokiem po jego ciele, chyba nie zadając sobie z tego
sprawy. Bez tej paskudnej bluzy wyglądała o niebo lepiej. Zgrabny, smukły i
długonogi, czyli taki jakich lubił. Podobały mu się zwłaszcza jego dłonie.
Szczupłe, o delikatnych zwinnych palcach. Miał na tym punkcie prawdziwego
hopla. Można powiedzieć, że piękne ręce były fetyszem kapitana.
- Ee… ja… - wyjąkał
zmieszany Michał, porwał z szuflady bieliznę i pognał do łazienki. Szybko się
rozebrał i wszedł do kabiny. Pisnął przeraźliwie, kiedy na jego głowę spadł strumień lodowatej wody. Miał niewielką nadzieję, że Gabryś nie zauważył jakie
zrobił na nim wrażenie. Nie chciał, żeby wziął go za jakiegoś zboczeńca. –
Pięknie się zaprezentowałem w pierwszy dzień, nie ma co! – mruknął do siebie.
Na szczęście jego współlokator mimo swoich gabarytów wyglądał na łagodnego
osobnika. Kiedy wyszedł z łazienki, kapitan stał przy kuchence i mieszał coś w
garnku.
- Siadaj,
zaraz będzie obiad. Na pewno jesteś głodny.
- Jesteś
pewien, że to zjadliwe? – zapytał podejrzliwe Michał i zaczął węszyć.
- Śmiesz
wątpić w moje talenty kulinarne? – wziął się pod boki i spojrzał na niego
groźnie.
- No coś ty,
zjem wszystko co mi podasz – odparł grzecznie chłopak, nie chcąc tak od razu
zadzierać z mężczyzną. Nigdy zbyt długo nie umiał grać słodkiego aniołka, ale
tym razem naprawdę się postara. Ojciec nie będzie mógł mu niczego zarzucić.
Nagle drzwi
od mieszkania się otworzyły i uderzyły z hukiem o ścianę. Do środka wpadł
rozeźlony, wytatuowany osobnik. Nawet się nie przywitał tylko od razu zaczął
wrzeszczeć.
- Który z
was kretyni, przypiął rower do mojego słupka! Zabierać mi zaraz ten złom! – okropnie cuchnął piwem, a jego gęba była cała czerwona. Gabryś spokojnie wstał
od stołu i otwarł na całą szerokość okno.
- Naucz się
pukać debilu! – złapał go za ramiona i potrząsnął jak lalką. - Nigdy, ale to
przenigdy nie stawaj między Grizzli, a jego obiadem! – ryknął, aż zadrżały
szyby, a w oczach napastnika pojawił się błysk przerażenia. Najwyraźniej
dopiero teraz rozpoznał swojego przeciwnika. Kapitan drużyny ,,Młodych
tygrysów” miał paskudną opinię. Obdarzony porywczym charakterem i niedźwiedzią
siłą rozsmarowywał na deskach każdego, kto mu się naraził.
- Ale… -
osiłek nie zdążył wydusić z siebie nic więcej, bo został podniesiony do góry i
wyrzucony przez okno. Na szczęście dla
niego był to parter, więc spadł z niewielkiej wysokości. Wpadł prosto do
stojącego poniżej kontenera ze śmieciami. Otaczający go odór, wstrząs i krążący
w jego żyłach alkohol spowodował, że osunął się w ciemność.
Gabryś z
pełnym satysfakcji uśmieszkiem otrzepał ręce i podszedł do kuchenki. Przyniósł
i postawił na stole pokaźny garnek. Nalał do talerzy rosołu z makaronem.
- Smacznego!
– nie usłyszał odpowiedzi. – Michaś, nie rób takiej miny! Odpadów należy
się pozbywać od ręki, żeby atmosfery nie psuły. Jedz, bo pomyślę, że ci nie
smakuje.
- Oczywiście
– złapał za łyżkę i już po chwili jego buzię rozjaśnił szeroki uśmiech. –
Pyyszne!
- No widzisz,
lubię gotować. Chcesz dokładkę? – dolał mu rosołku. Chłopak spojrzał do talerza
i gwałtownie zbladł. W złocistej zupce pływał COSIK, najwyraźniej w doskonałym
humorze. Przebierał szybko krótkimi, błoniastymi łapkami , aż dopłynął do
marchewki i zaczął ją ze smakiem podgryzać.
- Hello –
zamruczał. – Możemy pogadać? Chciałby
być twoim lokatorem. Oczywiście nie za darmo – zamrugał rzęsami i posłał mu
szczenięce, pełne nadziei spojrzenie.
- Nie ma
cię, nie ma cię… - zaczął recytować sobie jak mantrę drżącym szeptem Michał.
- No zgódź
się, co ci szkodzi – kusił COSIK. – Jestem maleńki, nawet mnie nie zauważysz. –
Tymczasem Kapitan obserwował dziwne miny jakie robił nowy członek drużyny. To
bladł, to czerwieniał, zaczął nawet do siebie mamrotać. Doszedł do wniosku, że
pewnie chłopak jest zmęczony.
- Dobrze się
czujesz? – zapytał troskliwie. - Może lepiej odpocznij, ja pozmywam po
obiedzie, a właściwie kolacji, bo już bardzo późno.
- Gabryś,
czy w moim talerzu coś pływa? – zapytał ostrożnie.
- Tylko
rosół, a co? Dokończ i kładź się spać. Trening jest o siódmej rano – mężczyzna
poszedł do zlewu i zabrał się za szorowanie garów.
- On mnie
nie widzi – pisnął zadowolony COSIK i zanurkował po kawałek pietruszki. –
Połknij mnie, nie bądź frajer.
- No dobra,
mam halucynacje – jęknął słabym głosem Michał – niczego tutaj nie ma - zamknął
oczy i dokończył jedzenie zupy. – Dzięki – rzucił do Gabrysia i wpełznął na
łóżko. Nakrył się na głowę kołdrą i po chwili zaczął odpływać. Był bardziej
zmęczony niż myślał. Gdzieś na granicy jawy i snu usłyszał jeszcze cichy
głosik, dochodzący gdzieś z okolicy jego żołądka.
- Nie
pożałujesz, zobaczysz. Regularnie płacę czynsz. Będziesz miał jutro małą
niespodziankę – Pisnął wesoło COSIK. – Tu jest bardzo przytulnie.
........................................................................................................
Gorące podziękowania
dla Little Bee za rysunek COSIKA. Jesteś moim najlepszym wenem i bez ciebie nie
byłoby tego opowiadania.
Yay! Nowy blog! Mam nadzieję, że kolejne cudo :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę obiecująco. Jestem ciekawa co się stanie z Michałem jak już połkną tego COSIKA.
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!
COSIK jest genialny :) Takie małe, energiczne coś do rosołku. Jestem ciekawa co też ten mały cudak zdziała.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :)
Zadziwiłaś mnie:) COSIK jest genialny a sama notka podoba mi się bardzo. Michał to ciekawa postać i na pewno będzie miał dużo ciekawych przygód. Już nie mogę się doczekać co wymyślisz dalej.
OdpowiedzUsuńDużo dużo weny:)
Cosik? wow, twoje pomysły nigdy nie przestaną mnie zadziwiać:)
OdpowiedzUsuńZapowiada się na zabawne opowiadanko, które wszystkim przypadnie do gustu:)
Mam nadzieję że niedługo wyjaśnisz kim jest owy "Cosik" :)
Twoja Maru;3
"- Ej ty, krasnoludek! Czekam tu na kogoś! Nie jechał z tobą jakiś siatkarz?"
OdpowiedzUsuń*turla się ze śmiechu*
"Nigdy, ale to przenigdy nie stawaj między Grizzli, a jego obiadem!"
*rechocze jak opętana*
Oj, coś czuję, że Gabryś zostanie moim ulubionym bohaterem tego opowiadania. Tak więc droga Autorko, nie krzywdź zbytnio mojego ulubieńca, bo się z Tobą policzę ;)
Trudno oceniać opowiadanie po pierwszym rozdziale, ale mogę napisać, że zapowiada się obiecująco.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział,
Ariana_86
HAHAHAHAHAH świetne! Uwielbiam to! COSIK jest boski! Czekam niecierpliwie na rozwój akcji
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńboski, cosik jest genialny, ciekawe co to będzie za niespodzianka, zapowiada się bardzo ciekawie, czekam na dalszy rozwój akcji..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, kapitan boski tak szybko pozbywa się śmieci... a tekst o nie stawaniu miedzy grizzli a obiadem super, no to ciekawe co za niespodziankę bedzie mial od cosika Michaś...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Miło, że pod każdym opowiadaniem zostawiasz po sobie ślad.
Usuń